Oczekiwania względem drugiego sezonu „True Detective” były wysokie. Po sukcesie pierwszego nie powinno to dziwić. Z opowiadań znajomych oraz reakcji w Internecie odniosłem wrażenie, że w opinii większości odbiorców oczekiwania te nie zostały spełnione. No cóż, pułapka drugiej płyty, drugiej książki, czy — jak widać na załączonym obrazku — drugiego sezonu. Prawdopodobnie książkowa struktura snutej opowieści nie podeszła większości ludzi. Jednym z elementów, który nie zawiódł, była czołówka. Ta wymiatała. Utrzymana w stylistyce znanej z pierwszej części, choć w zupełnie innej kolorystyce i… tak jest, z inną oprawą muzyczną. „Far From Any Road” The Handsome Family zastąpiło „Nevermind” Leonarda Cohena.
Serial przedstawił piosenkę sporej części świata. Utwór trafił nawet na listę przebojów Trójki na parę tygodni. „Nevermind” grano na antenie radia też poza listą przebojów. Podczas jednego z takich odegrań zacząłem tańczyć do bitu, a Krazovsdottir, nauczona wywijania kończynami do skocznych kawałków Die Antwoord, dołączyła. Zmachaliśmy się zdrowo, a ja po wszystkim stwierdziłem, że piosenka ma swoisty potencjał taneczny. Brzmi tylko jakby ktoś zrobił antyremiks z istniejącego utworu dance’owego. Stąd było już niedaleko do odwrócenia procesu i „odtworzenia” zaginionego oryginału. Szybki wypad na YouTube pokazał, że nie myliłem się w ocenie sytuacji. Ludzie nie zawiedli. Czy na pewno?
Po pierwsze: oryginał
Ale po kolei.
Utwór pochodzi z wydanego w 2008 roku albumu „Popular Problems”. Jest to moim zdaniem jedna z lepszych piosenek Mistrza wydanych w późniejszym okresie, a może nawet i w ogóle. Leonard Cohen już na „I’m Your Man” z 1988 sięgnął po syntezatorową wręcz elektronikę (jak chociażby w oparty na podobnym pomyśle, co opisywany tutaj utwór, „First We Take Manhattan” — była to wtedy spora zmiana stylistyki), ale potem porzucił ją na rzecz bardziej tradycyjnego brzmienia. „Nevermind” wybija się na tle reszty płyty (jak i dwóch poprzednich) elektronicznym podkładem, jakiego nie powstydziliby się rasowi raperzy. Całość uzupełnia sekcja smyczkowa, żeński chórek w refrenie, sample arabskich śpiewów oraz jednostajny wokal samego Cohena.
Po drugie: wersja z czołówki
W pewnym sensie jest to antyczołówkowa piosenka. Przez większość czasu nic się w niej nie dzieje, jeżeli nie liczyć wspomnianego chórku mniej więcej w środku czołówki. (Mniej więcej, bowiem w każdym odcinku wykorzystane są trochę inne fragmenty piosenki). Opowiadająca o koszmarze wojny pieśń (oparta na trochę starszym wierszu) wpasowała się jednak nie tylko w nihilistyczną atmosferę serialu, ale również fragmenty fabuły oraz opartą głównie na bębnach ścieżkę dźwiękową z pierwszych odcinków. Całkowicie zrezygnowano z arabskiej wokalistki, prawdopodobnie żeby nie dorzucać skojarzeń z Bliskim Wschodem lub Islamem, do których nie ma w ogóle odniesień w serialu.
Ta wersja cieszy się popularnością i z łatwością można ją znaleźć na YouTubie. W całości.
Po trzecie: Dimi Stuff & Mcastaway Edit
Na pierwszy rzut remiks najbardziej filmowy w charakterze, brzmiący jakby żywcem wyjęto go z jakiegoś soundtracku. Elektroniczny podkład wymieniony został tutaj na bardziej zróżnicowane bębny, aczkolwiek udało się nie zatracić tanecznego powinowactwa. Serialowy rodowód tej wersji zdradza również brak arabskiej partii.
Po czwarte: TerjeSaetherRework
Powoli porzucamy filmowe skojarzenia i wkraczamy śmielej na parkiet taneczny. Skoczny, pulsujący bit, jak również zabawy z cięciem arabskiego refrenu. Na zakończenie autor dziękuje Leonardowi Cohenowi i oddaje się w całości pulsującej elektronice.
Po piąte: Pillow Talk Rerub
Ciekawe podejście, ponieważ pomimo iż bit sprawia wrażenie szybszego, to ospały wokal ciągnie całość w drugą stronę. Jest to chyba najmniej odkrywcza wersja, która dodaje trochę perkusji i — tym mnie podeszli, przyznaję — pstrykanie palcami. Dopiero w połowie autor remiksu pozwolił sobie na odrobinę swobody, niestety tylko na chwilę, a szkoda.
Po szóste: 977 Beat Remix
Przyspieszamy znowu tempa. Jest to kolejna wersja bazująca na czołówce (czyli bez Arabki), aczkolwiek jeśli musiałbym być szczery, to w pewnym sensie ten remiks wnosi jeszcze mniej niż poprzedni, ponieważ poza szybszym tempem i zagęszczeniem bębnów nie oferuje wiele więcej. Pokazuje jednak główną tezę postawioną przeze mnie: Mistrzowi Cohenowi wyszedł bardzo taneczny utwór, nawet jeżeli sam nie zdecydował się na taką jego realizację.
Po siódme: Mobo & Luke Remix
Mobo oraz Luke odchodzą od oryginału dalej niż poprzednicy. Nie zgłębiają dance’owego potencjału i miejscami osuwają się w (bardzo klimatyczny) trance. Przede wszystkim wokal schodzi tu na dalszy plan, a w refrenie pojawia się ocierający się o neo-ejtisowe syntezatory — jakimi raczymy się czasami z Rajmundem — tym samym halsując w stronę soundtrackowego klimatu rodem z pejzaży dżwiękowych Makeup And Vanity Set. Jeżeli prawdą jest, iż dance dzieli się na ten bardziej do tańczenia i ten bardziej do słuchania, to tutaj mamy przedstawiciela tej drugiej grupy.
Po ósme: Ben Gomori’s True Detective 2 Theme Tune Edit
Podobnie jak poprzednio, wokal jest tu mniej wyeksponowany. Była to jedna z pierwszych wersji, jakie słyszałem, niestety na tle późniejszych odkryć ten remix jest trochę nijaki, może poza samą końcówką, w której wokal cichnie i jednocześnie jest coraz bardziej zniekształcony. Tak poza tym bezlitosny rytm nie daje wytchnienia, ale całość aż tak nie porywa, a co gorsze — nie pokazuje oryginalnej piosenki od żadnej nowej strony. Podejrzewam, że o wiele lepiej niż w moich słuchawkach, sprawdziłby się w dusznej piwnicy gdzieś o drugiej w nocy, z wtórującym mu stroboskopem.
Po dziewiąte: Konkubinat Remix
Ostatni dziś remiks jest na samym końcu nie dlatego, że jest najlepszy — ocenę tego pozostawiam każdemu PT Czytającemu z osobna — lecz dlatego, że dokonuje największej rekonstrukcji. Żeński wokal pocięty, Cohen ledwie się dopycha do mikrofonu, mnóstwo nowych dźwięków i najbardziej transowy charakter z wszystkich. Również jednostajny rytm, dzięki plumkaniu w refrenach, nie razi specjalnie.
Po wtóre: cover L’Orchestra Cinematique
Ale nie samym remiksem człowiek żyje. L’Orchestra Cinematique pozwoliła sobie na bardzo wierny cover, włącznie z odśpiewaniem na nowo arabskiej partii. Z racji na wierność niewiele dowiadujemy się o utworze jako takim, natomiast ten wykon świetnie pokazuje jak dobrym wokalistą, i to pomimo swojego wieku, jest Leonard Cohen. Oczywiście nie jest to zły cover, po prostu nic nie wnoszący. Do poziomu „Blue Monday” Orgy daleko.
Po ostatnie: cover Apolline
Ciężko powiedzieć, czy to muzyczny żart, czy bardzo nieudolna próba złożenia hołdu, ale niech nie staje nam to na drodze. Nie jest ani tanecznie, ani filmowo, a jednak jest to zupełnie odmienne od pozostałych pozwala nam spojrzeń na prostotę, która składa się na „Nevermind”. Gitara akustyczna, pudło oraz wokalista wystarczyły do odtworzenia piosenki. Być może gdyby panowie bardziej się przyłożyli, wyszłoby coś naprawdę interesującego. Nie jest to jakiś specjalny zarzut z mojej strony — całość sprawia wrażenie, że panowie siedli i zagrali od kopa, a przynajmniej tak to postrzegam; nie miało być ultraprofesjonalnie. Zresztą poprzedni cover był produkcyjnie bez zarzutu, a efekt słabszy. Chyba wychodzi więc jednak na to, że hołd nie był taki nieudolny.
Posłowie
Ciekawostka: nie tknięto tekstu. Ani jeden z remikserów nie miał odwagi porwać się na strukturę tekstu. Przypomina mi to sadystyczny remiks „Closer” Nine Inch Nails, która brzmiała tak samo, tylko miała inaczej poskładany tekst, doprowadzając mnie do szewskiej pasji, bo utwór znałem na pamięć i co próbowałem śpiewać, to mnie wybijał i posyłał na manowce. Wywaliłem go bez żalu. Nie mówię, żeby posuwać się tak daleko, ale mała ingerencja nikogo by nie zabiła.
Połowa (mniejsza lub większa) nie wiedziała, co zrobić z arabskim śpiewem. Trudno, może następnym razem.
Nie są to natüralnie wszystkie wersje. Na rosyjskiej stronie z mp3 znalazłem jeszcze kilka innych, a w innych źródłach pewnie czyhają kolejne. Piękno mocnego materiału źródłowego, jak zapewne powiedziałby samozwańczy szarlatan polskiego Twittera.
Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
nawet sobie ostatnio przypominałam tan kawałek 🙂
Nadal bronię 2 sezonu Rajmund :>
Zawarte w serialu True Detective, Nevermind pozbawione arabskiego wokalu jest zdecydowanie najjaśniejszym punktem tego sezonu.