Powiedzmy sobie szczerze: aby napisać dark electro hit, potrzebujemy przesterów, mocnych basów, wpadającej w ucho linii melodycznej oraz tekstu, najlepiej o seksie, śmierci i dziwnych, krwawych rzeczach. Niewiele jest grup, które wybijają się z tego schematu. Tym bardziej powinien Was zaciekawić projekt dark electro (czy też harsh ebm, jak kto woli), który traktuje o… cyberpunku!
Tak, moi mili, dobrze przeczytaliście, o cyberpunku (w tej chwili Rajmund powinien zapiszczeć jak lolity w jednej z dzielnic w Tokio). Sam nawet byłem mile zaskoczony, gdy zapoznałem się ze słowami utworów Grendela. I nie, nie chodzi tutaj o tego potwora ze słynnego poematu „Beowulf”, a o holenderski projekt, ewoluujący stylistycznie na przestrzeni lat. Oczywiście, nazwa ta jest niesamowicie chwytliwa i bardzo łatwo natknąć się na jakieś kapele metalowe, które wydają pod tym szyldem. Nasz Grendel jednak – chyba najbardziej rozpoznawany ze wszystkich – nie za bardzo przepada za gitarami i czym prędzej postanowił pójść w elektronikę. I to nie byle jaką, bo mroczną i nawet ciężką, czyli dark electro. Chłopcy postanowili więc założyć wdzianka z wyścigów quadów połączone z fryzurą à la EBM i z takim pomysłem zaczęli podbijać świat mrocznej elektroniki. Po części nawet im się udało, bo po dziś dzień są zapraszani na wiele eventów związanych z tą sceną.
Mój wybór albumu nie jest przypadkowy. „Harsh Generation” (nie mylić z Farsh Generation) to pierwsze wydawnictwo cyber Holendrów, z którym miałem do czynienia. W sumie to były moje początki z taką muzyką i brałem raczej to, co polecali mi znajomi tudzież internauci. Mówili „Grendel”! Na to ja „ok!” i zapuszczałem sobie ten album. Tak jak wspominałem na początku tego akapitu – wtedy jeszcze raczkowałem po tej scenie i nie za bardzo wiedziałem, z czym to się je, dopiero z czasem zacząłem dostrzegać pewne niuanse, i zrozumiałem to i owo. Na początku po prostu pomyślałem, że to przeciętne granie. Z czasem jednak dostrzegłem, że – o dziwo – nie „harshują” o morderstwie, a potem zgwałceniu zwłok i pocięciu ich skalpelem. Zajęli się za to tematem uzależnień, narkotyków czy relacji na linii człowiek-maszyna, które tak bardzo pasują do klimatów cyberpunku. Przykład? Oto wycinek z „New Flesh”:
Rapid degradation, trapped in the network
Social stimulus of man through machine
Without authority, a manifestation
A raging kernel of an outspoken breedCortex combined
The systems connected
Neural floodgates
The melding proceedsSenses entwined
The merging of vision
Neural floodgates
The melding proceeds
Czy to nie brzmi jak połączenie mokrego snu fana programowania, biomechaniki i powieści Gibsona? Jeszcze brakuje tutaj Adama Jensena w złotej poświacie. Nie wspomnę o tym, że pojawiają się nawet sample z „Ghost in the Shell 2: Innocence” (polecam, jeżeli nie oglądaliście, a lubicie chińskie bajki związane z cyberpunkiem). Mało? A nazwa albumu to już niewiele mówi? Zresztą, co ja Wam będę gadać, sami posłuchajcie.
Pora na kwestie techniczne, które – jak dobrze wiecie – są moim konikiem i nie jestem w stanie przejść obok nich obojętnie. Jak się tego ogólnie słucha? Powiem że całkiem nieźle. Beaty nie są tak agresywne jak w większości kawałków ze sceny (bo jak powszechnie wiadomo, scena dark electro bazuje na mocnej rytmice). Nie to, że nie słychać stopy czy werbla – są, ale akcentacja jest wyraźnie stonowana i nie chce urwać owłosienia łonowego. Kolejną sprawą, która zasługuje na poruszenie, jest melodyka. Grendel znowu tutaj błyszczy. Umieją jakoś dobrać te melodie tak, że brzmią chłodno i futurystycznie. Również nie zapominają o zachowaniu harmonii – dźwięki się nie rozmijają, ani nie poróżniają pod względem tonacyjnym. Już tutaj jednak słychać mały romans z elementami smyczkowymi, które w ich późniejszej twórczości będą pojawiać się częściej. Ostatnia sprawa to wokal. Cóż… dark electro zobowiązuje, czyli będzie harsh (bo tak się fachowo nazywa taki rodzaj śpiewania), ale trochę inny niż wszystkie. Brzmi bardziej metalicznie, a czasami nawet i vodocer się pojawi!
Podsumowując – lubisz cyberpunk? Lubisz mocną elektronikę? Lubisz trochę symbolizmu? Bierz w ciemno „Harsh Generation”. Jest to świetna odskocznia od parady bylejakości prezentowanej przez większość dzisiejszej sceny dark electro, więc tym bardziej się opłaca. No i cóż że z 2007 roku? Czy to ma znaczenie? Album nadal brzmi świeżo i nowocześnie, więc nie kręcić mi tu nosem, tylko słuchać!
Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
tak :3