Red Emprez – Reborn

2016, płyty, polak potrafi Autor: rajmund maj 22, 2016 Brak komentarzy

Jest na Facebooku taki fanpage, Mefedronowi Kowboje, który przekonuje, że w Polsce też mamy Miami. Jeśli ktoś ma jeszcze co do tego wątpliwości, ta płyta powinna je rozwiać – a patrząc na rodowód Red Emprez, Miami powinniśmy upatrywać w Białymstoku.

Z muzykami Red Emprez jest o tyle ciekawa sprawa, że gdybym miał układać ich wcześniejsze albumy na działach w sklepie płytowym, wsadziłbym je między Controlled Collapse czy Agressivę 69 na dziale polskim. Gdzieś koło Clan of Xymox i Marilyna Mansona, jeśli mielibyśmy jednolity dział światowy. W każdym razie na pewno nie w pobliżu Timecopa1983 czy innych Perturbatorów. Tymczasem na swojej trzeciej płycie – nazwanej skądinąd całkiem trafnie „Reborn” – panowie obrali taką właśnie drogę: syntezatorowa melancholia, noworomantyczna wrażliwość, chorobliwie zaraźliwe melodie.

Krótko mówiąc: lata 80. pełną gębą.

Kierunek ten zapowiadał już wydany w maju 2015 roku singiel „Wanted”. Bardzo odległy od darkwave’owego „My Possession” czy industrialnego „Time To Say: „Goodbye””, z jakimi dotąd był kojarzony ten projekt. I już kiedy słuchamy otwierającego płytę „Monte Carlo” możemy być pewni, że nie był to wcale jednorazowy wybryk.

Taka niespodziewana (r)ewolucja stylistyczna jest tutaj bardzo ciekawa z jeszcze jednego względu. Wcześniejsze doświadczenia muzyków odcisnęły bowiem wyraźne piętno na ich obecnym materiale. W efekcie nie mamy do czynienia z częstym wrażeniem „no fajnie, że tym razem polskie, ale zachodni synthwave już to zna od dawna”, a bardziej myślimy „kurczę, to jest naprawdę świeże!”.

Już wspomniany „Monte Carlo” przechodzi bowiem płynnie w instrumentalny „Streets”.

Wyraźnie pobrzmiewają tu echa „Blasphemous Rumours” Depeche Mode. Ale to jeszcze nic – w odświeżonej (i brzmiącej o niebo lepiej) kompozycji sprzed lat, „Cheerleaders”, mamy nawet niespodziewany zawadiacki chórek niczym z „mOBSCENE” Marilyna Mansona, a w kontynuującym jego wątek „Kittens” słychać klasycznie industrialny klawisz. Mi osobiście przywodzi na myśl Mortiisa z okresu „The Smell of Rain”. Ostatecznym rozliczeniem z przeszłością zdaje się być agresywniejszy, wykrzyczany „Going Down”.

Wszystkie te patenty od razu budują charakter płyty i sprawiają, że każdy z tych kawałków od razu zapamiętujemy. Jednocześnie nie przypominam sobie takich zabiegów na szeroko pojętej, obecnej scenie synthwave’owej. Wpływy industrialu stanowią tu więc o ciekawym zróżnicowaniu tego materiału. To ważne, bo „Reborn” to jedna z tych płyt, które od razu chce się zapętlać. Kompozycje są krótkie (jeszcze raz podkreślę: łączenie „pełnoprawnych” utworów z instrumentalnymi rozwinięciami sprawdza się tu rewelacyjnie), a całość nie przekracza winylowej normy czasu trwania. Trzeba było więc zadbać o coś poza chwytliwymi melodiami, żeby krążek nie nudził po kilku odsłuchach.

Ale żeby nie było: melodie też tu są prawdziwie pierwszoligowe.

Takiego „My Port” – z charakterystycznymi wokalizami – nie powstydziłby się sam Trevor Something, tyle że zamiast patrzeć na słońce zatapiające się w Oceanie Atlantyckim, musiałby mu pewnie wystarczyć zachód tegoż nad kościołem Św. Rocha. Jednak moim faworytem w skali całego „Reborn” pozostaje delikatnie rozkręcający się „Everything I Love”, w którym do tęsknych syntezatorów i melancholijnego tekstu dołączył nawet nieśmiertelny saksofon. A jak ktoś już sięga po tę ejtisową ikonę, to na ogół jest to decydujący moment, w którym jestem kupiony.

Nie pozostaje nic innego, jak chłopakom z Red Emprez pogratulować. Po pierwsze: profesjonalnej, spójnej i wyraźnie przemyślanej płyty. Po drugie: niezwykle udanego odrodzenia, w blasku którego ich poprzednie wcielenie usuwa się w cień. Wreszcie po trzecie: dowiedzenia, że można w tym kraju robić świeżą, syntezatorową muzykę na poziomie – bo takich dowodów nigdy nam nie będzie dość.

PS Czekam na wydanie na winylu!

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

rajmund

Lokalny Ojciec Dyrektor. Współpracował m.in. z portalami CD-Action, Stopklatka i Antyradio. Po godzinach pisze opowiadania cyberpunkowe i weird fiction. Zafascynowany chaotycznym życiem szczurów.

Brak komentarzy

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *