Skinny Puppy – VIVIsectVI

80s, płyty Autor: Jacek Szafranowicz lis 21, 2021 Brak komentarzy

Jak się jest fanem Skinny Puppy, trudno o tej płycie pisać z innej pozycji niż z pozycji kolan. Nie ulega kwestii, że legendarne trio z Kanady było tutaj w najlepszej formie.

Wydane dwa lata po Twitch Ministry i chwilę przed Pretty Hate Machine Nine Inch Nails, VIVIsectVI należy do ścisłego kanonu muzyki postindustrialnej z późnych lat osiemdziesiątych, która wówczas coraz śmielej szła w stronę piosenki. Ale nie Skinny Puppy. Psina zawsze chadzała swoimi ścieżkami i na swoim czwartym albumie zabrzmiała jak zespół z pogranicza. Nie tak radykalni jak, dajmy na to, Einstürzende Neubauten i nie tak chwytliwi jak KMFDM, postanowili zaproponować coś zdecydowanie trudniejszego. W efekcie powstała płyta, która – na pierwszy rzut ucha – brzmi jak muzyka na potańcówkę dla neurotyków albo pacjentów z oddziału zamkniętego.

Bo VIVIsectVI rzeczywiście trudno się słucha.

Zwłaszcza na początku, kiedy jeszcze nie jest się w stanie ogarnąć wszystkich warstw tych fantastycznych kompozycji. Ogre brzmi jak obłąkany, bity gniotą małżowiny, partie synciaków dają piąchami w serce, a ile w tym wszystkim piękna, kiedy już się człowiek osłucha. W owym czasie Skinny Puppy zajęło jasne stanowisko: wiwisekcja na małpach, szczurach i innych zwierzakach jest okropna. Psina jedzie więc po ludziach jak należy, czego dowodem „Human Disease”, bo my faktycznie mamy niebywały talent do rujnowania wszystkiego, co natura powoła do życia. Jesteśmy pomyleni i słabi, jak w „Harsh Stone White”, poruszającej quasi-balladzie o waleniu środków uspokajających. Nasz los jako bytów świadomych życia i śmierci jest niewątpliwie ciężki, ale to nie usprawiedliwia syfu, jaki siejemy na tej planecie. Np. trując gazem, jak w czasie konfliktu Iranu z Irakiem, o czym traktuje „VX Gas Attack”.

Stąd ta gorycz, stąd ten cały wkurw na tej płycie.

To niebywałe, jak poruszająca jest ta muzyka. Będąc tak hałaśliwą i odpychającą, jest jednocześnie genialnie zrównoważona tanecznymi momentami, których nie powstydziłoby się Depeche Mode z tamtego czasu. W połączeniu z samplami z horrorów tworzy to melanż jedyny w swoim rodzaju. To był ten moment, kiedy we trójkę rozumieli się najlepiej. Mieli wizję, wiedzieli, co chcą powiedzieć i wiedzieli, jak chcą zabrzmieć. Ale VIVIsectVI  to też, niestety, początek końca. Potem były jeszcze wspaniałe płyty, ale pojawiła się heroina, kłótnie, forsa i w końcu Psina zgubiła orientację w terenie. Słuchając dziś późniejszych płyt – Too Dark Park i Last Rights – brzmienie VIVIsectVI może wydawać się czerstwe. Ale gdzie indziej możemy usłyszeć piosenkę, która przyciska równie mocno jak „Testure”? Psina wyje z bólu, patrząc na nas oczami pełnymi lęku i złości. W tym siła i piękno VIVIsectVI

Nota: zespół we wkładce zaleca słuchać głośno albo nie słuchać w ogóle.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

Jacek Szafranowicz

Poeta, prozaik i publicysta. Wiersze, prozę oraz recenzje publikował m. in. na łamach "Przekroju", "Autografu", "Wyspy", "Drobiazgów" i "Kina". Były współredaktor "Blackastriala". Pochodzi z Gdańska, obecnie mieszka w Sopocie.

Brak komentarzy

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *