Chelsea Nikkel to ukrywająca się pod pseudonimem Princess Chelsea, urodzona w Nowej Zelandii wokalistka i pianistka. Na koncie ma udział w grupach Teen Wolf oraz The Brunettes. Wygląda i ubiera się jak 14-letnia dziewczynka, kocha stare animacje Disneya, nigdy też nie rozstaje się ze swym kotem Winstonem. Zasłuchuje się w piosenki Black Sabbath, a potomka nazwałaby Lucifer. Jeżeli jeszcze nie zniechęciła was okładka albumu, ani krótki opis tej ekscentrycznej osoby, zapraszam do zagłębienia się w niezwykłą baśń dla dorosłych, pełną melancholii i dźwięków dzwonków, którą jest “Lil’ Golden Book”.
Pisanie o tej płycie jest zadaniem bardzo trudnym. Sama muzyka Princess Chelsea opisywana jest jako synth pop, indie pop i baroque pop, jednak według mnie nie da się jej sklasyfikować. To mieszanka dźwięków wyjętych wprost z książek dla dzieci i kołysanek; pięknych, klawiszowych linii melodycznych, syntezatorowych zagrywek brzmiących jak nie z tej ziemi oraz specyficznego wokalu Nikkel. Przy każdym odsłuchu “Lil’ Golden Book” mam wrażenie, że śnię, podróżuję umysłem po innych wymiarach, odpływam w nieznane. Płyta opowiada historię o nastoletnim i późniejszym, dorosłym życiu Chelsea w Nowej Zelandii. Mimo to artystka zachęca nas do interpretowania albumu na dowolne sposoby. Każda piosenka ma kilka znaczeń i tylko od nas, słuchaczy, zależy, w jaki sposób ją odbierzemy. To krążek bardzo specyficzny, który nie spodoba się każdemu, a jednak warto dać mu szansę, nawet jeśli nie jest się fanem takich cukierkowych brzmień.
Już od pierwszych dźwięków rozpoczynającej albumu piosenki “Machines of Loving Grace” możemy się domyślać, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. To jedna z moich ulubionych bajek na “Lil’ Golden Book“: piękna piosenka o naiwnej miłości, rzuceniu wszystkiego i podążaniu w nieznane. Syntezator pieści nasze uszy melodią wyjętą wprost z kosmicznej przestrzeni. Po jakimś czasie dochodzi do nas dźwięk dzwonków, harfy i skrzypiec. Poznajemy też niezwykły styl prowadzenia wokalu Chelsea: śpiewa ona bardzo dziecięco, upraszczając i zmiękczając słowa. “Yulia” wita nas wpadającą w ucho melodią graną na pianinie i rytmiczną perkusją. Wprowadza nieco melancholijny nastrój, który pogłębia się wraz z kolejnymi linijkami tekstu.
Prawdziwą inspiracją dla piosenki była historia pewnej gwiazdki telewizyjnej, o wiadomym imieniu, która w 2008 roku poślubiła swojego menadżera. “Ice Reign”, utwór brzmiący jak dziwaczna kołysanka, czaruje nas swoim pozytywkowym urokiem. Opowiada o ciemnych stronach posiadania władzy oraz przestrzega przed byciem okrutnym dla innych, a ciche werble nadają mu odpowiedni, iście „królewski” klimat. Kolejną piosenką jest chyba najdziwniejszy kawałek na całej płycie, “Monkey Eats Bananas”. Urocze cymbałki i stanowcza perkusja brzmią bardzo cyrkowo, a sam tekst tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu. “Caution Repetitive” to kolejna opowieść o relacjach damsko-męskich, tym razem z perspektywy obserwującej swojego księcia dziewczyny. Chelsea po raz kolejny prezentuje to, w czym jest niezwykle dobra: przeciąga samogłoski, tajemniczo szepcze, wręcz uroczo śpiewa swoje „lalalala”.
Następnie przechodzimy do największego „hiciora” z całej “Lil’ Golden Book”; mowa tu o genialnym “The Cigarette Duet” nagranym z przyjacielem Chelsea, Johnatanem Bree. Piosenka zdobyła ogromną popularność i w tym momencie ma ponad 13 tysięcy wyświetleń w serwisie YouTube [to chyba tylko na planecie hipsterów może być „ogromna popularność” – dop. rajmund]. Tekst to istny majstersztyk: dialog pomiędzy skłóconą o skutki palenia papierosów parą. Artystka wielokrotnie przyznawała w wywiadach, że tekst jest zapisem prawdziwej rozmowy, która wydarzyła się między nią a jej chłopakiem. Miłość okazała się jednak silniejsza niż nałóg, mimo to nasza bohaterka dalej lubi palić w ukryciu. Utwór ilustruje niesamowicie klimatyczny teledysk, ale do tego wrócę później. Kolejna baśń to “Too Fast Too Live”- najsmutniejsza, a jednocześnie najbardziej komiczna w swoim ogólnym wydźwięku piosenka na płycie. Nie napiszę na jej temat więcej, tego trzeba po prostu posłuchać.
“Overseas” to chyba najbardziej dramatyczny, sprezentowany nam utwór: został stworzony po wyjątkowo meczącej, europejskiej trasie koncertowej z The Brunettes. Chelsea, która jest bardzo zżyta ze swoją ojczyzną, postanowiła napisać ten prześmiewczy, boleśnie uderzający w stereotypy kawałek. Po raz kolejny możemy także usłyszeć Johnatana: ich duet brzmi bardzo chóralnie i patetycznie, co dodatkowo podkreśla sarkastyczny charakter piosenki. Następny w kolejności „Frack” raczy nas masą zniekształconych melodii, syntezatorowych smaczków oraz wspaniałymi wstawkami instrumentów smyczkowych. Wokal jest rozciągnięty i pełen szumu, a sam tekst w pewien sposób nostalgiczny. Po tej małej dawce smutku przechodzimy do kolejnej z moich ulubienic czyli „Goodnight Little Robot Child”. Piosenka zaczarowała mnie swoim pulsującym, elektronicznym rytmem, jak i niesamowitym, przeciągłym wokalem Chelsea, od którego aż kipi magią.
Po wyśpiewaniu całego tekstu przez Nikkel, jest nam dane usłyszeć najlepszy moment instrumentalny na całej „Lil’ Golden Book”. Za każdym razem, gdy słucham tego niesamowitego przejścia, mam ciarki. Dla tego fragmentu warto wysłuchać całej płyty. Niestety, każda bajka dobiega kiedyś końca, a baśń Księżniczki Chelsea zamyka się bardzo ładnie, serwując nam „Ice Reign” w wersji instrumentalnej. Wsamplowany odgłos spadającego deszczu oraz zabawa dodawaniem i zniekształcaniem dźwięków brzmią wyśmienicie. W takim wydaniu utwór wypada lepiej niż w wersji z wokalem.
Ważną częścią „Lil’ Golden Book” są również teledyski. Wokalistka szydzi sobie ze współczesnych obrazów ilustrujących piosenki, dając prztyczka w nos mainstreamowym klipom. W jaki sposób? Artystka bawi się ich formą, występuje w przeróżnych strojach, robi głupie miny, a czasami… Nie robi po prostu nic. Do niemal każdej piosenki z albumu powstał teledysk: w jednym Chelsea pije wino, tuląc do siebie swojego kota, w kolejnym beznamiętnie patrzy się w ekran kamery pochłaniając ogromne ilości dietetycznej Coca-Coli, w innym je banany i wygłupia się jak małe dziecko. Wszystkie klipy są estetyczne i miłe dla oka, warto poznać każdy z osobna. Sama Chelsea jest na tyle urocza i charyzmatyczna, że nie sposób oderwać od niej wzroku.
Nie każdy polubi „Lil’ Golden Book”. Princess Chelsea może odpychać od siebie swoją wokalna, dziecięcą maniera. Mimo wszystko polecam się zapoznać z albumem, ponieważ to krążek jedyny w swoim rodzaju: nigdy nie słyszałam czegoś podobnego. Jeżeli lubisz syntezatory, cymbałki i odrealnione melodie, a nie przeszkadza Ci słodycz, którą płyta jest obficie polana, być może zakochasz się w niej tak jak ja. Bo trzeba pamiętać, że choć „Lil’ Golden Book” pozornie jest słodka: wiele w niej smutku, żalu i niespełnionych nadziei.
Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
ale ta okładka jest paskudna, fakt 😀
chętnie posłucham 🙂
piosenka „overseas” nie jest śpiewana z jonathanem 🙂