Bak XIII ‎– In Omnia Paratus

2013, płyty Autor: Danny Neroese gru 10, 2015 Brak komentarzy

Czasem w trakcie przeszukiwania Internetu zdarza się nam natrafić na coś – utwór, film, grafikę – co może i nam się spodoba, ale z przyczyn losowych po prostu o tym zapominamy. W podświadomości, w jej najgłębszych odmętach, ta informacja jednak nadal istnieje. Dopiero po jakimś czasie daje o sobie znać. Nie inaczej było w tym przypadku.

Bak XIII (często zapisywane dużymi literami jako BAK XIII) jest mi znany od pewnego czasu. Nie za bardzo garnąłem się do przesłuchania ich twórczości. Tym bardziej nie miałem zamiaru się zagłębiać w ich muzykę, gdyż miałem w pamięci to, jak zremiksowali kilka utworów Sybreeda (nie martwcie się, kiedyś o nich napiszę). Wiadomo jednak, że remiksy nie zawsze odzwierciedlają styl danego twórcy. W taki oto sposób ta trójka Szwajcarów gdzieś mi umknęła. Po pewnym czasie jednak przypomniałem sobie o nich za sprawą znajomego. Zwłaszcza, że wypuścili wtedy nowy album o nazwie „In Omnia Paratus”, co po łacińsku znaczy (mniej więcej) „bądź gotowy na wszystko”.

Tutaj warto wspomnieć o pewnym schemacie, jeżeli chodzi o nazewnictwo albumów. Każdy z nich ma łaciński tytuł. Brawa za konsekwentne trzymanie się obranej drogi. Starałem się dowiedzieć, co znaczy „Bak XIII”, lecz nigdzie nie zostało to wyjaśnione. Idea połączenia muzyki new wave, synthpopu z lat 80. i industrialu sprawiła, że w 2001 roku projekt został powołany do życia. Jego ojcami są… DDDmix i Baron Von Smock! Tak naprawdę, ten pierwszy zwie się Damian Weber, a ten drugi – Damien Schmocker. Panowie ci dwa lata później wydali pierwszy album – „In Cauda Venenum” – pod skrzydłami wytwórni Urgence Disk Records. Tego samego roku ich skład zwiększył się o jedną osobę – Garfa (ten zaś został wymieniony w 2008 roku na Tenebrasa). Do tej pory funkcjonują jako trio.

Nie wiem za bardzo, od której strony zabrać się za „In Omnia Paratus”. Sama okładka wygląda jak połączenie minimalizmu oraz pomysłów Leonarda Da Vinci. No tylko spójrzcie! Grafik płakał, jak projektował. Ale co tam okładka, Alien Vampires nie przebiją i tak. Nie opakowanie jest ważne, lecz zawartość. Ta natomiast, jest… przyjemna. To dziwne, bo takie słowo pierwsze ciśnie mi się pod palce, gdy chcę coś napisać o tym albumie. Uczucie, towarzyszące mi przy słuchaniu go, wywoływało we mnie taką prostą radość. Utwory nie są przesadnie skomplikowane – zazwyczaj oparte na tanecznym i skocznym rytmie. Chociaż zdarzają się wyjątki, np. w “Le Chant Du Cygne” – mówione na początku słowa oraz wolny rytm raczej nie porywają do tańca. Inaczej jest już z “Oh No!” czy “Happy As Fuck” – dynamicznie prowadzone utwory sprawiają, że nawet nie wiadomo kiedy podłapiesz ich rytmikę. Pomaga w tym prosta i wyjątkowo lekka elektronika (stylizowana właśnie trochę na lata 80.) oraz gitara. Ale nie bójcie się, bo to nie jest tak, że ten instrument nada im ciężkości. On tylko pomaga, np. w “Eternal Joy”, który pozwala się zapamiętać dzięki chwytliwemu refrenowi.

Podobnie sprawa ma się z “We Are Alone” czy “The Game”. “Falling” już brzmi inaczej – wolniejszy, stylizowany na mroczniejszy i poważniejszy. Następny w kolejce jest “Radio Star” – chyba mój ulubiony. Tutaj znowu refren jest mistrzowski. Czasem zdarza mi się go nucić czy nawet podśpiewywać.”Headbanger” – to już mocniejszy kawałek. Zwykły, śpiewany wokal zastąpiono krzykiem, gitary nabrały nagle mocy, a elektronika stała się wyjątkowo industrialna. “In The Name of Religion” – wyraźnie jasne przesłanie autorów dotyczące religii. Jak więc widać, mają coś sensownego do przekazania. Kolejny – “The New Punk” – nie za wiele ma wspólnego z muzyką punkową. Bardziej z jakąś nowoczesną muzyką taneczną. Następujący po nim “The Hard Way” stawia na dynamikę i prostotę w słowach. Zamykający album “Old Time Depression” skojarzył mi się z Kraftwerkiem i Limahlem. Ma w sobie tę lekkość. W ogóle przyjemnie się go słucha.

Z Bak XIII sprawa jest dość niejasna. Z jednej strony jest to całkiem proste i niezobowiązujące granie. Po przesłuchaniu “In Omnia Paratus” nie będzie Was trapić jakiś przekaz ukryty w ich twórczości, czy coś podobnego. Ale znowu z drugiej strony – mają w sobie to coś, ten element który wpłynał na przystępność ich kawałków. Może to po prostu talent do muzyki?

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

Danny Neroese

Nie przepada za mówieniem o sobie. Ekscentryk i samotnik. Ceni swój wyjątkowy gust muzyczny.

Brak komentarzy

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *