Uwielbiam sytuacje, kiedy słuchając muzyki szeroko rozumianej jako “elektroniczna” można wyczuć, gdzieś tam głęboko, w serduchu, doświadczenie wyniesione z grania na scenach rock, metal, punk czy hardcore. Próba transplantacji tej agresji, gniewu i pazura nie zawsze jest łatwa, chociaż oczywistym jest to, że pewne odnogi elektroniki nadają się do tego bardziej. Co więc czuć na ostatnim albumie Youth Code?
Duet powstał w 2012 roku w USA (dokładnie w Kalifornii) jako efekt współpracy Ryana George’a i Sary Taylor. Ryan już wcześniej miał doświadczenie z muzyką – udzielał się w kapelach ze sceny hardcore i punk, zaś Sara pracowała jako manager tras koncertowych i hobbystycznie bawiła się syntezatorami. Obydwoje do końca nie byli przekonani, co z tego wyjdzie – pierwszy koncert Youth Code miał być zarazem ostatnim. Na szczęście na tym się nie skończyło. Szybko uzyskana popularność i uznanie otworzyło im drzwi do tras koncertowych z “wielkimi” nazwami – mieli okazję grać jako support dla Skinny Puppy, Front Line Assembly, Suicide Commando czy Haujobb.
Po drodze przewijały się również takie nazwiska jak Chelsea Wolfe czy George Clarke z Deafheaven (nawet i HEALTH się gdzieś przewinęło).
Nadszedł więc w końcu rok 2021 i premiera trzeciego albumu w dorobku Youth Code – „A Skeleton Key in the Doors of Depression”. Krążek ten powstał we współpracy z amerykańskim muzykiem o pseudonimie King Yosef. Długość może rozczarować – niecałe pół godziny muzyki. Plus o tyle, że nie ma tam żadnego zapychacza. No ale dobrze – czego można się tutaj spodziewać? Otóż paru rzeczy.
Po pierwsze, jeżeli znacie poprzednie dokonania Youth Code, to raczej nie odnajdziecie tutaj przełomu w brzmieniu. Sama elektronika jest ciężka, brudna, mechanicznie rytmiczna, tworząca atmosferę niepewności. Nie oczekujcie tutaj miłego plumkania basu jak w Nitzer Ebb – przester pojawia się gdzie to tylko możliwe. Dla przykładu: w “Burner” melodyjny i relatywnie spokojny refren jest przeplatany z szerokimi i gęstymi wstawkami gitarowymi. Ta właśnie pojawia się na tym albumie dość często – King Yosef właśnie porusza się po takich industrialno-metalowych rejonach, ostatnio zmierzając w kierunku eksperymentalizmu. Co ciekawe, w kawałku “Head Underwater” pojawia się solówka na gitarze zagrana przez Matta Pike’a ze Sleep/High on Fire, co nie jest dla mnie jakoś zaskoczeniem. Sama solówka jest po prostu ok, ale co najważniejsze – nie została za bardzo wyeksponowana i potraktowana specjalnie, dzięki czemu po prostu dobrze siedzi w całym kawałku.
Youth Code nie próbuje redefiniować tutaj swojego brzmienia.
Nie upatruje też siebie jako swego rodzaju “zbawcy” sceny industrial i nie oczekują, że inni zaczną iść ich śladami. Widać, że znaleźli swoje brzmienie i drogę, którą chcą podążać. Wiedzą, jak zręcznie połączyć ostrość i agresywność ze sceny hc/punk oraz mrok, ciężar i atmosferę sceny dark electro/industrial. Czy to krążek roku? Nie, nie wydaje mi się. Nie zmienia to jednak faktu, że jest po prostu bardzo dobry i nie wypadałoby go przegapić.
Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Brak komentarzy