Diane, jest środek nocy, leżę w łóżku w moim pokoju w The Great Northern. Materac jest twardy, ale wygodny, utrzymuje ciało na odpowiednim poziomie, nie mam nieprzyjemnego poczucia zapadania się, które tak często występuje w hotelowych łóżkach. Prawdopodobnie jest to spowodowane tym, że moje obecne łóżko nie zostało jeszcze w bezecny sposób wyeksploatowane przez gości The Great Northern, co umożliwia mi również zachowanie fizycznej i psychicznej równowagi, tak niezbędnej przed próbą zaśnięcia. Obserwuję małego robaczka przemierzającego jedną z desek podtrzymujących sklepienie mojego pokoju. Drewno, z którego został zbudowany, ma szczególną fakturę, muszę jutro rano wypytać o nią Benjamina Horne’a. Być może szeryf Truman też będzie w stanie poszerzyć moją wiedzę na jego temat. Słyszysz te eteryczne odgłosy? Mam wrażenie, że dochodzą zza okna.
Początkowo wydawało mi się, że to Audrey puszcza jedną ze swoich ekscentrycznych płyt.
Diane, pamiętasz, gdy opowiadałem Ci o moim pobycie w Niemczech podczas studiów? Spędziłem kilka dni i nocy w motelu o niepokojącej nazwie „Gore Motel”. Poznałem tam niejakiego Bohrena. Był to człowiek o niezwykłej inteligencji i fascynującej osobowości, odbyliśmy przy barze wiele nocnych rozmów, które z pewnością pozwoliły nam poznać samych siebie od zupełnie nowej strony. Zapoznał mnie ze świeżymi wytworami kultury, o których wcześniej nie miałem pojęcia. Staram się unikać mroczniejszej strony ludzkiej natury, która zdaje się przenikać w największym stopniu właśnie takie dzieła.
Bohren sam grał na saksofonie, łącząc klasyczne jazzowe zagrywki z zupełnie nowym podejściem do takiej muzyki. Muszę ci powiedzieć, Diane, to, co zaprezentował mi ten człowiek, wzbudziło we mnie jednocześnie niezdrową fascynację, jak i lęk przed głęboko ukrytą częścią mnie, o której istnieniu wcześniej nie miałem pojęcia. Parę lat później, już w Stanach, zrobiłem rozeznanie w temacie. Z pomocą agenta Rosenfielda, który akurat nabył w tamtym czasie komputer marki Macintosh Plus i tylko szukał kolejnych tematów, które mógłby wyszukać w globalnej sieci internetowej, natrafiłem na cały nurt podobnych Bohrenowi artystów.
Uprawianą przez siebie muzykę określają mianem darkjazzu.
Diane, czy mówiłem ci o swojej wyprawie do Indonezji, która miała na celu ułatwić mi zrozumienie samego siebie i zaobserwowanie przemian, zachodzących w mojej psychice po tragedii z Caroline? To było jeszcze przed moim tybetańskim objawieniem. Wydaje mi się, że kiedyś opowiadałem ci o tej wycieczce przy kawie, z pewnością jednak nie zdradzałem szczegółów. To nie jest historia, do której chętnie wracam. Zapisałem się na ekspedycję naukową, która pragnęła zbadać wymarłą faunę wokół Anak Krakatau na wyspie Krakatoa. Podczas gdy biolodzy badali kolonizację wyspy przez nowe gatunki stawonogów, odważyłem się udać w samotną podróż ku szczytowi stożka wulkanu.
Wspinając się na szczyt śmiertelnie niebezpiecznej góry wulkanicznej, nieświadomie wkroczyłem w chmurę oparów, które prawdopodobnie miały swój udział w pokazaniu memu umysłowi niesamowitej wizji. Niewiele z niej pamiętam, ciężko to wyjaśnić, bardziej… Odczuwam wewnątrz pewne znajome uczucia, coś, co już te lata temu zapowiadało, a przynajmniej tak mi się zdaje, moją obecną wizytę w Twin Peaks. Istnieje jakiś nie nadający się do skonkretyzowania związek pomiędzy tym, co objawiło mi się pośród mgieł Krakatoy, a niebezpieczeństwem, które czyha w okolicznych lasach.
Diane, muszę ci się przyznać, że sam mam problemy z dokładnym zrozumieniem tego, co się dzieje w moim życiu. Wszystkie zdarzenia, które ci opisałem, zdają się łączyć w aktualnym punkcie mojej egzystencji: teraz i tutaj, w Twin Peaks. Zupełnie jakbym na nowo znalazł się w towarzystwie Bohrena, musiał oglądać śmierć Caroline i zmagać się z wizjami indonezyjskiej mgły. Czuję, że lokalna atmosfera przenika mnie na wskroś i próbuje spoić wszystkie te wydarzenia. Do tego ta muzyka, którą słyszę codziennie w moim pokoju w The Great Northern. Nieraz niewyraźna, ledwo słyszalna, jakby gdzieś w kącie.
Innym razem przechodzi w wyraziste, głośne dźwięki, zupełnie jakby pod oknem hotelu rozgrywał się głośny koncert.
Diane, to zabrzmi niewiarygodnie, ale… Mam wrażenie, jakbym to ja tworzył tę muzykę, a kwartet zmyślonych muzyków przenosił ją z mojej głowy do innej rzeczywistości. Wymiaru, którego istnienie możemy zakładać wyłącznie teoretycznie, gdyż obecny stan nauki nie pozwala go w żaden sposób dowieść. Znowu czuję tę swoistą mieszankę lęku i niezdrowej fascynacji. Powinienem zbadać, czy ta muzyka trafia jeszcze do jakichś innych ludzi.
Diane, z zadziwiającą przykrością muszę stwierdzić, że muzyka ustała. Nie wiem, co się takiego stało. Myślę, że miała na to jakiś wpływ moja decyzja, by zaprosić do tego ulotnego świata dźwięków córkę właściciela The Great Northern, czarującą i przesympatyczną pannę Audrey. Czuję, jakbym ulegał jej niepodważalnym wdziękom i mimowolnie łamał daną sobie lata temu obietnicę. Być może w tym innym wymiarze, do którego dociera muzyka mojego darkjazzowego kwartetu, pozostałem wierny tamtym przysięgom i umiem oprzeć się tej młodej, cudownej kobiecie. Być może w tym istnieniu potrzebowałem oczyścić duszę z tych wszystkich zbieranych latami żali i przelać je na twórczość dźwiękową.
Odważyć się dać sobie ten ciemnowłosy, jedyny w swoim rodzaju prezent.
Diane, ostatniej nocy miałem najdziwniejszy ze snów. Mam wrażenie, że znowu słyszałem naszą muzykę. Śniło mi się, że się obudziłem, a na mojej nocnej szafce siedział kot w jak najbardziej ludzkich, czarnych okularach. Gdy skrzywiłem się skonsternowany na jego widok, zupełnie ludzkim i głębokim głosem powiedział mi, że spotkamy się na blogu za pięć lat, kiedy to wszystko stanie się już mainstreamowe. Masz może jakiś pomysł, o co mu mogło chodzić?
Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Niesamowita muzyka.
Świetna fabularna recenzja. I zespół ciekawy.
Dzięki 🙂