To była już trzecia wizyta The Kilimanjaro Darkjazz Ensemble w poznańskim Blue Note. Tym razem Holendrzy zagrali tylko w jednym polskim mieście, ale też obecna trasa (którą polski koncert zamykał) należała do dość skromnych – jedynie pięć krajów. Bardzo miłym gestem był prezent w postaci kodu na stronę internetową zespołu, dołączanego do każdego biletu z przedsprzedaży. Kod ów dawał możliwość ściągnięcia EP-ki „Xtabay”, zawierającej pięć wersji tytułowego utworu. Niby drobiazg, ale cieszy.
Relacja ukazała się pierwotnie na łamach portalu muzyka.pl w październiku 2012 roku.
Cieszyć się też musieli holenderscy muzycy, ujrzawszy wypchaną po brzegi salę. Może warto następnym razem pomyśleć już o jakimś większym miejscu? Grono wtajemniczonych w piękno darkjazzu rośnie z każdym rokiem. Na szczęście tym razem nie było problemów z nagłośnieniem – parę razy coś zatrzeszczało, ale trzeba przyznać, że The Kilimanjaro Darkjazz Ensemble zabrzmieli bardzo przestrzennie jak na takie warunki. Z klimatu wybijało jedynie oświetlenie: sama Charlotte Cegarra zwracała kilkukrotnie uwagę ze sceny, żeby pogasić światła. Niestety, bezskutecznie.
Jednak nawet to nie było w stanie popsuć atmosfery tego wieczora.
Niesamowite, mroczne dźwięki Holendrów spowiły całą salę i zaczarowały publiczność. Przeszywający puzon, potężny bas i elektroniczne beaty kreowały pełen grozy, odmienny świat. Klimaty rodem z kina ekspresjonistycznego (na które tak chętnie powołuje się sam zespół), ale i brutalnego, włoskiego giallo. Nawet czerwone ściany obok schodów klubu przywodziły na myśl surrealistyczny, czerwony pokój z „Twin Peaks”… Ale może odniesienia do serialu Davida Lyncha zachowam na potrzeby innego darkjazzowego projektu (tego z dyktafonami w nazwie).
Ze względu na eksperymentalny, improwizowany charakter koncertów The Kilimanjaro Darkjazz Ensemble, bardziej przeżywa się je jako całościowe doświadczenie, niż doszukuje konkretnych utworów znanych z płyt. Na pewno jednak każdy, choć odrobinę z nimi zaznajomiony, zwrócił uwagę na utwory z debiutu, które tego wieczora wgniotły w ziemię: „Lobby” i „Pearls for Swine”. IDM-owe wstawki omal nie rozniosły Blue Note na strzępy, a niektórzy przytykali uszy, ale przecież o to chodzi w dramaturgii tego utworu. Dla miłośników spokojniejszego piękna najbardziej udane były zapewne chwile, w których pierwsze skrzypce grał wokal Charlotte: cudowna „Seneca” i „Embers” z „Here Be Dragons”.
Aż szkoda, że poza tymi utworami rola głosu Charlotte to „tylko” wokalizy…
Zespół zapowiedział już pełnowymiarową trasę na maj przyszłego roku. Miejmy nadzieję, że tym razem wpadną do nas na więcej koncertów. I zadbają o stoisko ze swoimi płytami!
Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Brak komentarzy