Carbon Based Lifeforms ‎– World of Sleepers

00s, płyty Autor: rajmund cze 30, 2014 komentarzy 5

Jest taki stareńki film z początku lat siedemdziesiątych pod tytułem „Silent Running” (w Polsce znany jako „Niemy wyścig”). W przedstawionej w nim wersji przyszłości Ziemia została zniszczona w wojnie nuklearnej, a jedyną ostoją zazieleniającego ją niegdyś życia pozostała kosmiczna Arka Noego: kompleks zajmujący się ostatnimi próbkami roślin i zwierzętami. Film przeszedł niezauważony, a jego reżyser wsławił się później jako wyprzedzający swoją epokę spec od efektów specjalnych. Jego autorski obraz dziś już mocno się postarzał, razi naiwnością i nachalnym, ekologicznym dydaktyzmem. W ogóle bym o nim nie wspominał, a pewnie i darowałbym sobie jego seans, gdyby nie jeden cytat.

Wybaczcie, nie mogłem się powstrzymać przed przedstawieniem go w takiej formie:

car-worr

Wycięte z tego filmu słowa posłużyły za sample w utworze „Photosynthesis”, który… Ciężko to opisać słowami. Najlepiej po prostu posłuchajcie.

Gdy w grudniu zeszłego roku prezentowałem Wam maraton najważniejszych płyt 2013 (29 tekstów w 29 dni – serio, nigdy więcej…), wspomniałem o czymś takim jak Solar Fields. Obiecywałem, że w przyszłości z pewnością omówię więcej płyt z francuskiej wytwórni Ultimae Records, specjalizującej się w ambientach, psybientach i innym chilloucie. Krótko mówiąc: klimatycznej, wyciszającej muzyce elektronicznej. Nadeszła pora, abym wreszcie wrócił do tej obietnicy.

Carbon Based Lifeforms to obok Solar Fields najlepsze, co znajdziecie w katalogu Francuzów.

Formalnie stanowią duet: Johannes Hedberg (znany wcześniej jako Notch) oraz Daniel Ringström (nagrywający też pod szyldem SYNC24). Obaj zaangażowani też są w projekty Thermostatic oraz T.S.R., gdzie działa z nimi… Magnus Birgersson, czyli Solar Fields. To trochę skomplikowane, wiedzcie więc po prostu, że całe Ultimae to na dobrą sprawę jedna wielka rodzina, w której artyści wzajemnie się wspierają i co chwila powołują do życia nowe wspólne projekty. „World of Sleepers” stanowi drugi pełnowymiarowy krążek Szwedów. Na ogół stawia się go odrobinę niżej od przełomowego „Hydroponic Garden” (żeby było śmieszniej, jest tam utwór pod tytułem… „Silent Running”, again).

Obie płyty są fantastyczne, jednak osobiście wyżej stawiam tę opisywaną tutaj. Chociażby ze względu na to, że to na niej znalazły się „Abiogenesis” i „Photosynthesis”. „World of Sleepers” stanowi naturalną kontynuację poprzedniego albumu, o czym świadczy już sama tracklista: rozpoczynająca się od numeru 12. Trylogię dopełnia wydany cztery lata później „Interloper”, ale to już trochę co innego…

Na tle pozostałych tworów Ultimae Records (w tym większości dorobku Solar Fields) Carbon Based Lifeforms wyróżniają się żywiołowością. To już nie tylko ambientowe pejzaże i delikatne dźwięki. U Szwedów nie brakuje tanecznych beatów i solidnego basowego dudnienia. Ich kawałki są długie, rozbudowane i wielowątkowe – na swój sposób wręcz epickie. Obadajcie „Abiogenesis” – wciąż będę się upierał, że opisywanie tej muzyki słowami mija się z celem, a wręcz jest niezbyt wykonalne, ale spróbuję. Z podwodnego świata, kojącego delikatnym tłem, wyłania się powoli niebiańska wokaliza, przerwana po dwóch minutach samplem „wake up”. Nie ma lepszej zachęty do przebudzenia. Nie opierają się jej nawet klawisze, dynamizujące już powoli cały kawałek.

Dopiero w czwartej minucie kompozycja startuje na dobre z konkretnym beatem i…

Tutaj kończą mi się słowa. Musicie mi po prostu uwierzyć, taka jest cała ta płyta. Melodie przeplatają się w bezkresnym kosmosie syntezatorowych warstw, choć ciężko będzie Wam zanucić którąkolwiek. Bogactwo brzmieniowe zaleje Was do tego stopnia, że odradzam słuchanie tej muzyki na nawet średniej jakości głośnikach. Dobre słuchawki albo naprawdę porządnej klasy kolumny. Lecicie w kosmos, tam nie ma kompromisów (pal licho, że dźwięku też).

Całe „World of Sleepers” stanowi całościowe doświadczenie, idealnie zaprojektowane pod względem dynamiki i dramaturgii.

Na dobrą sprawę można tak powiedzieć o całej trylogii pierwszych trzech płyt Carbonów. Po każdym dynamiczniejszym przeżyciu zostajemy wyciszeni bardziej „dryfującym” fragmentem jak „Vortex” czy niebiański „Gryning”, gdzie znów najbardziej zachwyca to, co usłyszymy dopiero za którymś razem, skryte gdzieś w tle. W końcu wszechświat jest tak niewyobrażalnie ogromnym miejscem, że ciężko wszystko zauważyć za jednym razem. Czasem napotykam na krytykę tego krążka z powodu użycia na nim zbyt wielu sampli wokalnych, a w dwóch utworach gościnnych wokalistek.

Ale nawet gdy w tytułowym utworze słyszymy „połamane” i popsute słowa Anny Andersson, są one jak niewyraźne, zamazane już przez pamięć słowa kogoś bliskiego, które mimowolnie wracają nam do głowy pod wpływem doświadczania czegoś pięknego. Trochę inaczej ma się sprawa w najbliższym konwencjonalnej piosenkowości „Erratic Patterns”. Carbon Based Lifeforms zbliża się tu do trip hopu, ale naprawdę, jak można czepiać się utworu z tak hipnotyzującym beatem i zmysłową klawiszową melodią? Dzięki takim momentom „World of Sleepers” pozostaje urozmaicone.

To, co dzieje się pod koniec tej płyty, to już najwspanialszy dźwiękowy zapis najpiękniejszych rzeczy, jakich może doświadczyć człowiek.

Subtelna „Flytta Dig”, a potem nostalgiczna „Betula Pendula”, przy której możemy patrzeć z pewną nostalgią na coraz odleglejszą Ziemię, ale za żadne skarby nie chcemy już tam wracać. I jeszcze ukryty „Mechanism”, w którym Carboni przypominają się od swojej specyficznie przebojowej strony… Idealny wstęp do „Interlopera”, gdzie właśnie tę stronę uwydatnili.

Jeśli uważacie, że świat jest zły i szukacie dla siebie jakiegoś zastępczego, jeśli brakuje Wam dobrej płyty do czytania czy snu, jeśli szukacie wymarzonego soundtracku do łóżka albo tripów przy zakazanych używkach – obawiam się, że już nic lepszego Wam nie polecę. Chociaż będę obstawał przy swoim: że takiej muzyki trzeba przede wszystkim doświadczać indywidualnie, w pełnym skupieniu. Ludzie przemijają i odchodzą, fantastyczne albumy pozostają z nami na zawsze.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

rajmund

Lokalny Ojciec Dyrektor. Współpracował m.in. z portalami CD-Action, Stopklatka i Antyradio. Po godzinach pisze opowiadania cyberpunkowe i weird fiction. Zafascynowany chaotycznym życiem szczurów.

komentarzy 5

  1. lova foreva, tylko ociągają się z przyjazdem do nas w tym roku damn

  2. Borys Szary via Facebook pisze:

    Ciężko wybrać jedną płytę.

  3. Domenek pisze:

    okej okej. świetny opis lecz jeśli chodzi o mnie to nie trzeba mi tego opisywać. CBL jest ze mną od dawna i też nie umiem tego opisać słowami co przeżywam jak słucham. piszę bo mam jedno zasadnicze pytanie. ważne dla mnie. a brzmi ono tak: czy ktoś może wie i mi powie czy ja mogę gdziekolwiek i jakkolwiek dostać, kupić lub ukraść jakąkolwiek ich płytę!?! przeczytałem dwa razy internet i nic! jeśli ktoś zna jakiś sposób to mnie zbawi! czekam na odp

    1. rajmund pisze:

      Spróbuj napisać do ludzi z http://nobient.pl/ Parę lat temu bez problemu kupowałem u nich całą dyskografię CBL, jak i inne płyty z Ultimae. Aktualnie widzę, że nie mają nic na stanie, ale może będą w stanie sprowadzić.

  4. trichtersky pisze:

    „Ludzie przemijają i odchodzą, fantastyczne albumy pozostają z nami na zawsze.”
    Pięknie powiedziane…

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *