W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych nawet zespoły grające na co dzień metal chciały grać jak Depeche Mode. Dotknęło to również portugalskiego Moonspella. Z jakim skutkiem?
Tekst ukazał się pierwotnie w ramach mojego autorskiego cyklu „Antyteza” na łamach serwisu Antyradio.pl w lipcu 2016 roku.
Grupa Fernando Ribeiro zaczynała w blackmetalowym podziemiu, by wraz z drugim krążkiem, „Irreligious” z 1996 roku, skręcić w gotycką stronę. Na płycie dało się wyczuć ewidentne inspiracje twórczością takich klasyków jak The Sisters of Mercy czy Tiamat, a singlowy „Opium” zwrócił większą uwagę na zespół i pomógł mu sprzedać 10 tysięcy egzemplarzy krążka.
Niestety – jak to często bywa – w parze z sukcesem przyszły problemy personalne.
Muzycy popadli w konflikt ze swoim basistą i współzałożycielem, Aresem. Sytuacja była na tyle napięta, że w grę weszły nawet pozwy sądowe. Ostatecznie muzycy rozstali się wiosną 1997 roku i był to prawdopodobnie pierwszy czynnik, który wpłynął na zbliżającą się zmianę brzmienia w stylu Moonspella.
O wpływach Depeche Mode na rockowe zespoły wspominaliśmy już w AntyTezie na przykładzie Paradise Lost i jego niesławnego „Host”. Po płycie „Violator”, a szczególnie idących jeszcze dalej w rockowe rejony „Songs of Faith and Devotion” i „Ultra”, sięganie po elektronikę stało się u gitarowych zespołów chlebem powszednim. Moda ta nie ominęła Portugalczyków.
Do inspiracji grupą Martina Gore’a Moonspell przyznał się zresztą wprost na towarzyszącej albumowi EP-ce „2econd Skin” z 1997 roku, gdzie znalazł się cover znanego z kultowego „Music for the Masses” utworu „Sacred”. W wersji Fernando Ribeiro i spółki kawałek zachował oryginalną tajemniczość, a jednocześnie zyskał nową energię, co stanowiło dobry drogowskaz dla wydanego rok później krążka.
Producentem „Sin / Pecado” był ponownie Waldemar Sorychta – człowiek-legenda na scenie gothic metalu.
Odpowiadał on m.in. za brzmienie najsłynniejszych płyt Tiamatu i Samaela, a w późniejszych lata wziął pod opiekę również takie kapele jak Lacuna Coil, Therion czy Tristania. Był to ostatni album, jaki zrobił z Moonspellem, aż do wydanego w 2006 roku „Memorial”.
Grupa najwyraźniej była w tym okresie już nieco znudzona gotyckimi okowami i szukała nowej drogi dla swojej twórczości. Trzeci krążek to wymarzony moment na eksperymenty, muzycy pozwolili więc sobie odważnie iść na całość. Choć wbrew obiegowej opinii Moonspell nie porzucił w pełni gitar, po dawnym mroku i ciężarze praktycznie nie ma tutaj śladu.
Choć otwierający album – po krótkim, nawiązującym do dawnego „Allah Akbar! La Allah Ella Allah! (Praeludium/Incantatum Solstitium)” intrze – „handmadeGod” mógłby jeszcze wpasować się w stylistykę poprzedniego albumu. Mimo podniosłego brzmienia organ nie stracił wcale na mocy, a Ribeiro jest tu w swoim najbardziej niepokojącym wydaniu. Przebojową gitarową drogę zespół kontynuuje w równie żywym „Abysmo”.
Wspomniany singiel „2econd Skin” jest tu w zasadzie jedynym odstającym nieco od reszty materiału kawałkiem nastawionym wyraźnie na promocję albumu w szerszym nurcie. Choć w chwili jego premiery dotychczasowi fani Moonspella łapali się za głowy i oskarżali grupę o zdradę wszelkich ideałów, to właśnie dzięki niemu grupa po raz pierwszy zawojowała listy przebojów w rodzimej Portugalii.
„Sin/Pecado” to jednak przede wszystkim miejsce na eksperymenty.
Więc nawet jeśli jeszcze raz do brzmienia wkradły się odważniej klawisze – jak w „Dekadance” – efektem była nieoczywista, lecz pozostająca w pamięci kompozycja. Przy czym godny uwagi jest fakt, że – podobnie jak na najbardziej kontrowersyjnym krążku Paradise Lost – choć Moonspell sięgnął po zupełnie inne środki wyrazu, pozostał wierny swojej estetyce.
Do klasycznie gotyckiej, mrocznej atmosfery dołączyły tutaj elementy ludowe, nawiązania do kultury voodoo, magicznych obrzędów i rytuałów. Najlepiej da się to odczuć w utworze „Magdalene”, w którym wraz z nastrojowym beatem idzie tajemnicza opowieść o erotycznym zabarwieniu, a pojawia się też typowy dla afroamerykańskiej religii motyw węża.
Nie brakuje też melancholijnego, orientalnego klimatu w powolnym „The Hanged Man” czy zdystansowanego „Let the children cum to me…”, którego tekst może przywodzić na myśl „Christian Woman” Type O Negative, a jego podniosłe brzmienie potęgują anielskie chóry.
Obok mistycznej otoczki, najwyraźniejsza na trzecim krążku Moonspella jest romantyczna atmosfera, którą budują zarówno wręcz trip-hopowe kompozycje („EuroticA”), jak i nieporównywalne do wcześniejszej twórczości Fernando Ribeiro teksty. Choć czuć tu jeszcze echa perwersyjnego „Under the Moonspell” – wystarczy zerknąć w tekst „Mute”…
Gdyby tylko cisza mogła mówić
Jak głośny byłby jej głos
Szczerze, brutalnie oddany tobieBez ciebie jestem niemy
Moonspell – Mute
Bez ciebie, zgwałcony i nagi
Nikt nie dotyka mnie tak jak ja
Prawdopodobnie „Sin/Pecado” wzbudziłby mniejsze kontrowersje, gdyby ukazał się pod innym szyldem.
Biorąc jednak pod uwagę kolejną płytę Moonspella, „The Butterfly Effect”, która przyniosła jeszcze większe eksperymenty (choć w zupełnie inną, industrialną stronę), najwyraźniej muzycy taki wtedy mieli pomysł na swoją kapelę.
Choć jest tu znacznie więcej miejsca na badanie nowych obszarów, jeśli tylko nie będziemy zamykali się w metalowych czterech ścianach, z pewnością docenimy pomysły na użycie orientalnych motywów czy gotyckich klawiszy – a całkiem sympatyczne gitarowe solówki też się znajdą („Dekadance”, „handmadeGod”, „Magdalene”).
Z pewnością jest to jedna z najoryginalniejszych płyt w dorobku Moonspella i nadaje się nie tylko do odprawiania rytuałów voodoo. Już choćby poruszanie takiej tematyki zamiast oklepanego wśród metalowców satanizmu, potwierdza kreatywność załogi Fernando Ribeiro, a elektronicznemu podbarwieniu daleko do ślepego kopiowania Depeche Mode.
Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Brak komentarzy