Pora na spełnienie kolejnej obietnicy, którą złożyłem na tym blogu dawno temu. Dawno, bo to już prawie rok! Recenzując płytę „Where Once Were Exit Wounds” Autoclav 1.1 wspominałem o genialnej wytwórni Tympanik Audio, którą powinni się zachwycić wszyscy miłośnicy nowoczesnej elektroniki. Co prawda „Can You Hear My Call?” zostało wydane jeszcze dla Geska Records, lecz Stendeck – czyli Szwajcar Alessandro Zampieri – kojarzony jest przede wszystkim z Tympanikiem i do dziś (?) jest z nim związany. Miłośnicy późnego Gridlocka (Mike Wells nawet masterował ten krążek) czy pianinowego Aphex Twina – słuchajcie.
Stendeck to jeden z tych artystów, którzy nie mając do dyspozycji warstwy lirycznej w swoich kompozycjach, próbują opowiedzieć całą historię już w tytule utworu. Dlatego też większość z nich jest dość przydługa i mało medialna. Przecież nikt normalny nie nazywa swoich kawałków „Citylights Slide Behind You, and You are Just a Small Star Lost in the Night”. Ale w tym przypadku nic więcej nie trzeba. Sama etykietka już starczy za całą historię, a i wcale nieźle oddaje klimat tego albumu. Zabiegani w tych swoich wynaturzonych metropoliach, zawsze za późno w bezsensownych miejscach, które uczyniliśmy swoimi świątyniami, wiecznie sfrustrowani i podirytowani zupełnie nieistotnymi detalami coraz sztuczniejszego i sukcesywnie skracającego listę ludzkich uczuć świata.
Czy jeszcze potrafimy się odnaleźć, zatańczyć, usłyszeć? „Can You Hear My Call?” – o tym jest ta płyta.
Dobrze, no to warstwę liryczną mamy z głowy – a jak to brzmi? Syntetycznie, elektronicznie, jak na Tympanik Audio przystało. Stendeck nie jest jednak zupełnie zdehumanizowanym, pozbawionym uczuć androidem. Słychać od początku, że to klasycznie wyszkolony muzyk, który potrafi zaczarować pianino na potrzeby swoich uczuć i ciepłych emocji. Oczywiście te ciepłe brzmienia przerywają mięsiste, IDM-owe beaty, niezliczone efekty i ambientowe pejzaże. Tak jak resztki człowieczeństwa walczą w nas o przetrwanie w tych coraz mniej sprzyjających warunkach, tak i te pianinowe dźwięki wyłaniają się tu i ówdzie z aranżacji.
Miejscami pojawia się nawet gitara, a w dwóch utworach („Monsters Are Getting Closer – Black Shadows Swallow Dreams” i „Waking Up Into Unknown Lands”) można usłyszeć ponownie skrzypce Mattii Colombo (były już obecne na „A Crash Into Another World”). Zampieri nie popełnia przy tym grzechu powszedniego współczesnych elektroników i nie wydłuża zbędnie swoich utworów. Większość z nich trwa po 4-5 minut, sporo jest interludiów na minutę czy dwie. Gdy dotrzemy do przedostatniego w zestawie „Frozen Sun” (na siedem i pół minuty), z pewnością nie uznamy tego czasu za zmarnowany, bo to idealne podsumowanie całego krążka. Króciutki, tytułowy zamykacz, oparty na jednostajnym beacie, to już tylko formalność.
Generalnie nie widzę za bardzo sensu w opisywaniu poszczególnych utworów na tego typu wydawnictwach.
Chciałbym jednak powiedzieć jeszcze krótko o dwóch momentach „Can You Hear My Call?”. Stanowią mistrzostwo mojego osobistego świata i to one zaważyły, że wybrałem do opisu właśnie tę płytę, a nie być może nieco równiejsze, nagrane już dla Tympanika „Sonnambula” czy „Scintilla”. A więc „Waiting for a New Day”. Intro wibrującego akustyka ustępuje miejsca zniekształconemu, marszowemu beatowi, ale jeszcze wraca ze swoim motywem. Połowa utworu i Stendeck wymienia beat na pianino. Potem wszystko nakłada się na siebie w idealnych proporcjach. Zupełnie jakbyśmy wypatrywali w cudownym krajobrazie poszczególnych elementów, skupiali na nich swoją uwagę, a następnie wracali do pełnego obrazu. Tak naprawdę to nieskomplikowana przeplatanka tych samych motywów, ale zrobiona po mistrzowsku.
A pianinowe rozplątanie na koniec może przebić tylko następny w kolejce „Lonely Souls Can’t Dance”. Tym razem agresywniej, syntetyczne plumkanie zagłusza bzyczący rytm i terkoczący motyw, budujący tempo dla całego kawałka. Zampieri jednak doskonale wie, kiedy zwolnić, przystopować i zauroczyć delikatniejszą melodią, rozbarwioną na dodatek syntezatorowym punktowaniem.
Te dwa kawałki to największy problem tej płyty – przy nich bledną pozostałe.
Zatem jeśli żyjecie w wielkim mieście lub lubujecie się w takich brzmieniach, „Can You Hear My Call?” to lektura obowiązkowa. Koniecznie sprawdźcie też następne płyty Stendecka i pamiętajcie, by nie dać się do końca zdehumanizować. Kto wie, kiedy i w jakich okolicznościach przyda się Wam jeszcze ten ludzki pierwiastek.
Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Brak komentarzy