Najlepsze płyty 2021 (Charlotte)

2021, płyty, zestawienia Autor: Charlotte Sometimes gru 27, 2021 Brak komentarzy

W ciekawych czasach przyszło nam żyć i pewnie będzie truizmem, jeśli zacznę ten tekst od stwierdzenia, że był to dziwny rok.

2021 był czasem, kiedy większość z nas powoli uczyła się żyć na tyle normalnie, na ile się da w obecnej sytuacji – nawet jeśli to słowo przez ostatnie miesiące uległo redefinicji. Na długo zapadną mi w głowie słowa Mariusza Łuniewskiego z undertheskin, który na koncercie w warszawskim Pogłosie pod koniec roku dziękował wszystkim kilkukrotnie za tak liczne przybycie, po czym powiedział: widzicie, śmiertelna choroba nam grozi, a jednak tu jesteśmy. Co za celne podsumowanie sytuacji. W każdych innych okolicznościach te słowa byłyby straszne, a jednak – w ciekawych czasach…

Na szczęście w anno domini 2021 nie zabrakło i kilku dobrych płyt, które towarzyszyły mi w całej dziwności ostatnich dwunastu miesięcy. Tak więc, nie przedłużając już bardziej – oto moje ulubione 10 albumów mijającego roku.

Erith – Miasto Snów

Drugi album Erith, tym razem z tekstami prawie w całości po polsku. Podobnie jak debiut, „Miasto Snów” to pełen uroku electropop – tytuł płyty jak ulał pasuje do jej zawartości. Choć to jednoosobowy, w pełni autorski projekt, niczego tu nie brakuje; widać i przede wszystkim słychać, że Erith ma pomysł na siebie i mnóstwo talentu. Jeśli lubicie baśnie, elfy, morskie potwory albo po prostu fajną elektronikę, to zapraszam Was do Miasta Snów – na pewno znajdziecie tu coś dla siebie.

Double Echo – ☾

Cieszę się, że to zestawienie ma formę pisaną, bo nie mam pojęcia, jak w mowie powinien brzmieć tytuł tej płyty. A tak na poważnie – przed Wami Double Echo, czyli prawdopodobnie najlepsze, co spotkało szeroko pojęty post-punk/coldwave/gotyk przez ostatnią dekadę. „☾” to album lżejszy niż ich poprzednie wydawnictwa, zbliżający się bardziej do nowej niż zimnej fali. Nadal jednak jest to bardzo klimatyczny materiał. (Na marginesie: przed ukazaniem się płyty zespół wydał też dwa single o wiele bardziej zbliżone do ich poprzednich dokonań, które ostatecznie nie trafiły na tracklistę, a są równie warte uwagi.)

Glaare – Your Hellbound Heart

Drugi album darkwave’owego Glaare, na którym zespół nieco łagodzi swoją stylistykę i skręca w bardziej elektronicznym kierunku. Choć debiut nadal stawiam nieco wyżej, „Your Hellbound Heart” jest jak najbardziej warte uwagi.

HTRK – Rhinestones

To jeden z tych projektów, od którego przyjmę wszystko w ilościach hurtowych. „Rhinestones” jest jeszcze bardziej intymne i melancholijne niż poprzedni album zespołu, dodatkowo w dużej części jest to album akustyczny. Moim zdaniem trzeba naprawdę mieć zmysł do robienia muzyki, by grać akustycznie tak, żeby słuchacza nie ogarnęła jedynie senność – albo przemożna chęć zmiany płyty. A hejtrokom nie tylko się to udaje, ale tworzą przy tym piękny, rozmarzony klimat, którego nie da się podrobić.

Infravision – Illegal Future

…jednak jeśli potrzebujecie czegoś bardziej stawiającego na nogi i bardziej macie ochotę na porządny rave niż melancholijną introspekcję, to spieszę z kolejną rekomendacją. Twórcy projektu przedstawiają się na Bandcampie jako Italo Body Music from another reality i nie ujęłabym tego lepiej. Album to wybuchowa mieszanka techno, EBM-u, italo disco, a największą perełką jest kawałek „Wasteland”, w którym pojawia się dobrze znana miłośnikom mrocznej elektroniki Zoe Zanias. Nie da się tego słuchać za głośno.

Noon – Morza Południowe – wersja instrumentalna

Mikołaj Bugajak to postać, której miłośnikom polskiego rapu z początku stulecia nie trzeba przedstawiać. Jednak nawet jeśli do nich nie należycie, warto dać szansę solowej twórczości muzyka. To kawał naprawdę świetnej elektroniki – raz bardziej zahaczającej o typowe hiphopowe bity, innym razem odlatującej w kompletnie inne rejony. W 2021 Noon wydał album „Morza Południowe” z raperem Michałem Żytniakiem, a kilka miesięcy później płyta ukazała się w wersji instrumentalnej. I jak dla mnie właśnie w takim wydaniu zostało na niej wszystko to, co najlepsze.

Nuovo Testamento – New Earth

Debiutancki album długogrający włosko-kalifornijskiego projektu. Są tu syntezatory, jest automat perkusyjny, jest dużo inspiracji ejtisami i dużo dobrej zabawy. Idźcie i tańczcie do tego wszyscy.

Perturbator – Lustful Sacraments

Na jakim zakochanym do bólu w latach 80. gatunku wybił się Perturbator, chyba wszyscy bywalcy tego bloga wiedzą. Synthwave już dawno zjadł swój własny ogon, ale na szczęście James Kent dobrze o tym wie. Tak więc zamiast tłuc kolejną płytę opartą na tym samym (i której okładka nadawałaby się do powieszenia w każdym cyberpunkowym warsztacie samochodowym), odbija w stronę mroczniejszej, niemal post-punkowej elektroniki – i wychodzi mu to tylko na dobre.

Riki – Gold

Muszę przyznać, że z Riki było mi najpierw trochę nie po drodze: jej pierwszy album szybko mi się osłuchał, musiałam dać sobie czas, żeby do niego wrócić i naprawdę go docenić. Kiedy już przekonałam się do jej twórczości, „Gold” tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że Riki wielką artystką jest. Jej tegoroczny album zakatowałam już na wszystkie strony, a wciąż nie mam dość – to zdecydowanie moja ulubiona płyta tego roku. Pewnie najprościej znów wspomnieć tu coś o inspiracji latami 80., ale prawdę mówiąc moim zdaniem nie oddaje to sprawiedliwości tej płycie. Nawet jeśli takowe się pojawiają, nie ma tu mowy o odtwórczości. A poza inspirowanym ejtisami popem jest też dub.

Wczasy – To wszystko kiedyś minie

Drugi album Wczasów, czyli bardzo udana kontynuacja kierunku obranego na debiucie duetu. Dodam jeszcze, że zdecydowanie najlepiej ten materiał wypada na koncertach, więc jeśli tylko będziecie mieć okazję, to bardzo polecam zobaczyć chłopaków na żywo. No i oczywiście jeśli sytuacja pozwoli, ale miejmy nadzieję, że przyszły rok będzie tylko lepszy. Wyszło trochę przypadkiem, ale myślę, że bardzo trafnie, że to podsumowanie zamyka płyta zatytułowana właśnie w taki sposób.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

Charlotte Sometimes

Klimaty coldwave'u, gotyku (ale tylko tego dobrego) i szeroko pojętej elektroniki są najbliższe mojemu sercu, ale tak naprawdę moją muzyczną bibliotekę można określić mianem "wild mood swings".

Brak komentarzy

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *