Dead Astronauts, czyli Jared Nickerson i Hayley Stewart. Macie prawo znać ich z ostatniej płyty Perturbatora – sam właśnie tak ich poznałem. Ale nad wspaniałością ich wspólnego kawałka „Minuit” nie będę się rozpływał, bo robiłem to już przy każdej możliwej okazji. Trochę bałem się, że ich samodzielna EP-ka nie dorówna moim wielkim oczekiwaniom. Na szczęście wszelkie obawy okazały się bezpodstawne: na „Dead Astronauts EP” są równie czarujące momenty jak refren „Minuit”, podobnie przebojowe melodie…
A nawet sam Perturbator.
Na wstępie wyjaśnię, żeby nie było wątpliwości: EP-ka „Dead Astronauts” ukazała się w 2013 roku, natomiast w tym roku ukazała się jej reedycja pod skrzydłami labelu Telefuture – stąd „2.0” w tytule. Telefuture powinniście już kojarzyć ze wspomnianym Perturbatorem czy Make Up and Vanity Set. Krótko mówiąc: kichy nie wydają. Ktoś się może czepiać, że ot, kolejny synthpopowy duet damsko-męski, inspirujący się ejtisami, ale nie: wcale nie „kolejny”. Projektów tego typu, w których wszystko tak wspaniale by ze sobą współgrało, jest mniej niż Wam się wydaje. Posłuchajcie sobie „In Disguise” i jak Hayley cudownie dośpiewuje Jaredowi w ostatnim refrenie.
To właśnie ten moment na miarę „Minuit” – za takie partie uwielbiam tę dziewczynę.
Równie idealnie sprawdza się w „These Bones” między nonszalancko melodeklamowanymi partiami Jareda i nabijającym rytm „derp, derp-derp”. Bardziej popową aranżacją wita nas „Unhappy Woman” – to najbogatsza brzmieniowo kompozycja, ale jeśli chodzi o klimat, moim faworytem jest mimo wszystko „B Side”, zalewający od pierwszych dźwięków mrokiem syntezatorów. I kiedy już wydaje się, że w tym kawałku usłyszymy tylko iście gotycki śpiew Jareda, pojawia się Hayley, by przeprowadzić nas z ciemnego pokoju w oniryczną samotnię… W końcu taki tekst zobowiązuje:
Wake me up, I’ve found a dream I can’t escape from
Hasn’t been so cold with you
I have another person waiting on the other side
So when I fall to the ground he will pick me up
Kocham wszystkie cztery utwory z tej EP-ki, ale oświadczyłbym się właśnie temu jednemu. Niemniej to wcale nie koniec – wspominałem, że pojawia się tu nasz ulubiony Perturbator. Ano tak, następne cztery tracki to jeszcze raz to samo, tylko w wersji Jamesa Kenta. Różnie z tego typu zabiegami bywa, w tym przypadku mamy jednak do czynienia z remiksami pierwszej próby. Gwarantuję, że nie będziecie się nudzić, ba! Najprawdopodobniej w ogóle nie odczujecie przy pierwszym odsłuchu, że to te same piosenki. Mistrz retro wave’u pozostawił praktycznie same ścieżki wokalne z oryginału, a tła to jego autorska robota. Zresztą od razu rozpoznacie te charakterystyczne soundtrackowe plamy i syntezatorowe polifonie, płynnie przechodzące od jednego motywu do drugiego.
Jeśli wolicie Dead Astronauts od mroczniejszej strony – na pewno reinterpretacje Jamesa Kenta trafią w Wasz gust.
Znam zresztą przypadek, w którym ktoś stawia remiksy Perturbatora nawet wyżej od oryginalnych wersji. Aż tak daleko bym się nie posuwał, ale podoba mi się, jak taki zabieg przybliża EP-kę do pełnowymiarowej płyty. W opisywanej tu reedycji mamy zresztą jeszcze dwa dodatkowe remiksy, które idą w inną stronę: zamiast uwypuklać mrok, dodają kolejne składniki do przebojowości – tak jak dodatkowe klawisze w „Unhappy Woman (DJ Ten Remix)”. „In Disquise (Manfred Remix)” przybliża natomiast ten świetny kawałek do współcześniejszych brzmień.
Tak że jeśli zastanawialiście się, czy warto sięgać po więcej Dead Astronauts albo szukaliście czegoś na scenie tzw. „retro wave’u”, gdzie wreszcie byłyby wokale, ta EP-ka jest jak najbardziej godna uwagi. Jared i Hayley właśnie wydają pełnowymiarowy debiut „Constelations” i jestem przekonany, że utrzyma poziom. Obok Perturbatorowego „Dangerous Days” była to dla mnie najczęściej katowana płyta tego lata. Czy tam streamowana. Och, wiecie, o co chodzi.
Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Brak komentarzy