Magnus Birgersson kontynuuje wydawniczą ofensywę. W przerwach między pełnowymiarowymi wydawnictwami przegląda swoje stare dyski twarde i wynajduje kompozycje sprzed lat, które z różnych przyczyn nie weszły na jego regularne albumy. Pierwszy „Origin” był bardzo ciekawym zbiorem i w moim odczuciu mógł nawet zastąpić nudnawe „Until We Meet the Sky”. Teraz przyszła kolej na drugą z planowanych czterech części kolekcji obejmującej…