Czasem zdarza mi się rozmawiać z Rajmundem. Co prawda liczba słów, które w ciągu tygodnia potrafi do mnie przekazać, z trudem wystarczyłaby na złożenie zdania oznajmującego, ostatnio jednak coś się zmieniło. Powiedział „napisz o futurepopach”. Cóż mi pozostało do zrobienia? Napisać o futurepopach.
Chwilę się zastanawiałem, który z przedstawicieli tego rodzaju muzyki byłby odpowiednim kandydatem do tego tekstu. Doszedłem więc do wniosku, iż najlepszym miejscem na poszukiwania będzie kraj sąsiadujący z Polską z lewej strony. Tutaj poszło już łatwo. Poszukiwanie elektroniki i industrialu w Niemczech można porównać do chęci zakupu klapek Kubota na targu, który funkcjonował przy już nieistniejącym Stadionie Dziesięciolecia. Przeglądając, co „Rajch” ma do zaoferowania, przypomniałem sobie o całkiem przyjemnym projekcie o nazwie Rotersand.
To trio powstało stosunkowo późno (w porównaniu do nestorów sceny), bo dopiero w 2002 roku. Ich debiutancki album „Truth Is Fanatic” ukazał się rok później. Potem już poszło z górki – kolejne wydawnictwa, EP-ki, kompilacje i remiksy, czyli standard. Miałem dylemat, którym ich „dzieckiem” zająć się najpierw. Padło na – jak na razie – ostatni krążek „Random Is Resistance” z… 2009 roku. Nie powiem – długo zwlekają z nagraniem czegoś nowego. To znaczy coś tam na twarzoksiędze informują o pracach nad nowym singlem, no ale Panowie! To już siedem lat!
Kolejny pomarańczowy [albo jakby napisał Rajmund: rudy – dop. Rajmund] album (kolor ten jest znakiem rozpoznawczym Rotersand) rozpoczyna się od… gitary akustycznej. Tak jest – Panowie stwierdzili, że fajnie będzie nagrać kawałek, który brzmi trochę jak Pink Floyd unplugged. Nie powiem – zaskoczenie. Chociaż sam motyw z gitarą (pod każdą postacią) pojawia się na albumie kilka razy. „Bastards Screaming” charakteryzuje się mocnym i przesterowanym basem, który wypełnia cały kawałek, utrzymany w tanecznym klimacie. Po nim następuje jeden z najlepszych (w każdym razie według mnie) kawałków na płycie, a mianowicie „Waiting To Be Born”. Również taneczny, jednakże o chłodnym klimacie i wyjątkowo melodyjny, z przyjemnym, acz cichym chórkiem. To właśnie przez ten utwór poznałem Rotersand. W kolejce ustawia się potem „Speak To Me”, który to brzmi trochę podobnie do poprzednika, lecz już bez tej wpadającej w ucho melodii. Miłym przerywnikiem między tanecznością jest „We Will Kill Them All” – przyjemnie się tego słucha. Mam nawet wrażenie, że końcówka jest inspirowana „nowymi” Skinny Puppy.
W „First Time” znowu pojawia się gitara. Rozpoczyna się całkiem spokojnie, ażeby z czasem nabrać tej „mocy”. „Beneath The Stars” – tutaj miałem chwilę zagwozdki, bo wokalista brzmiał chwilami niczym Andy LaPlegua. Mało tego – cały utwór jest prawie identyczny jak u Icon Of Coil. „If You Don’t Stop…” – świetny kawałek do tańca! Tłusty bas na początku, melodie i w miarę szybki rytm perfekcyjnie nadaje się na parkiety. Pora na kolejny „the best of the best” z albumu, czyli „War On Error”. Stawiałbym go na podium obok „Waiting To Be Born”. Charakterystyczna melodia, chórki, smyczki i ogólne instrumentarium symfoniczne nadaje mu ten wojenny klimat. Nie wspomnę o filtrowanych wokalach czy marszowym tempie! „A Number And A Name” oraz „Gothic Paradise” brzmią jakoś tak… mało wyraźnie. Jak dla mnie zbyt płasko, jakby bez inspiracji. Album zamyka „A Million Worlds To Lose”. Nie ma tutaj tanecznego beatu, są za to skrzypce i wzruszające melodie.
Jeżeli szukacie dobrego i przemyślanego futurepopu (w języku angielskim), to możecie sięgnąć po Rotersand. Wyjątkowo znośnie mi się go słuchało. Nie jest to kolejny ckliwy projekt, w którym wokalista płacze do mikrofonu o tym, jak to kobieta z baru dała mu zmyślony numer telefonu, o nie. Brzmienie jest poprawne, śmiem rzec, że specyficzne, nie wspominając o ogólnym koncepcie i przesłaniu albumu. No i pamiętajcie o jednym – Random Is Resistance! [a sadness is rebellion – dop. Rajmund]
Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Brak komentarzy