Konfrontacje z ulubionymi zespołami na żywo bywają różne. Po Perturbatorze wiedziałem już doskonale, czego się mogę spodziewać. Często jednak bywa tak, że gdy nasz idol zachwyci nas raz na koncercie, kolejne nie robią już aż takiego wrażenia.
Tak miałem choćby w przypadku Nine Inch Nails. Mimo że jego koncert w Katowicach był bardzo udany, nie mógł się równać z magią pierwszego polskiego występu, który odbył się pięć lat wcześniej w Poznaniu. Podobną sytuację przeżyłem z Perturbatorem. Zobaczenie go w warszawskiej Hydrozagadce rok temu było prawdziwym spełnieniem marzeń. O tegorocznym koncercie w Progresji złego słowa nie powiem, lecz trochę zabrakło tej magii kameralnego spotkania z fanami.
Ale dziś Perturbator nie jest już wyłącznie ciekawostką z hipsterskich blogów. „Uncanny Valley” było kolejnym poważnym krokiem w jego międzynarodowym sukcesie, który pozwala mu wypełniać coraz większe kluby czy nawet jeździć w całe trasy po Stanach Zjednoczonych. Na szczęście to również dobra wiadomość dla polskich fanów: w tym roku okazji do zobaczenia Jamesa na żywo mieliśmy aż trzy. A ja niezwykle się cieszę, że nie poprzestałem na warszawskiej.
Tegoroczne koncerty nie odbywają się już w towarzystwie kolegów króla mrocznej strony new retro z wytwórni Blood Music. Zamiast nich w roli supportów możemy oglądać nasze lokalne projekty synthwave’owe, co pozwala docenić rosnącą w siłę polską scenę. W Warszawie mogliśmy posłuchać Nightruna87, we Wrocławiu zaś do syntezatorowego Miami zabrał nas wyłoniony w konkursie zorganizowanym przez Synthwave Polska Favorit89.
Trzeba przyznać, że polski producent pięknie rozwija swoją karierę. Jeszcze w marcu miałem okazję oglądać jego pierwszy koncert w historii, który zagrał przed Sexy Suicide w warszawskich Chmurach, a dziś już wskoczył do pierwszej ligi. Drugim supportem był wrocławski H.EXE, stanowiący ukłon dla niemałej części publiczności wywodzącej się z bardziej metalowych środowisk. Występ aggrotechowców pozwolił się odpowiednio rozgrzać przed gwiazdą wieczoru.
Wrocławski set Perturbatora był identyczny do tego, który wykonał w Warszawie. Mieliśmy więc przede wszystkim potężną reprezentację ostatniej płyty, która doskonale sprawdza się na żywo. Począwszy od „Neo Tokyo”, przez rozbudowane „Disco Inferno”, aż po złowrogie „Diabolus Ex Machina”. Wszystko poprzetykane pamiętnymi kompozycjami z „Dangerous Days”: nie dającym chwili wytchnienia „Future Club” i „She Is Young, She Is Beautiful, She Is Next”, czy kultowym już „Humans Are Such Easy Prey”, w którym ogień był zarówno pod sceną… jak i na niej.
Miłośnikom „staroci” musiały wystarczyć „Technoir” i „Sexualizer”, ozdobiony tym razem diabelskim przejściem prosto do „Satanic Rites”. Ze wszystkich klubów, w których dotychczas widziałem Perturbatora, wrocławska Pralnia najlepiej pasowała do jego muzyki. Potrafiła zarówno oddać jej brzmieniowe niuanse, jak i podkreślić klimat wieczoru industrialnymi wiatrakami. Prawdziwa dyskoteka w środku samego piekła – kolejny raz mogę tylko powtórzyć, że występy Jamesa Kenta należą do najbardziej energetycznych, jakie widziałem.
Tym razem publiczność też nie zawiodła, choć siłą rzeczy nie mogła popisać się tyloma popisami na fali, co w stołecznej Progresji w trakcie „Venger” (stanowiącego jedyny moment względnego uspokojenia pod sceną):
Pod tym względem był to powrót do nieco kameralniejszego nastroju z Hydrozagadki, dzięki czemu znów miało się poczucie obcowania z imprezą dla wybranych. Również sam James zdawał się doskonale bawić, skacząc co chwila między swoim laptopem a Moogiem Sub 37 i Prophetem 6. Idealnie sprawdził się też w roli diabelskiego kaznodziei, który co chwila zachęcał swoich wyznawców do ostrzejszego skakania. Po koncercie zaś klasycznie można było zrobić sobie zdjęcia, pogadać i dać płytę do podpisania (choć samego merchu tym razem zabrakło).
Bardzo prawdopodobne, że był to najlepszy z tych trzech koncertów Perturbatora, w których uczestniczyłem. Znowu udało mi się spotkać Czytelników tego bloga (których z tego miejsca pozdrawiam!) i poznać kolejną ekipę w maskach z Hotline Miami. A sam James zdradził, że bardzo chciałby jeszcze przed końcem roku wydać nowy materiał. Czekamy i liczymy na następne tak udane koncerty!
Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Brak komentarzy