W przerwach między słuchaniem szatańskiego dark electro, folk metalu zza granic Uralu i Blutengela zdarzają się momenty, kiedy moja dusza i powykręcany niczym węzeł gordyjski gust muzyczny domaga się odpoczynku i chwili spokoju. Wtedy zwykły ludź bądź nie-ludź mógłby rzec, że to dziwne, ale zadajcie sobie pytanie – czy aby na pewno? Czy wy też nie potrzebujecie chwili oddechu, spokoju i momentu zadumy? Tak, wiem, brzmię jak potłuczony, jak jakiś nawiedzony kaznodzieja, który przepowiada nadejście kogoś ważnego z danej religii. Ale tak się składa, że ten tekst wychodzi kilka (lub kilkanaście) godzin przed świętem, które właśnie podobnym klimatem wręcz opływa. Żeby nie było – nie jestem w żadnym, nawet najmniejszym stopniu religijny, ale atmosfera się udziela niesamowicie…
Stylistyka tego artykułu nie będzie jakoś przesadnie odbiegać od tego, co rok temu zaprezentowałem wam przy magicznej twórczości Hexperos, tak że i to nie przypadek, że dzisiaj wybrałem coś z podobnego nurtu muzycznego. Pamiętacie może muzykę określaną wszem i wobec jako „ethereal”? Na jej istnienie pracuje wiele składowych – darkwave, neoclassical i folk ambient. Jeżeli nadal nie wiecie, o co chodzi, odsyłam do tekstu o Hexperos, by zaczerpnąć troszkę wiedzy. Dzisiaj natomiast zajmę się albumem „Vitae Proelium” hiszpańskiego kwartetu Aura Noctis. I tutaj wtrącam dygresję – o ile takiej muzyki mógłbym się spodziewać po np. krajach skandynawskich, o tyle ta cieplejsza część Europy również w nich przoduje, co jest dziwne, bo się po nich tego nie spodziewałem. Więc jak to jest z Aurą? Aura jest zmienna, ale ta przybrała jeden nastrój…
Nastrój smutku, spokoju i wyciszenia. To nie jest muzyka ostra – owszem, jest mocna w swoim specyficznym znaczeniu, lecz w gruncie rzeczy jej moc polega na wcześniej wspomnianym spokoju. Jesteś zdołowany/a, bo rzucił Cię chłopak/dziewczyna a chcesz się przybić bardziej? Posłuchaj Aura Noctis. Tęsknisz za kimś kogo nie ma przy Tobie a bardzo byś chciał/a? Posłuchaj Aura Noctis. Jesień jest twą ulubioną porą roku i chcesz do niej tła muzycznego? Posłuchaj Aura Noctis. I tutaj nie chodzi o to, że taki jest cel ich muzyki – dobić, nie, po prostu ta gotycko-mroczna atmosfera połączona z folkowym graniem i niebiańskimi głosami do tego nastraja. Momentami jest tak niepokojąco, że chcesz jak najszybciej wyłączyć ich kawałki, a czasem wręcz zagłębiasz się w jej słuchaniu nie bacząc na świat (nie polecam czekając na tramwaj). Czasem rozkoszujesz się fletem i folkowymi tłami, masz wrażenie, że brodzisz w żółtych, jesiennych liściach po kostki, a gdzieś w tle majaczą ruiny jakiegoś zamku. Czasem natomiast wpadasz w ten trans, patrzysz się ślepo przed siebie i nie jesteś w stanie o niczym pomyśleć – dostajesz takiej jakby zwieszki i budzisz się niczym z głębokiego snu. Tyle ze strony metafizycznej, pora na kwestie techniczne, czyli stały punkt programu. Wokal, ach, wokal – kobieta udzielająca swych strun głosowych na „Vitae Proelium” ma cudowny głos. Po prostu cudowny i tyle w temacie. Zaś reszta – świetne. Tak bębny nadające rytmu, jak i flety, oboje i różne inne instrumenty użyte w celu uzyskania głębokiej przestrzeni muzycznej. Wszystko ładnie i zgrabnie sobie gra i nie mam się do czegokolwiek przyczepić.
Widzicie… podsumowanie to taka dziwna sprawa – cóż można rzec, kiedy wszystko zostało już powiedziane powyżej? No właśnie, nie wiadomo. „Vitae Proelium” jest bardzo dobrym albumem na coraz dłuższe, jesienne wieczory, kiedy to liście z drzew spadają i chłód powoli wypełnia powietrze (chyba że mówimy o Krakowie – tutaj powietrze przekracza dopuszczalne normy zanieczyszczenia o 500%, jest więc gorzej niż na Śląsku). Jeżeli więc wracacie z cmentarza tudzież z Dziadów i chcecie się wyciszyć, to nie ma lepszego sposobu niż przy Aura Nocits.
Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Dobre! Lubię taką muzykę, ale ten zespół jakoś mi do tej pory umykał. Muszę zbadać temat nieco dokładniej.