Holy Other ‎– With U

Siedzę w autobusie, okropnie zmarzłam. Godzina 6.50, ciemno i pochmurnie, znowu pada deszcz. Wokół mnie śpią ludzie, korzystając jeszcze z kilku minut odpoczynku, zanim wyruszą w kierunku fabryk, sklepów i biur, w których pracują. Mam do pokonania prawie 20 mil, około 40 minut podróży, krople deszczu coraz mocniej uderzają o szyby. Czuję tęsknotę za czymś, a może za kimś? Wyjmuję z torby słuchawki i odtwarzacz mp3, po czym decyduję się na przesłuchanie nieznanej mi EP-ki, którą dostałam w podarunku dzień wcześniej.

Pierwszy utwór jest mi znany. Już od pierwszych dźwięków „Know Where” wiedziałam, że ten mini-album będzie dla mnie bardzo ważny i osobisty. Kocham pulsujące rytmy, miminalistyczny wokal, chilloutowy klimat i witch house’ową otoczkę. Jednak w muzyce, którą tworzy Holy Other, znajduję coś, czego tak długo poszukiwalam, odpowiedzi na niezadane pytania. Jestem zakochana i oczarowana.

Jest już nieco po siódmej i krajobraz powoli się zmienia. Wszędzie rozciąga się gęsta, biała mgła. Ciągle pada, a krople leniwie toczą się po szybach autobusu. Powoli wyjeżdżam z miasta. „Yr Love” sprawia, że siedzę jak odrętwiała, z wybałuszonymi oczami: DLACZEGO nie znałam tej EP-ki? Bo niby jakoś tak ciężko i jednostajnie, a z drugiej strony magicznie i sensualnie. Zdezorientowana rozglądam się na boki, po czym odrobinę podkręcam głośność, zatapiając się już na całego.

Cztery minuty i czterdzieści cztery sekundy później poznaję „Touch”. W momencie rozpoczęcia wokalu witam swoje ulubione drzewo, a droga skręca w las. Zamykam na chwilę oczy, po czym w utworze następuje jedno z najpiękniejszych przejść, jakich kiedykolwiek słyszałam. Muzyka jest bardzo zmysłowa, ukradkiem zerkam na okładkę tego małego dzieła sztuki: rozrzucona pościel… Tak, z pewnością w sypialni słucha się jej równie dobrze, co podczas deszczowej podróży.

Atmosfera ulega delikatnej zmianie. Za oknem rozpoznaje znajome pola, teraz ginące w oparach. Utwór tytułowy rozkochuje mnie brzmieniem delikatnie zahaczającym o uwielbiane lata 80-te. Kawałek idealnie wpasowalby się w ówczesną estetykę, a jednocześnie brzmi zaskakujaco i orzeźwiająco. Połączenie to podoba mi się tak bardzo, że po zakończeniu utworu odpalam go jeszcze raz. Słońce powoli wstaje zza chmur, przestaje padać. Wita mnie różowe niebo z błękitnym refleksami. Ech, brakuje jeszcze czerwonego kabrioletu, nadmorskiego klifu i butelki wina…

„Feel Something” współgra z przedzierającymi się przez obłoki pierwszymi promieniami słońca. Utwór końcowy różni się nieco od pozostałych perełek. Jednak już teraz mogę stwierdzić, iż bez tego kawałka EP-ka byłaby niekompletna. Ludzie w autobusie przecierają oczy, ziewają, budzą się do życia. Ja wciąż patrzę w niebo, a kiedy całość się kończy, zapętlam wszystko od nowa. Idę do pracy w doskonałym, aczkolwiek nieco odrealnionym humorze. Wiem, że będzie musiało minąć sporo czasu, zanim dam szansę kolejnym, nowym muzycznym odkryciom.

„With U” to bezsprzecznie moje największe odkrycie w tym roku (a warto wspomnieć, że album został wydany w 2011 roku). EP-ce  absolutnie niczego nie brakuje, nie ma przesytu, nie nuży. Atmosfera jest perfekcyjnie wyważona i nie wyobrażam sobie pojedynczego słuchania utworów. „With U” to zamykająca się w pięciu utworach spójna całość i grzechem jest nie trzymać się kolejności playlisty. To idealna propozycja nie tylko na podróże (małe i duże). Przy jej akompaniamencie bardzo miło poprzytulać się do ukochanej osoby, jak i bezcelowo pogapić się w sufit, rozkładając się w łóżku.

Od poranka, którego poznałam „With U” w całości, minęło sporo czasu. A jednak nie potrafię przeżyć dnia nie słuchając EP-ki przynajmniej kilka razy dziennie. To wyjątkowa kompilacja, która pozwala mi uciekać w świat wyjątkowych wspomnień i muzycznych uniesień. Dodatkowo sprawia, że czuję się odprężona i zdekoncentrowana, ale w bardzo przyjemny sposób. Wielka szkoda, że wydany w 2012 roku długograj, „Held”, wieje nudą i nie posiada, nawet w minimalnym stopniu, magicznej aury „With U”. Płytę można pominąć, ponieważ nie wnosi niczego nowego do gatunku. Pokusilabym sie nawet o napisanie, iż jest bezpłciowa i nie wzbudza we mnie żadnych emocji. EP-ka to pozycja obowiązkowa: nie tylko dla miłośników relaksującej muzyki elektronicznej. Wstyd nie zapoznać się z takim cudeńkiem, będącym idealną wymówka do pozostania w łóżku pół godziny dłużej, jak i idealnym towarzyszem jesiennych spacerów w ciemnościach. Gorąco polecam. I dziękuję.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
The following two tabs change content below.

Misty Day

Znawczyni szeroko pojętego hipsterstwa artystycznego, elektronicznych eksperymentów oraz wszystkiego, co dziwne. Marząca o chatce na estońskich bagnach niepoprawna marzycielka. W międzyczasie lubi oddawać się skomplikowanym konwersacjom ze swoim krukiem Howardem.

1 komentarz do "Holy Other ‎– With U"Dodaj swój →

  1. z wszystkim się zgodzę, ale nie z tym, że held jest nudne i nie nowe. wg mnie też ma swój klimat. jest jakby kontynuacją with u, rozwinięciem, czymś dalej. ja uwielbiam i jedno i drugie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *