1984 można zaliczyć do kręgu najbardziej niedocenionych polskich zespołów w okolicy, choć przez lata zbudowali sobie grupę wiernych fanów. Mieli na to całkiem sporo, bo początki tego zimnofalowego projektu sięgają jeszcze 1985 roku. Piotr „Mizerny” Liszcz i Krzysztof „Bufet” Bara powołali zespół do życia już rok po orwellowskiej dacie. Orwell jest tu zresztą przywołany nie bez powodu: muzycy wyraźnie się nim inspirowali, czego dowodem jest chociażby ich największy przebój, „Ferma hodowlana” (utwór puszczał u siebie sam John Peel). Przez te parę lat 1984 budowało swoją potęgę za pośrednictwem typowych dla tamtych czasów środków: festiwalu w Jarocinie, radiowej Trójki i Rozgłośni Harcerskiej, rejestrowanych tu i tam pomniejszych wydawnictw. Gdy na przełomie 1987 i 1988 roku, po licznych przetasowaniach personalnych, przystąpili wreszcie do nagrywania pełnowymiarowego debiutu, wszystko zdawało się być na jak najlepszej drodze. Niestety, muzycy padli ofiarą plagi zagubionych materiałów, która z pokrewnej im szufladki dotknęła chociażby Variete i Madame. Płyta „Specjalny rodzaj kontrastu” ukazała się dopiero w 2003 roku. Nie miała już szans na wkroczenie do kanonu klasyki polskiego rocka, a wielka szkoda…
Dalsza historia wydawnicza 1984 nie należy wcale do mniej skomplikowanych: nagrany na żywo w 1989 roku album „Anioł w tlenie” ukazał się dopiero pięć lat później. Wcześniej, bo w 1991 roku, wydano kolejny materiał, „Radio niebieskie oczy Heleny”. W 1996 roku oba albumy zostały sklejone w jedną płytę, niedawno zresztą wydaną na nowo w kolekcjonerskim digipacku (limitowany nakład rozszedł się na pniu poprzez oficjalnego Facebooka zespołu). Tak naprawdę premierowy fonograficzny debiut 1984 zaliczyli dopiero w 2007 roku, kiedy na rynek trafiło „4891”. To pewnie właśnie ten krążek powinienem tutaj przedstawić, ale nie lubię się powtarzać, a już kiedyś o nim pisałem. Dla formalności: oczywiście płyty to nie jedyny wyznacznik aktywności zespołu. 1984 przez te wszystkie lata grali co jakiś czas koncerty i prezentowali nowe piosenki. Nieustannie zmieniał się też skład projektu: oprócz obecnego w nim cały czas Piotra Liszcza, od 2006 roku współtworzy go znany z Agressivy 69 i NOT-u Robert Tuta.
No dobrze, to czemu wybrałem akurat „Radio niebieskie oczy Heleny” (dla przypomnienia: album debiutancki z wydawniczego punktu widzenia, a trzeci zarejestrowany)? Dużą rolę w tym wyborze odegrał chyba utwór „Na jednej chmurze do nieba”. Jeśli jakaś płyta zaczyna się czymś tak wyjątkowym, to już ma się zbudowane oczekiwania na całą resztę. Wszakże zawsze powtarzam, że dobry otwieracz to połowa sukcesu, a w tym wypadku to naprawdę solidny fundament. Transowy, monotonny rytm z ekspresyjnym wokalem Mizernego kreuje wyjątkowy nastrój, który z miejsca fascynuje, ale i pozostawia uczucie niepokoju. Nawet jeśli lider zespołu uderza w tekście w bardziej romantyczne rejony:
Gromady ptaków czerwonych
I zapach zgniłych porzeczek
A oni się uśmiechają, jeden mówi:
Kochanie, polecimy razem
Na jednej chmurze do nieba
A może uda się wyżej
Bo przecież nikt nas nie zmusi
W takim stanie do
Odpinania skrzydeł
To chyba mój ulubiony kawałek w całym dorobku osiemdziesiątki czwórki. Podobnie niepokojąco-romantyczną atmosferę ma „Biała chorągiewka” – z jednej strony każą kochać, z drugiej… Prosi o to tytułowa biała chorągiewka. Na dodatek ma to być miłość na dnie szuflady, a więc skryta przed całym światem, jakby tylko tam można było doświadczyć chwili wolności. Intrygujące teksty to akurat charakterystyczny element w całym katalogu 1984. Bardziej bezlitośnie robi się pod koniec płyty: „Biegnący wzdłuż koła” („…w poszukiwaniu końca” – więc też nie ma co liczyć na łatwy żywot) to oszczędny beat i industrialne dźwięki, a „Zespolenie rytmu” to już całkowite dźwiękowe wariactwo z odrażającym wokalem Mizernego, wyśpiewującym równie odrażające, anatomiczne detale. Tak naprawdę z dzisiejszego punktu widzenia, te cztery utwory to jedyne premierowe propozycje na „Radiu niebieskie oczy Heleny”. Jednak z racji tego, że poprzednie/następne dwa krążki utknęły w „wydawniczym piekle” (krąg piekła sąsiadujący z tzw. „development hell„), tracklistę uzupełniły nagrane na nowo kompozycje, które znajdziemy też na „Specjalnym rodzaju kontrastu” i „Aniele w tlenie”.
I tak otwierający „Specjalny rodzaj kontrastu” „Pierwszy śnieg” został tu zaprezentowany w równie minimalistycznej, ograniczonej do fortepianu i oszczędnej perkusji formie, która dopiero potem dopuszcza gitarową partię. Największa różnica to zmiana wokalisty: pierwotnie w 1984 śpiewał ją Pawel „Tschester” Tauter. Psychodeliczny „Pierwszy dzień zmartwychwstania” jest na „Radiu…” o wiele spokojniejszy, niemal w pełni pozbawiony oryginalnego szaleństwa – o ile nie będziemy wsłuchiwać się w tekst. Więcej miejsca na odchyły znajdziemy w kawałku tytułowym, gdzie odzywa się nawet ściana gitar rodem z „Anioła w tlenie”. I ten powtarzany jak mantra tytuł „Radio niebieskie oczy Heleny”…
No właśnie, „Anioł w tlenie”, płyta pełna gitarowego rzężenia w stylu Killing Joke, nagrana na setkę i dlatego zupełnie inna od pozostałych. Galopująca „Adelajda formalina” nie straciła tempa w studyjnej wersji z „Radia…”, ale jej brzmienie zostało wyraźnie urozmaicone elektronicznymi wtrętami. W „Jadowitym paznokciem” gitara akustyczna zastąpiła Geordie’owskie szaleństwo. Ta grzeczniejsza wersja jakoś słabiej przemawia w połączeniu z odjechanym tekstem: „I przedstawiam moją żonę / Ekskluzywny inkubator / Z megafonem zamiast głowy / Z pojemnikiem na embriony”. Został jeszcze „Brak tlenu” – na „Aniele w tlenie” regularna młócka, w studyjnej, „heleniej” wersji: transowa psychodela w stylu „Biegnącego wzdłuż koła”.
Pomimo tego wydawniczego rozstrzału, całość jakoś trzyma się kupy i brzmi całkiem spójnie. Potraktujcie jednak ten wpis tylko jako wizytówkę, zaproszenie do świata 1984. Bo choć „Radio niebieskie oczy Heleny” to świetna płyta, warto zainteresować się też pozostałymi: „Specjalnym rodzajem kontrastu” i „4891” (zwłaszcza jeśli ktoś woli współcześniejsze brzmienia). Nawet „Aniołem w tlenie”, dokumentującym najbardziej agresywne i szalone oblicze zespołu. A potem przejdźcie się na koncert – 1984 jest wciąż aktywne, o czym przekonuje strona i Facebook zespołu. I razem ze mną czekajcie na nowy materiał, który już powstaje…
Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
1 komentarz