Powroty po latach to niełatwa sprawa. Oczekiwania fanów narastają, a czasy i trendy w brzmieniach zmieniają się z roku na rok. Ostatecznie zmieniają się też sami muzycy i bez wątpienia powrót do projektu, który tworzyli niemal w poprzednim życiu, może być wyzwaniem. Jak się to udało Chrisowi Cornerowi i zreaktywowanemu po dwóch dekadach Sneaker Pimps?
Dwa słowa prywaty na wstępie: „Splinter” to prawdopodobnie jeden z moich ulubionych albumów ever, a i do dwóch pozostałych płyt SP wracam z przyjemnością. Równie mocno cenię sobie twórczość IAMX, choć jest oczywiście bardzo nierówna – ale jest w ich katalogu kilka kawałków bardzo bliskich mojemu sercu, a ich koncerty wspominam wyjątkowo dobrze.
Byłam więc ciekawa, jak wypadnie powrót po latach do starego projektu Chrisa Cornera. Na potrzeby nowej płyty zatrudnił on wokalistkę Simonne Jones, poza tym w składzie towarzyszył mu stary kolega z zespołu, Liam Howe. Już wybór dokooptowania do projektu nowej osoby poniekąd świadczy o tym, że Corner i Howe chcieli zrobić coś nowego, zamiast wpadać w pułapkę odgrzewania starych brzmień. Z drugiej strony wokalista sam określa „Squaring the Circle” mianem Frankensteina, ponieważ tracklista składa się zarówno z nowego materiału, jak i utworów, które od lat zalegały nieukończone gdzieś w archiwach muzyków. I to określenie jest nader trafne, choć z trochę innego powodu.
Jest to bowiem strasznie niespójna płyta.
Zaskakuje tu obecność piosenek, które znacznie lepiej pasowałoby do repertuaru IAMX niż do wydawnictwa pod szyldem Sneaker Pimps („Stripes”, „Love Me Stupid”, „Tranquility Trap”). Szczególnie, że wyrzucenie ich z tracklisty wpłynęłoby pozytywnie nie tylko na spójność, lecz takżena czas trwania krążka. Bo ta płyta trwa ponad godzinę. Może wybrzydzam (ale w końcu od czego jest pisanie w internecie, jak nie od wybrzydzania), ale jestem zwolennikiem typowo „winylowego” czasu trwania, czyli jest idealnie, gdy płyta trwa gdzieś pomiędzy 30 a 45 minut. A jak porywamy się na dłuższe produkcje, to liczę, że będzie na nich coś, co utrzyma moją uwagę przez tę bitą godzinę.
A przy „Squaring the Circle” miałabym z tym problem, nawet gdyby je skrócić o te 20 minut.
Poza odrzutami IAMX, dostajemy też garść akustycznych, balladowych kompozycji –„SOS”, „Pink Noise”, „Lifeline”. Jeśli wydaje Wam się, że brzmi to mało porywająco, to macie rację. Chris Corner jednak ma ewidentnie więcej do zaoferowania słuchaczom, kiedy gra napędzaną emocjami elektronikę niż kiedy sięga po akustyczną gitarę.
Wśród tych bez mała szesnastu utworów jest też mimo wszystko kilka perełek.
Moją ulubioną jest „Immaculate Hearts”, z bardzo wpadającym w ucho refrenem, i „Alibis”. W przypadku tego drugiego od razu spodobał mi się tekst:
You’re cellophane
You think that you got it wrapped up
With your brutal suffocating ways
Like cellophane
Spreading yourself too thin
To begin to feel anything
Sneaker Pimps – „Alibis”
Poza tym bronią się też singlowe „Fighter” i „So Far Gone”. Choć prawdę mówiąc – czy są to dobre piosenki, czy po prostu piosenki, które wyróżniają się czymkolwiek na tle dość nijakiej płyty…
Ech. Chciałam, żeby ten album mi się podobał (co za smutne stwierdzenie). Dałam mu szansę, chciałam trzymać się tego, że dla tych kilku lepszych momentów było warto. Ale jeśli z ponad godzinnego albumu ostatecznie chce się wracać tylko do dwóch-trzech piosenek, a myśl o słuchaniu całości przyprawia o atak ziewania – no to chyba nie jest to dobra płyta.
Tak czy inaczej, na swój sposób cieszę się, że wyszła. Moja ciekawość jest zaspokojona, a Chris Corner może w końcu odhaczyć reanimowanie Sneaker Pimps ze swojej listy rzeczy do zrobienia. Mam nadzieję, że dzięki temu będzie mógł ruszyć dalej ze swoją twórczością i jeszcze czymś mnie zaskoczy – pod jakim szyldem by się to nie odbyło.
Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Brak komentarzy