W 2009 roku, uzbrojony w Shazam, zacząłem słuchać krakowskiego, nieistniejącego już niestety Radia Alfa. Moim celem było zidentyfikowanie piosenki, którą od lat grali w tej stacji, ale której nikt ze znajomych nie potrafił nazwać z tytułu ni wykonawcy. Po kilku tygodniach udało się, ale plon był znacznie obfitszy. Rozpoznawałem bowiem wszystkie piosenki, które wpadały mi w ucho. Jedną z nich było „Hyperactive!” nieznanego mi wówczas Thomasa Dolby’ego. Piosenkę na użytek własny zgrałem sobie z YouTube’a i towarzyszyła mi przez następne lata. Zasadniczo jednak moja przygoda z Thomasem Dolbym na tym się zakończyła.
Pozostałoby tak, gdyby nie to, że w zeszłym roku znalazłem na Bandcampie koncertówkę Dolby’ego z Tokio z 2012 roku. Z ciekawości — oraz dodatkowo zmotywowany nieodpłatnością — zapuściłem płytę. Chwyciła. Tak oto znaleźliśmy się tutaj.
Thomas Dolby karierę zaczął w latach 80. od swoich dwóch największych przebojów: wspomnianego „Hyperactive!” oraz „She Blinded Me With Science”. Potem bywało różnie. Dolby eksperymentował z różnymi stylami — było i skoczne „My Brain Is Like A Sieve” w rytmie reggae, było i „I Love You Goodbye” z sekcją smyczkową — ale listy przebojów pozostawały niewzruszone. Po albumie „Astronauts and Heretics” z 1993 roku zawiesił działalność artystyczną, choć nadal był związany z muzyką (przekonywał Dolinę Krzemową, że warto montować karty dźwiękowe w komputerach oraz był dyrektorem muzycznym konferencji TED — czyli w sumie nie tak źle).
W 2006 roku nastąpił powrót do kariery muzycznej. Zaczęło się od jednego koncertu-niespodzianki, potem całej trasy, aż w końcu pojawiły się i nowe wydawnictwa (w tym, jak dotąd, jedno studyjne). Tak docieramy do koncertu w Tokio (do którego by nie doszło, gdyby nie Ryuichi Sakamoto, z którym Dolby współpracował przy piosence „Field Work”).
Jako że koncert miał miejsce w 2012 roku, zawiera zarówno stare przeboje, jak i nowe kompozycje. Właściwie tylko „Astronauts and Heretics” jest słabo reprezentowana, ale zestaw piosenek został wybrany pod kątem japońskiej publiczności, a ta bywa specyficzna. Tym, co najbardziej rzuca się w uszy, jest spójność stylistyczna. Piosenki pochodzą z różnych okresów, co oznaczało czasami dość odległe obszary muzyczne, ale nie powiedziałbym tego po odsłuchaniu płyty — dużym zaskoczeniem było dla mnie na przykład to, że „Evil Twin Brother” czy „Road to Reno” nie pochodzą z lat 80. Nie bez wpływu było zapewne to, że zmiskowania audio podjął się sam Dolby. Brawa więc dla artysty za zręczne podejście do własnego materiału. W rękach kogoś nieodpowiedzialnego mógłby wyjść muzyczny groch z kapustą.
Powyższy występ pokazuje, że bohater tego tekstu potrafi sobie doskonale samemu poradzić na scenie. W Tokio miał jednak współpracowników, z czego aż dwóch — Kevin Armstrong i Matthew Seligman — towarzyszy mu od początku kariery, zespół jest więc zgrany. Bardzo dobrze, że jest więcej muzyków, ponieważ grana na żywo gitara dużo wnosi do utworów. Słychać to od samego początku: nie wyobrażam sobie otwierającego „Commercial Breakup” bez tego instrumentu. Drugie na płycie „One Of Our Submarines” z kolei najbardziej z setlisty przywodzi na myśl lata osiemdziesiąte (oczywiście w pozytywnym znaczeniu). O następnym, „The Flat Earth”, trudno mi powiedzieć coś więcej nad to, że jest — ale jako wypełniacz spisuje się całkiem nieźle.
Następne jest na szczęście „My Brain Is Like a Sieve”, które nie brzmi już tak bardzo reggae, jak w oryginale, a pobrzmiewająca przez cały czas trąbka wprowadza pozytywny vibe. Piątym utworem jest piosenka napisana już po powrocie: „Evil Twin Brother”, który jest moim ulubieńcem w zestawieniu — z gościnnym udziałem Reginy Spektor w roli rosyjskojęzycznej kelnerki, chociaż obecna jest jedynie samplami. To bardzo budujące, że możliwe są udane z artystycznego punktu widzenia powroty. Następnie druga w zestawieniu nowość: „Road to Reno” — tutaj najbardziej w pamięć zapada środkowa część, która odcina się od roztrąbionej części właściwej. Tak przechodzimy do „I Love You Goodbye”, gdzie skrzypce z powodzeniem zastąpiono wysmakowanym solo na gitarze — miałbym naprawdę trudny orzech do zgryzienia, gdyby kazano mi wybierać: wersja studyjna czy ta.
Potem chwila oddechu w zaaranżowanym jedynie na pianino „Love is a Loaded Pistol”, które świetnie spisałoby się w wypełnionym dymem lokalu (to jest: w czasach, kiedy paliło się w lokalach). Utwór wycisza i dopiero elektroniczny wstęp do „Airhead” przypomina, że jesteśmy jednak na koncercie. Z racji na jego organizatora nie mogło zabraknąć „Field Work”, który brzmi tu bardziej przekonująco niż w oryginale. Powoli zbliżamy się do finału. Trzeci od końca jest „Europa and the Pirate”, który jak dla mnie stanowi drugi wypełniacz na płycie, choć nie mogę mu nic zarzucić. Występ wieńczą — tu nie ma zaskoczenia — dwa największe przeboje: „Hyperactive!” oraz „She Blinded Me With Science”. W tym pierwszym po raz kolejny najbardziej wbija mi się w świadomość trąbka, a drugi sprawdza się na zamknięcie. Na koniec nawet słychać bijącą brawo publikę, co w przypadku przeżywających wszystko w środku Japończyków jest raczej sporym komplementem.
Podsumowując: otrzymujemy dość przekrojowy album z dobrze wykonanym materiałem, który doskonale wprowadza w twórczość tego trochę niedocenionego muzyka. Warto dać mu szansę.
PS Utworem, którego tak wytrwale wtedy szukałem, było „Mammy Blue” Julio Iglesiasa.
Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Cześć cześć Jon! 🙂 Bardzo fajna recka! ^^ Wkrótce wyląduje u mnie na empetrójce 🙂
Thomas oprócz świetnej muzyki zaprezentował także ekstra kapelusik 🙂 Zapraszam również do siebie: http://www.donnazoe.blogspot.com