W ramach codziennej walki z patriarchatem polecam dziś przyjrzeć się krajowym artystkom muzycznym. Przeglądy polskiej muzyki zawsze spotykały się na tym blogu z Waszym ciepłym przyjęciem, niezależnie od tego, czy brałem na warsztat zimną falę lat 80., czy młodych wykonawców godnych dalszego obserwowania. Tym razem nie powinno być inaczej. Każda z poniższych pań ma wyrazisty pomysł na siebie i coś ciekawego do przekazania.
Daisy Kowalsky (Das Moon)
Das Moon działa na scenie od 2010 roku, ale w dalszym ciągu odkrywa siebie na nowo. Ostatnio pchnął swoją mroczną elektronikę w bardziej klubowe, transowe rejony, co udokumentował album “RMX LIVE”. I niezależnie od tego, jak bardzo bym nie cenił DJ-a Hiro Szymy oraz Musiola, nie byłoby tego zespołu, gdyby nie Daisy Kowalsky. To nie tylko wymarzona frontmanka, lecz także utalentowana poetka. Gdyby ktoś nie wiedział, wokalistka Das Moon publikuje również wiersze, a jej ostatni tom “Wiersze przeciwko ludzkości” został nominowany do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius 2019.
Erith
Debiutancki album Martyny Biłogan nazywa się “Speed of Light”, ale nie oznacza to bynajmniej skupienia na stałych fizycznych czy teorii względności. Tytułowy utwór zadedykowała bowiem swojemu psu, którego miała ochotę wyprowadzić na spacer po kosmosie. To dobry przykład tego, jak Erith wymyka się wszelkim schematom. Ja też się postaram i wcale nie porównam jej tym razem do żadnej kanadyjskiej artystki. Ale wspomnę jeszcze o tym, jak szanuję Erith za konsekwentną niezależność. Właśnie trwa zbiórka na jej drugi album, którą wciąż ucieka od świata wielkich wytwórni i korporacji.
Ina West
Izabela Wróblewska ma na swoim koncie współpracę z Julią Marcell i Piotrem Roguckim. Ze swoim solowym projektem Cosovel zjechała najważniejsze polskie festiwale i kilka zagranicznych. Pewnie spodziewacie się po takiej zapowiedzi muzyki lekkiej i przyjemnej… Tymczasem specjalnością Iny West jest łączenie nieprzystających brzmień awangardowego jazzu czy hip-hopu z nowoczesnymi beatami i zimną elektroniką. Wydany w tym roku „Girls” nie ukazał się ani na CD, ani modnym winylu, a w formie… czekolady. Oczywiście do zjedzenia – muzykę pobierzemy przy pomocy kodu dołączonego do wydawnictwa.
Mala Herba
Etnolodzy oburzali się na całego w mainstreamowych mediach, gdy w 1996 roku Grzegorz Ciechowski samplował ludowe przyśpiewki w ramach projektu Grzegorz z Ciechowa. Ciekawe, co powiedzieliby w takim razie na twórczość Zosi Hołubowskiej. Połączenie polskiego ethno z surowym darkwave’em? Jestem kupiony. Jeśli Wy jeszcze nie, to spójrzcie, jak Mala Herba opisuje swoje demo: jako ziołowy czar wzmacniający wszystkich skomplikowanych gości, reprezentantów queer, kobiety, wiedźmy, dziwki i urwisów. Pod którą kategorię podpadacie?
Resina
Jeśli słuchaliście kiedykolwiek debiutu The Haxan Cloak, to z pewnością doskonale wiecie, że wiolonczela może mieć zupełnie inne, o wiele bardziej mroczne i niepokojące zastosowania niż te klasyczne, z którymi na ogół ją kojarzymy. Karolina Rec pokazała to również na swoim debiutanckim albumie. Na drugim dołożyła do tego wokal i perkusję. Jej twórczością zainteresowali się organizatorzy pokazów domu mody Gucci, dzięki którym Resina trafiła na chwilę nawet na Pudelka. Ale nie popełnijcie błędu – jej muzyka jest tak niekomercyjna jak tylko się da.
Shagreen
Industrial rock żyje i ma się dobrze, a jak pokazuje przykład Natalii Gadziny-Grochowskiej – również w Polsce. Sama otwarcie przyznaje się do inspiracji NIN, a brzmienia spod znaku późnego Reznora są wyraźnie słyszalne na jej debiutanckim “Falling Dreams”. Aż trudno uwierzyć, że Shagreen zaczynała w… “Od przedszkola do Opola” i “Szansie na sukces”. Jednym z przełomowych momentów dla zmiany kierunku jej kariery był festiwal Audioriver w 2015 roku, po którym powstała lwia część materiału. Niektórymi z eksperymentów dzieli się tylko na swoim Instagramie.
S K Y
Magdalena „S K Y” Korzeniewska (znana również jako sorrowkillsyouth, a także współtworząca duet Garden Of) poznałem przez przypadek, kiedy supportowała stołeczny koncert Soft Kill. Występowała też m.in. przed Bleib Modern i Tempers, co daje pewne wyobrażenia o skojarzeniach, jakie może budzić jej surowa, syntezatorowa muzyka. Sama określa ją mianem soundtracku do nieistniejącego sezonu Twin Peaks.
VTSS
Kto raz usłyszał Martynę Maję na Brutażu, ten doskonale wie, że DJ-ka z warszawskiej Jasnej nie zna litości. Industrialny rave w jej wydaniu pełen jest pierwotnej energii, która czyni z niej współczesną szamankę techno. Docenił ją już Berlin, nowojorski kolektyw Discwoman, a także wytwórnie Intrepid Skin i Haven. Pamiętajcie jednak, że odpalenie jej EP-ek ze Spotify w domowym zaciszu to zaledwie półśrodek. Prawdziwego szaleństwa należy doświadczać na własnej skórze.
Zamilska
Natalia Zamilska zdążyła już pewnie najbardziej namieszać z przedstawionych w tym zestawieniu pań. Przeszła długą drogę od bezrobotnej katowiczanki, która sklejała swoje dziwne dźwięki z przetworzonym wokalem Lisy Gerrard do ulubienicy Trenta Reznora i Iggy’ego Popa. Choć jej muzykę wykorzystywał na pokazach mody sam Dior, nadal pozostaje gwiazdą undergroundu i niezalu. A jej najnowszy album “Uncovered” tylko dowodzi, że na nikogo się nie ogląda i konsekwentnie kroczy swoją niełatwą, posępną ścieżką.
Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Brak komentarzy