To powoli robi się pełnoprawny rytuał. Od 2015 roku punktualnie co dwa lata, jesienią pojawia się kolejna płyta Hidden by Ivy (ze schematu wyłamuje się tylko „Beyond” wydane w marcu 2017 roku). Tym razem Andrzej Turaj i Rafał Tomaszczuk przygotowali niemałą niespodziankę.
Bardzo lubię określenie „ghost rock”, które towarzyszyło skrytym przez bluszcz od samego początku. Doskonale pasowało do debiutanckiej „Acedii”, ale i wydanego dwa lata temu „Inner”. Na tamtym krążku zwróciłem uwagę, że projekt odchodzi od jesiennej, depresyjnej aury i znacznie więcej w jego muzyce światła i nadziei. Nie przypuszczałem, że to dopiero zapowiedź tego, jaki kształt przyjmie kolejna płyta. Tym razem pozbawiona gościnnych występów, które nadawały zróżnicowany charakter „Inner”.
„Absent” to najrówniejszy materiał Hidden by Ivy i mocno skręcający w nowe muzyczne rejony.
Rejonów tych można upatrywać w inspiracjach new romantic i klasykami synthpopu lat 80. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że prędzej spodziewałbym się takiego materiału podpisanego jako trzeci album Agonised by Love niż Hidden by Ivy. Syntetyczne beaty, mnóstwo klawiszy i innych elektronicznych brzmień – jest inaczej, ale osobiście biorę takie zmiany w ciemno! Szczególnie że kompozycje są w dalszym ciągu pierwszorzędne. Jeśli ten projekt miał kiedykolwiek szanse zaistnieć w szerszej świadomości, to nigdy wcześniej nie miał na to lepszej okazji niż teraz.
Single z tego albumu można by wybierać z zamkniętymi oczami. Mi najbardziej wpadł w ucho nieco bardziej melancholijny „Under the Waves”, który stanowi podręcznikowy przykład noworomantycznego hiciora pierwszej próby. Otwierający go klawisz brzmi jak jakiś zapomniany klasyk lat osiemdziesiątych, a klimat – oprócz postrockowego tła – buduje dramatyczny śpiew Rafała Tomaszczuka. Ale równie dobry jest przepełniony nadzieją „Light House”. Przynajmniej jeśli jesteśmy gotowi wpuścić do swojego życia nieco światła z tytułowej latarni. Wybrane do promocji „Claustrophobia” i „From Now On” też są rewelacyjne.
Może naprawdę osiągnęliśmy już takie dno jako społeczeństwo, że nawet największe ponuraki potrzebują nieco radośniejszej muzyki.
Tym bardziej na tle pozostałych utworów wyróżnia się umieszczony w centrum płyty „Tacy jak ty”. Z tekstem autorstwa stale współpracującej z zespołem Małgorzaty Masłowieckiej, jedynym po polsku. Brzmieniowo nieco odstaje od reszty swoim minimalizmem, a i Rafał Tomaszczuk pokazuje się z zupełnie innej strony melorecytując całość. To dobrze, bo uwaga słuchacza może w pełni skupić się na słowach, które spokojnie można uznać za manifest jednostek nie do końca przystających do codzienności.
Jeśli dla każdego jest jeden lek
„Tacy jak ty”
Wyjść do ludzi, zmęczyć się, odespać
Dlaczego czujesz że
Chociaż jest za darmo
Nie stać cię
Aby go przyjmować
Ty jeden wiesz, że tego
Nie można wychodzić
Wypocić a potem z siebie zmyć
Tego się nie da wyczerpać
Przespać, przeczekać ani przeżyć
Jeśli świat należy do nas
Dlaczego czujesz że on
Jest bardziej ich niż twój
Wolisz im go oddać
Niech go sobie wyrywają
Niech się nim dławią
Niech sobie go wezmą
Niech sobie go wsadzą
Drugim takim rodzynkiem jest zamykająca „Absent”, rozmarzona ballada „Ivy”. I tylko trochę szkoda, że całość trwa zaledwie pół godziny. Pewnie to dobrze wpływa na spójność materiału, ale chętnie przyjąłbym jeszcze ze dwa kawałki. A tak nie pozostaje nic innego, jak zapętlać te osiem utworów. Mam nadzieję, że za dwa lata usłyszymy się ponownie!
Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Brak komentarzy