Drab City – Good Songs For Bad People

2020, płyty Autor: Charlotte Sometimes gru 23, 2021 Brak komentarzy

Zastanawialiście się ostatnio, co się stało z witch house’em? Swego czasu był to całkiem ciekawy… no właśnie, trochę swój własny gatunek, trochę kolejny muzyczno-estetyczny trend pokroju vaporwave’u zrodzony w odmętach internetu. A projekt zwany oOoOO był jednym z ciekawszych (i sztandarowych) przedstawicieli tego nurtu.

Witch house, jak by tego nie ująć, jest dziś martwy. Na szczęście jeszcze kilku muzyków, którzy go tworzyli, zostało z nami – w tym mastermind stojący za wspomnianym oOoOO, czyli Chris Dexter Greenspan. Po kilku latach ciszy powrócił w 2018 roku z albumem nagranym we współpracy z Islamiq Grrrls, zatytułowanym „Faminine Mystique” (kompletnie na marginesie, uwielbiam ten tytuł).

Widać jednak było jak na dłoni, że nowy kierunek nie pasuje za bardzo do uprzednio witch house’owego projektu.

I tak zrodziło się Drab City, którego debiutancki album ukazał się w 2020 roku.

Skojarzenia z Drab Majesty mimowolnie nasuwają się same, ale możecie je zostawić za drzwiami. Próżno tu szukać nawiązań do kolorowych ejtisów. Zamiast tego dostajemy bowiem coś z pogranicza psychodelicznego trip-hopu i zblazowanego indie nagranego w sypialni (i żeby było jasne, chodzi mi tu bardziej o klimat, bo materiał brzmi zupełnie profesjonalnie).

Właśnie: „zblazowany” – to pierwsze określenie, jakie przychodzi mi do głowy, kiedy słucham tej płyty. Asia Nevolja zdaje się śpiewać trochę od niechcenia, a perkusja w tle wyznacza leniwy rytm całości (pod tym względem najbardziej wyróżnia się walczykowate „Just Me & You”). Nie da się ukryć, że ta płyta ma bardzo stonerski potencjał.

Warto też wspomnieć tu o teledyskach, klimatycznych w swojej prostocie, bardzo spójnych i bardzo „DIY”, z Asią i Chrisem stanowiącymi całą obsadę. Po pierwsze – świetnie współgrają z samą muzyką, a po drugie – ot, czysto subiektywnie to do mnie trafia, bo nigdy nie lubiłam przekombinowanych klipów i o wiele bardziej cenię sobie taki właśnie minimalizm.

Kulminacją tego klimatu jest najjaśniejszy punkt na płycie, czyli kawałek „Live Free & Die When It’s Cool”. To jedna z tych piosenek, która po prostu zapętla się sama. Jeden z dwóch na płycie, w którym na wokalu usłyszymy Chrisa i w którym jest nawet… krótkie gitarowe solo. Najbardziej chyba jednak urzekają mnie w nim te chóralne zaśpiewy w pierwszej połowie, no i tekst:

Your coat is muddy and torn

In a city of gold, far from where you’re born

Your thoughts are smokestacks and brick

With pockets bare your heart is sick

And oh, no one looks the same

Drab City – „Live Free & Die When It’s Cool”

Tak więc jeśli nie macie czego słuchać w ponure, zimowe wieczory, to serdecznie polecam „Good Songs for Bad People”. Myślę, że sprawdzi się idealnie.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

Charlotte Sometimes

Klimaty coldwave'u, gotyku (ale tylko tego dobrego) i szeroko pojętej elektroniki są najbliższe mojemu sercu, ale tak naprawdę moją muzyczną bibliotekę można określić mianem "wild mood swings".

Brak komentarzy

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *