Przychodzi taki czas w środku lata, że trzeba na chwilę odstawić wszystkie synthwave’y, dać odpocząć Duran Duran i odkurzyć dyskografię Sandry. Najlepiej począwszy od składanki „Ten on One”, na której znalazły się wszystkie największe przeboje pierwszego okresu jej kariery. Jeśli masz wątpliwości, czemu często nazywa się Sandrę europejską Madonną, ten krążek głośno ci to pokaże wraz z niezapomnianymi „In the Heat of the Night”, „Everlasting Love” czy „Maria Magdalena”. Istny must have na lato. Ale tak naprawdę najbardziej cenię Sandrę dopiero za kolejne płyty…
Moja ulubiona „trylogia” w jej dyskografii to „Secret Land” – „Paintings in Yellow” – „Close to Seven”.
I długo się zastanawiałem, którą z nich wybrać do opisania na tym blogu. „Secret Land” to dobra płyta, ale tak naprawdę wszystko na niej blednie w obliczu utworu tytułowego. Z kolei „Close to Seven” to bardziej płyta Enigmy niż Sandry, dlatego ostatecznie wybrałem „Paintings in Yellow”. Choć krążek wydano w 1990 roku, jego brzmienie bliższe jest jeszcze lat osiemdziesiątych. To prawdopodobnie najbardziej wysublimowana pozycja – obok „Close to Seven” – w dorobku wokalistki. Sandra zerwała na niej z popowymi potańcówami i zaproponowała spokojniejsze, wręcz proto-dreampopowe piosenki ewidentnie skierowane na rynek amerykański. Choć przeczyłby temu pierwszy singiel…
Tym bowiem został cover utworu „Hiroshima” Wishful Thinking.
Ładna, spokojna ballada z anielskim głosem niemieckiej wokalistki i klipem kojarzącym się z „Like a Prayer” Madonny. To jednak nie zmienia faktu, że głównym tematem piosenki jest… No, łatwo odgadnąć po tytule. Swoją drogą Sandrę zawsze ciągnęło w takie zaangażowane pieśni. Chociażby „Don’t Cry (The Breakup Of The World)” z „Mirrors”, traktujące o tragedii w Czernobylu, czy znajdujący się również na „Paintings in Yellow” „Johnny Wanna Live”, sprzeciwiający się przemocy wobec zwierząt. Mimo to „Hiroshima” to do dziś jeden z największych hitów Sandry, a „Johnny Wanna Live” został wznowiony na singlu – w zupełnie odmienionej wersji – promującym składankę „18 Greatest Hits”.
Obie piosenki nadają ton całej płycie: melancholijnej, refleksyjnej, jakby spokojniejszej i bardziej przemyślanej.
Tak się zresztą składa, że to właśnie przed nagraniem tej płyty Sandra przeprowadziła się na Ibizę do 500-letniego, wielkiego domostwa, w którym również mieściło się studio jej wieloletniego producenta, Michaela Cretu. Wtedy też wzięła z nim ślub. Te ważne życiowe zmiany, a także klimat wprost z Ibizy, słychać w tych utworach. Są jak te tytułowe „Paintings in Yellow”, malowane charakterystycznym głosem Sandry. Wystarczy wsłuchać się w nastrojowe „Lovelight in Your Eyes” – prawdziwie wzruszające wyznanie miłosne. Albo „One More Night”, które spokojnie mogło powstać wieczorem, o zachodzie słońca, gdzieś na werandzie wymarzonego domostwa państwa Cretu.
Są jeszcze żywsze, bardziej popowe „(Life May Be) A Big Insanity” i „The Skin I’m In” – pełno w nich egzotycznych brzmień i uroku, lecz na szczególną uwagę zasługuje dopiero końcówka płyty. To dopiero tytułowy utwór ukazuje progresywne ciągoty Michaela Cretu, że o „The Journey” nie wspomnę. To już rozbudowana suita pełną gębą, stanowiąca płynne przejście do Enigmy i zarazem jeden z najpiękniejszych utworów Sandry. Od uduchowionego popu, przez plemienne rytmy, po pełną skreczy i sampli mozaikę. World music zmiksowane z Led Zeppelin? To mógł zaproponować tylko Michael Cretu.
Tak że biorąc pod uwagę datę wydania tego krążka, można tu upatrywać pewnego producenckiego wizjonerstwa.
Niektórzy mówią, że to ostatni wielki album Sandry. Inni powiedzą, że jedyny. Ja tam go stawiam na równi z „Close to Seven”. Zanim jednak zabierzemy się za ten krążek – o ile w ogóle do tego dojdzie – należałoby omówić to, co „Paintings in Yellow” sygnalizowało na każdym kroku. Nową, enigmatyczną drogę ujścia, jaką znalazł dla swoich eksperymentów Michael Cretu…
Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Natknęłam się na tą opinię przypadkiem. Jestem fanką Sandry od ponad dwudziestu lat i pierwszy raz przeczytałam tak trafiony w moje spostrzeżenia opis. Dokładnie jakbym to miała wyjęte z ust. The jorney do tej pory jest moją ukochaną piosenką, pełną tajemnicy i nawiązań do cudownej i bardzo dla mnie charakterystycznej Enigmy. Fajnie czytać opinie kogoś kto zna sandrę nie tylko z Marii Magdaleny.
Dzięki 🙂