Córki to zespół, który wydał mi się najbardziej zaskakujący w 2018 roku. Skoro nie było tu na ten temat mowy, to tym bardziej warto o nich przypomnieć. Należy wręcz. Na ostatniej płycie dali piękny horror.
Odkąd ukazało się „You Won’t Get What You Want”, wysłuchałem jej więcej niż potrafię zliczyć, a już od dawna nie leży w mojej naturze nałogowe wałkowanie nowszych płyt. Po prostu nie ma na ogół takich, do których warto wracać. Ale nie w tym przypadku. Wracam do tego albumu tak, jak wraca się do filmu, który wciąż nie nasycił, z którego jeszcze nie wszystko się obejrzało, gdzie z każdym kolejnym seansem objawiają się nowe elementy. Druga sprawa to taka, że cieszy mnie, że muzyka tak trudna, nieprzyjazna i jazgocząca spotkała się z tak żywym i szerokim zainteresowaniem.
To mi przynosi wiarę, że w dzisiejszych czasach jednak ludziom jeszcze chce się słuchać udręczonych dźwięków.
Bo ta płyta jest udręczona i mocno nieprzyjemna. Brzmi jakby nosiła w sobie jakiś horror, ale horror pełen piękna, trochę jak współczesny soundtrack do filmu Dario Argento, który reżyser mógłby zrobić, gdyby miał jeszcze siłę i wyobraźnię. Mnie bardzo ruszają takie silne kontrasty; ta krańcowość na linii rytmu, brzmienia, liryki i wokalu tworzy melanż tak wyrazisty, że nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz chciałem być tak dręczony przez noise rock.
Należy jednak zaznaczyć, że to nie jest typowy noise rock. Jest tu znacznie, znacznie więcej, jak choćby w „Less Sex”, który jest moim ulubionym utworem, jaki słyszałem w tamtym roku ― cudowny i niepokojący zarazem, taki blues XXI wieku, robiony na minimalnym bicie. Jest również w innych utworach wielokrotnie to, co lubię w muzyce najbardziej: dźwięki, o których nie wiem, na czym są grane, skąd one, do cholery, pochodzą, co uwodzi mnie jak mroczna panna, o której pragnę dowiedzieć się jak najwięcej.
I wreszcie: okładka, która pasuje do muzyki jak Sharon Stone pasowała do „Nagiego Instynktu”.
Brak komentarzy