O rany, ale mnie już męczy ta ejtisowa nostalgia. Nie zrozumcie mnie źle: też bardzo lubiłem tamtą estetykę i początkowo bardzo popierałem cały nurt. Jednak po falach nudnego synthwave’u i męczeniu „Stranger Things” na każdym kroku zostało mi tylko pytanie: ile można wałkować te same klisze bez żadnego kreatywnego przetworzenia? I wtedy wjeżdża Riki. Pierwsza płyta Niff Nawor wyszła bardzo…