Witch house to dosyć ciężki do opisania nurt muzyczny. Większość istotnych dla gatunku zespołów upiera się przy tym, że witch housem wcale nie jest, a wiele osób twierdzi, że sam w sobie jest kolejnym, marketingowym wymysłem. Dosyć obszernie o głównych założeniach tej muzyki napisał Raj w recenzji wspaniałej płyty spod szyldu oOoOO (która i tak nie umywa się do EP-ki, ale o tym może innym razem), tak więc cóż więcej mogę od siebie dodać? Wspomniany przez niego Travis Egedy, uznawany za twórcę tego pokręconego nurtu, na swoim (kultowym już w środowisku) blogu Plain Pictures opisał 13 zasad, którymi powinni się kierować ludzie chcący stworzyć piosenkę rodem z wiedźmowej chatki. A więc:
1. Nie słuchaj żadnego witch house’u. Twórz ze swojej wewnętrznej wiedźmy.
2. Jedz granaty. Mnóstwo. Używaj swoich rąk do oddzielania nasion od skórki, nie kupuj wcześniej przygotowanych granatów.
3. Studiuj “Your Body” autorstwa Psychic TV oraz eseje “T.A.Z.”, “Sorcery” i “Immediatism” Hakima Beya, a także “Thee Splinter Test” Genesisa P-Orridge’a (jako ciekawostkę dodam, że tego Pana mogliśmy usłyszeć w bardzo mrocznym remiksie „While I’m Still Here” Nine Inch Nails, dodanym do wydania deluxe ich ostatniej płyty, „Hesitation Marks„)
4. Pieprz się/Pierdol. Mnóstwo.
5. Weź MDMA i idź do klubu ze striptizem.
6. Zawsze miej przy sobie onyks, trzymaj cytryn w miejscu, w którym tworzysz. Podróżuj z kamieniem księżycowym, a komuś specjalnemu, bliskiemu Twojemu sercu, podaruj jadeit.
7. Natrzyj się olejkami, trzymaj się z dala od pestycydów oraz znajdź odcień szminki, który pasuje do Twojej twarzy.
8. Stwórz graffiti.
9. Baw się, przestań wąchać róże i hasać po pieprzonej, słonecznej łące.
10. Rzuć pracę.
11. Słuchaj DJ-a Nate’a.
12. Uświadom sobie, że byłeś okłamywany przez całe swoje życie, a nic nie jest trwałe.
13. CZUJ.
Bardzo prześmiewczo, prawda? Niestety, moim zdaniem spore grono twórców wzięło sobie te zasady zbyt głęboko do serca. W wyniku tego pośród ogromu witch house’owych produkcji, pojawiających się na różnorodnych portalach poświęconych wiedźmowym fanatykom, trudno natrafić na coś dobrego. Zamiast skupić się na inności i wyjątkowości (a witch house daje gigantyczne pole do popisu), w większości spotykamy dzieła płytkie i nudne, do bólu powtarzalne, opierające się na tych samych podstawach (ciężko, narkotycznie, krzykliwie, chaotycznie i jeszcze bardziej narkotycznie, jakby w hołdzie dla wiecznie nieprzytomnej Alice Glass z Crystal Castles). To trochę smutne, bo masa tej twórczości nie wnosi niczego nowego. Dlatego też warto pisać o perełkach takich jak wcześniej wspomniane oOoOO, Crosses, Ritualz czy też genialny Unison i poruszająca M△S▴C△RA. Dziś postanowiłam zapoznać Was z kolejnym, nieoszlifowanym (to nadaje brzmieniu swoistego uroku) diamentem, jakim jest portugalska formacja Veils.
Tak jak w przypadku Crystal Castles, band tworzy damsko-męski duet: Diogo Pereira i Sara Ruano. Niewiele można przeczytać na ich temat (warto wyszukać zdjęcia przedstawiające Sarę), za to chętnie udostępniają swoją muzykę za darmo. Zespół wielokrotnie wspierał swoją rodaczkę, niesamowicie utalentowaną fotoagrafkę i fankę Alessandra Cortiniego, Marię Louceiro: jej prace towarzyszą i współgrają z twórczością Welonów. Są niesamowicie klimatyczne i chłodne, polecam poszperać w internetach. Dlaczego grupa nazywana jest portugalskim Crystal Castles? Nie każcie mi odpowiadać na to pytanie. Wpływy są widoczne (i słyszalne) już po pierwszych dźwiękach: zaczynając od teledysków i artworków, a na samym brzmieniu kończąc. Nie jest to jednak wadą: Veils broni się samo, bo pomimo wyraźnej inspiracji wszystko jest bardzo świeże i na swój wiedźmowy sposób czarujące.
Dostajemy więc sporą dawkę upiornych i chóralnych głosów. Ciężkie, noisowe dźwięki wypełniają EP-kę od początku do końca, wszystko współgra. Jakim kawałkiem najlepiej zobrazować Kokon? Spieszę z odpowiedzią: otwierająca album “Aurora” jest jednym z najbardziej magicznych utworów, jakie mieszczą się na mojej osobistej liście TOP10. Jeżeli nie zahipnotyzuje Cię ten kawałek, to nie licz na to,że Veilsowa twórczość porwie Twoją duszę (a już na pewno nie staniesz się fanem witch house’u). “Jutrzenka” jest esencją tego, co w wiedźmowej chacie najlepsze. Przy okazji dodaje coś od siebie: może nie jest nieszablonowa, ale z pewnością bajecznie oryginalna, zatapiająca i poszerzająca muzyczne horyzonty. Eteryczne lalalala prowadzi melodię całości za rękę, otwiera umysł i zaprasza do sennej, zimowej podróży w wyobraźni. Najmocniejszy punkt EP-ki: poruszający, nostalgiczny, mocny i bardzo namiętny, ognisty w swym zimnie. Veils wiedzieli, jak rozpocząć album i od razu rozkochać w sobie słuchaczy. Czyste piękno. Jak tu się nie zakochać?
Niestety, jeżeli chodzi o Veils, ciężko mi pisać niestronniczo: trudno mi tu cokolwiek zdissować i zmieszać z błotem. Każdy utwór ma swoją duszę i dopasowaną do jego atmosfery fotografię. Najmniej poruszającym (w całej swojej wspaniałości) utworem jest chyba kojący “Pegasus”. Piszę to z ciężkim sercem, bo nie sposób stwierdzić, że jakaś część „Cocoon EP” jest słaba. W “Poison” i “Grail” przekonujemy się, jak dużą inspirację dla Veils stanowi wcześniej wspominane Crystal Castles. Przy pierwszym odsłuchu możemy śmiało stwierdzić, że to bliźniaczo podobne do utworów Kanadyjczyków kompozycje.
Wielki błąd! Dla mnie to małe dzieła: co z tego, że Sara krzyczy jak Alice, a Diogo operuje klimatem (i konsoletą) jak Ethan: brzmienie jest niesamowicie świeże i nowe. Zaczerpnięte? Owszem! ZAINSPIROWANE, ale nie zerżnięte na chama jak kompletnie niestrawne You Love Her Coz She’s Dead (proponuję wam odsłuchać „I” CC, a później wybrać dowolny utwór YLHCSD, chociazby „Superheroes” – gwarantuję, że jeżeli kochacie Alice i Ethana tak mocno jak ja, to poczujecie coś więcej niż niesmak).
“Skies” to najlepszy przykład tego, jak bardzo CeCeki wpłynęły na Welony: mocny beat, zagubione i stłumione krzyki – brzmi niemalże jak „Plague”… Zresztą całą „Cocoon EP” nazwałabym wielkim hołdem dla trzeciej płyty CC. Nazwałabym, ale tego nie zrobię, gdyż większość utworów na tej EP-ce została upubliczniona jeszcze przed premierą „III”. Co tylko potwierdza, że Veils nie jest tylko kolejną witch house’ową kopią kopii. W “Skies” dodatkowo otrzymujemy niezauważony przeze mnie (dzięki, Raj), wsamplowany motyw ze ścieżki dźwiękowej do “The Fifth Element” (filmu, który znamy i kochamy, aczkolwiek nie przykładałam do soundtracku aż tak wielkiej uwagi – mój błąd).
Serwowany na koniec “Soulmates” jest idealnym podsumowaniem. Uspokajający, jednak wciąż niepokojący; bardziej niż w CC uderzający w oOoOO. Pięknie prowadzona melodia wycisza słuchacza, a jednocześnie wprowadza melancholijny nastrój. Czy jest ładniejszy sposób na przekazanie, że to już zwieńczenie całej historii? Tak, Veils wiedzą jak skończyć.
„Cocoon EP” z początku było dla mnie na równi z „Veils EP”: po jakimś czasie wskoczyło jednak kilka oczek wyżej. Wyraźnie słychać, że Diogo i Sara idą do przodu, bawią się dźwiękami, poszukują kierunku, w którym mogliby podążać. Jeżeli poszukiwania te mają wyglądać tak, jak brzmi Kokon, to nie chcę, by zatrzymywali się w miejscu: z początku prowadzeni przez CC za rękę, sami przejęli role przewodników na małej ścieżce w środku wiedźmowego lasu. Trudy wędrówki pozwalają odczuć największą satysfakcję: Welonom to staranie opłaciło się.
Mam nadzieję, że z kolejną EP-ką znów zrobią kilka kroków naprzód (a nuż pojawi się niecierpliwie przeze mnie wyczekiwany longplay…). Gorąco polecam, nie tylko fanom witch house’u i Crystal Castles: Veils prezentują nową jakość. Jeżeli jesteś wrażliwy i otwarty na ciekawe, muzyczne ekspedycje, „Cocoon EP” jest strzałem w dziesiątkę. Veils nie stoją w miejscu, by zbierać kwiaty: oni idą naprzód, wiedząc, że kwiaty będą wciąż kwitnąć na ich drodze.
Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
„Jedz granaty. Mnóstwo.” mogą być odłamkowe?
To raczej wykluczy „mnóstwo”.
Bardzo dobry tekst (a zwłaszcza rozbudowany wstęp). Czekam na więcej artykułów witch house’owych!
Lektura na dziś :3
Robert ,dziekuję. Mam w zanadrzu jeszcze wiele bandów witch house’owych, o których chciałabym napisać. Z pewnością będę starała się przybliżać i opisywać zespoły warte uwagi (lista jest dosyć obszerna), no bo jednak w wiedźmowej chatce jest sporo pokoi wyglądających tak samo. Mam nadzieję,że podołam oczekiwaniom i zaprezentuję muzykę, która spodoba się innym, nie tylko mi samej 🙂 /Misty
Dobrze wiedzieć, że istnieje coś takiego jak witch house, wcześniej znałam CC, niedawno trafiłam na Veils i chyba będę brnęła w to dalej, dzięki za artykuł.
Btw, początek Aurory może się wydawać znajomy dla niektórych https://www.youtube.com/watch?v=Nu40Fj2heJQ Polubiłam tę piosenkę jeszcze mocniej jak się zorientowałam co to jest.
@duch
Co za mindfuck! Dzięki wielkie za zwrócenie naszej uwagi.