Püdelsi – Psychopop

00s, płyty, polak potrafi Autor: rajmund lis 10, 2014 Brak komentarzy

Zaczynam ten tekst trzeci raz, bo wyraźnie mam z tą płytą problem. Może nie tyle z płytą, co z jej wykonawcą, a konkretnie: z Maćkiem Maleńczukiem. No bo wypadałoby zrobić o nim jakiś wstęp, mimo że każdy Polak doskonale wie o kim mowa. A tu mam twardy orzech do zgryzienia. Z jednej strony szacunek i respekt (jak śpiewał jego niegdysiejszy kolega, imć Deriglasoff) za starych Püdelsów i oczywiście Homo Twist. Z drugiej strony, potem się zaczęły te wszystkie psychodancingi, ciągnięcie w nieskończoność kierowanego w wiadomy target męczenia klimatów „Nigdy więcej” i innej „Dawnej dziewczyny”, Idole, celebrycenie itd.

Doszło aż do coverowania Wysockiego, choć to już nawet mojej mamie nie przypadło do gustu.

Można to wszystko odczytywać jako ciągłe poszukiwanie, eksperymentowanie i poszerzanie spektrum swojej twórczości. Przecież taki projekt jak „Psychocountry” ciężko posądzać o jakąś nadmierną komercyjność, że o „Cantigas de Santa Maria” nie wspomnę (a mimo to obie płyty osiągnęły sprzedaż, o której wiele jawnie popowych krążków może pomarzyć). Ostatnio zaś trafił się „Vladimir” – czyli dowód, że artysta wciąż z Maleńczuka niepokorny i bezkompromisowy. Trochę się w tym pogubiłem, bo jednak mam wrażenie, że coś tu się marnuje. Zwłaszcza że sam Maleńczuk otwarcie mówi, że stał się muzyczną prostytutką. Nawet te wszystkie kontrowersje należy chyba traktować jako chwyt marketingowy. I chyba o to dziś w tym głównie chodzi.

W tym kontekście „Psychopop” wypada bardzo interesująco, bo to zdaje się być ten kluczowy moment, w którym niegdysiejszy głos Homo Twist znudził się wiecznym undergroundem i rozpoczął mariaż z mainstreamem. To płyta zmierzająca już w stronę radiową, przebojową, ale jeszcze nie na tyle, by Maleńczuka skreślili wszyscy dawni miłośnicy (jak stało się po wydaniu „Wolności słowa”). Bo w odróżnieniu od tych wszystkich „psychodancingów”, decydując się na dobry pop, Püdelsi nie zapomnieli o przedrostku „psycho”. I to widać już doskonale po kompozycji płyty.

Homo Twist był zawsze najambitniejszym projektem, w którym udzielał się wojcieszowski poeta. Tyle że tam – podobnie jak u innego bruLionowego barda, imć Świetlickiego – rocki na gitarach, surowe aranżacje, niby forma w pełni pasująca do treści… No ale u Püdelsów bardziej to wszystko zróżnicowane, nie tak przytłaczające – również pod względem brzmieniowym.

„Psychopop” to płyta o winylowym wręcz podziale.

Z gatunku tych, których pierwszą stronę (hitową) zajeżdżamy do płaskości. Drugą, ambitniejszą, zapuszczamy tylko na specjalne okazje. Oto bowiem pierwsze sześć utworów to układanka typowych püdelsowych piosenek około pastiszowych. Raz ewidentnie prześmiewczych („Samba-mamba”), innym razem wręcz infantylnych („Noś dobre ciuchy”), ale i w pełni serio bujających (tytułowy, nowoczesny „Psychopop”). Do tego dochodzą fragmenty zdecydowanie rockowe, które do dziś goszczą w radiach i chyba najbardziej wpłynęły na popularność tego krążka.

Mam tu na myśli oldskulowo rock and rollowy „Emeryten Party” i psychodeliczne „Szuwary”. Jest też porażający punkową energią (i słownictwem) „Szpaner”, ale to akurat najsłabszy moment „Psychopopu”. Jak zwykle u Maleńczuka warto zwrócić uwagę na teksty. Po raz pierwszy w historii Püdelsów nie wykorzystywano poezji Piotra Marka, a wszystkie słowa przygotował cały zespół (choć raczej wiadomo, kto te przygotowania koordynował). Mamy tu więc klasyczną püdelsową prześmiewczość, gry słowne i żonglowanie skojarzeniami.

Po „Szuwarach” pojawia się „Kolacyja” i płyta nagle zupełnie zmienia charakter.

Elektroniczny trans z mantrową melodeklamacją Maleńczuka zapowiada poważną zmianę nastroju. „Boski ogród” to już zupełnie niespodziewany przejaw patetycznego liryzmu, który zamiast balansować na granicy kiczu opowiada swoją wersję przypowieści o Adamie i Ewie. Drugim takim momentem, zdecydowanie najbardziej dramatycznym na całej płycie a i jednym z bardziej udanych w całej karierze Maleńczuka, jest kultowy już dziś utwór „Jestem sam”. I znów: niby niewesoła historia, życiowy dramat, ale opowiedziany w tak przystępny i pełen jakiejś nienachalnej, życiowej mądrości sposób. Tak jak zawsze mam wrażenie, że jedyny słuszny wokalista Püdelsów śpiewa nad zwyczaj naturalnie, wręcz od niechcenia, bez żadnych trudności, tak w takich momentach dochodzi jeszcze naturalność tekstów i przekazu.

Nie będę cytował, bo jeśli jakimś cudem nie znacie, to trzeba się z tym zapoznać w pełnej formie. Pomiędzy tym wszystkim jest jeszcze odjechany, industrial metalowy „Lucyfugus” i – jakże mogłoby zabraknąć tego motywu – wykpiwająca rastamańską ideologię „Biada-Dada”. Jej tekst zresztą powstał w iście dadaistyczny sposób właśnie. A na deser: Maleńczuk w swoim najbardziej brawurowym, bardowskim wydaniu. „Wampir” to dziesięć minut mrocznej, klimatycznej historii w charakterystycznym dla niego stylu.

Mimo wszystko „Psychopop” zdaje się być podporządkowany wyraźnej myśli i brzmi całkiem spójnie.

Choć ciężko stwierdzić, co tu tak naprawdę robi za spoiwo. Czy to wyjątkowe interpretacje Maleńczuka, czy to balansowanie na granicy masówki i awangardy. Czy może właśnie sam fakt, że każdy kawałek jest z zupełnie innej beczki. Bo w tym największa siła „Psychopopu”. Wszystko przedstawiono tu w idealnych proporcjach. Jest popowa przystępność, ale i wymagające schizy. Śmichy-chichy zestawione z patosem, a komedia z horrorem. Z perspektywy czasu to też ta ostatnia granica między komercją a sztuką.

Na „Wolności słowa” było już miejsce tylko dla popu. Ale ten album też jeszcze bardzo cenię, chociażby za niezwykle celne i pomysłowe teksty Maleńczuka. Tym akurat potrafi zachwycić do dziś w każdym ze swoich projektów, nawet jeśli nad ich formą można dyskutować. Na koniec wywiad z epoki, który nieco ułatwia zrozumienie zarówno „Psychopopu”, jak i tego, co stało się z moim problematycznym artystą później.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

rajmund

Lokalny Ojciec Dyrektor. Współpracował m.in. z portalami CD-Action, Stopklatka i Antyradio. Po godzinach pisze opowiadania cyberpunkowe i weird fiction. Zafascynowany chaotycznym życiem szczurów.

Brak komentarzy

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *