Decadent Fun Club - Oko

Decadent Fun Club – Oko

2024, płyty, polak potrafi Autor: rajmund lut 23, 2024 Brak komentarzy

„Oko” to debiutancka płyta warszawskiego Decadent Fun Club, ale samych Dekadentów trudno nazywać debiutantami. Sam album zapowiadali już od dobrych paru lat, a zawarty na nim materiał w większości znamy doskonale z koncertów. Tym bardziej cieszę się, że to wydawnictwo wreszcie się ukazało i mogę je Wam z czystym sercem polecić.

Wyświechtane chińskie przekleństwo mówi: „obyś żył w ciekawych czasach”. Chyba nie ma wątpliwości co do tego, że doskonale sprawdziło się w naszej rzeczywistości ostatnich lat. Pomijając wszystkie cyrki typowe dla tego kraju, ledwo otrząsnęliśmy się z pandemii i lockdownów, a za naszą wschodnią granicą wybuchła wojna. W międzyczasie branża muzyczna popada tylko w większą stagnację, a artyści coraz częściej rezygnują z wydawania albumów na rzecz epek lub po prostu singli. Na szczęście w tych wszystkich okolicznościach całkiem nieźle odnalazł się Decadent Fun Club. Nie tylko przetrwał koronawirusowe obostrzenia, lecz także trwał w swoim postanowieniu nagrania oldschoolowego albumu. Takiego z nieprzypadkową okładką, tytułem i kolejnością utworów.

Takiego, którego każdy element będzie stanowił część gruntownie przemyślanej konstrukcji.

Już przy okazji opisywania sprzedawanej na koncertach epki „Nowhere” próbowałem zmierzyć się z wyzwaniem opisania tego, co gra Decadent Fun Club. Jest tu trochę alternatywy kojarzącej się z Placebo, ale pozbawionej gitar – więcej w niej synthpopowej czy coldwave’owej elektroniki. Utwory bywają melancholijne („Szary”, tytułowe „Oko”), ale potrafią przy tym być całkiem przebojowe („Stamina”, „Hydra”). Pierwsze skrzypce gra tu jednak bez wątpienia charyzma Pavua Ostrovskyego. Wokalista ma swój charakterystyczny styl: potrafi ujarzmić przejmujące partie, ale też specyficznie melodeklamować. A do tego umie napisać poruszający, a zarazem szalenie aktualny tekst. I dlatego od samego początku tak się cieszyłem, że Decadent Fun Club postanowił zarejestrować swój pełnowymiarowy debiut w całości po polsku.

Bo w tym wydaniu sprawdza się zdecydowanie najlepiej.

Otwierające cały zestaw „Tango” jest niczym zaproszenie na spektakl, którego dramaturgia narasta z każdym kolejnym wersem. Przez lata sprawdzało się idealnie jako otwieracz niektórych koncertów Dekadentów i było naturalnym kandydatem na pierwszy utwór tej płyty. „Szary” to transowa ilustracja beznadziei, wymarzona na te wszystkie szare dni, których w końcu nie brakuje pod naszą szerokością geograficzną. Ale to nie tak, że brakuje tu jakiejkolwiek iskierki nadziei. Pozostawia z nią wieńczący płytę „Tam” (z gościnnym udziałem Anji Orthodox), w którym wokalista próbuje nam wszystkim przypomnieć, że każdy problem blednie w obliczu miłości i powinniśmy po prostu podążać za nią. Ale łatwo nie będzie, o czym chwilę wcześniej otwarcie mówi najbardziej monumentalna, tytułowa kompozycja „Oko”:

Nic nie jest dane, nie bierze się znikąd
Przyciągam, buduję, odpycham i burzę
Dobiegam do mety, a potem znów wracam na start
Strach przed porażką zniekształca marzenia
Bez przerwy się zmieniam, rozkwitam i więdnę
Cierpliwość to dar, choć nie mogę spokojnie spać
A serce-armata wyrywa się z trzewi
Wypycha do przodu i ciągnie mnie w górę
Szybuje do gwiazd, a potem obraca się w pył
Bo sednem istnienia jest spokojne serce
W ucisku sprzeczności, na skraju przepaści
Do oka cyklonu cierpliwie wciąż płynę pod prąd

Decadent Fun Club „Oko”

Z jednej strony trochę szkoda, że debiut Decadent Fun Club ukazuje się dopiero teraz, z drugiej jednak wydaje mi się, że ogrywanie tych utworów przez lata na koncertach pozwoliło dopracować je w najdrobniejszych szczegółach. „Oko” to płyta, na której wyraźnie słychać, ile włożono w nią nie tylko serca, lecz także ciężkiej pracy. Utwory są urozmaicone brzmieniowo i pełne smaczków czekających na odkrycie w tle. Na pewno duża w tym zasługa Leszka Biolika, dawnego basisty Republiki, który był współproducentem tego albumu. Opłacało się czekać tyle lat, by w końcu usłyszeć ten materiał zarejestrowany z taką dbałością. Ale żeby nie było, dla fanów doskonale znających repertuar zespołu też znajdą się tu pewne niespodzianki, jak oparta na basie „Prawda” czy „Diabeł”.

„Oko” ukazuje się ostatecznie 23 lutego i to też doskonale pasuje do jego koncepcji.

To Światowy Dzień Walki z Depresją, tą wstydliwą chorobą, o której wciąż mówimy zbyt mało. Muzycy Decadent Fun Club zadedykowali swój album „wszystkim, którzy są w drodze do siebie” i myślę, że zawarty na nim ładunek emocjonalny może sprawdzać się w roli takiego kompasu. A przy okazji przypomnieć, że są jeszcze tacy, którzy mimo dostrzegania licznych niedoskonałości otaczającego nas świata wciąż chcą grać szczerą muzykę i wydawać oldschoolowe albumy. Jeśli przynamniej jednej osobie pomoże to odnaleźć wewnętrzny spokój, to myślę, że było warto.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

rajmund

Lokalny Ojciec Dyrektor. Współpracował m.in. z portalami CD-Action, Stopklatka i Antyradio. Po godzinach pisze opowiadania cyberpunkowe i weird fiction. Zafascynowany chaotycznym życiem szczurów.

Brak komentarzy

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *