Warszawski klub Pogłos, który od 2016 roku funkcjonował na ulicy Burakowskiej 12, bezpowrotnie stracił swoją siedzibę w październiku 2022 roku. Charakterystyczny budynek został zburzony, by zrobić miejsce dla kolejnych patodeweloperów. Niestety obecnie wszystko wskazuje na to, że innego miejsca dla niego nie będzie. Tym samym koncertowa mapa stolicy utraciła jedno z najważniejszych miejsc dla muzyki niezależnej, a ja straciłem swój muzyczny dom.
Klub Pogłos kontynuował piękną tradycję funkcjonującego wcześniej w tym miejscu Centralnego Domu Qultury. Odbywały się w nim najróżniejsze koncerty, a także niezapomniane imprezy, że wspomnę tylko o cyklu Friday I’m in Love DJ-a Nebaza czy mrocznych potańcówach spod znaku Old Skull. Komu przeszkadzało tak wyjątkowe miejsce? Najwyraźniej samemu miastu Warszawa, które przez pierwsze dwa lata względnie bezproblemowo wynajmowało grunt klubowi, lecz pod koniec 2018 roku sprawy zaczęły się komplikować. Jeśli interesują was szczegóły, zapraszam np. tutaj – w tym artykule skupimy się na muzyce i dobrych wspomnieniach.
Wydawało się, że nawet jeśli sam lokal zostanie zburzony, to stojąca murem za swym klubem Spółdzielnia Socjalna Pogłos znajdzie inne miejsce, by kontynuować swoją działalność. Szczególnie w rzekomo tak otwartym na kulturę mieście jak Warszawa nie powinno to stanowić problemu, prawda? Zwłaszcza że było to miejsce szalenie przytulne i inkluzywne, którego ekipa robiła wszystko, by każdy czuł się w nim jak u siebie. Niestety, opublikowane niedawno oświadczenie nie pozostawia złudzeń co do tego, że stolicy kompletnie nie zależy na tak wyjątkowych miejscach jak Pogłos, które przecież idealnie budują charakter sceny kulturalnej miasta.
Wszystko wskazuje na to, że pora godzić się z myślą, iż Pogłos już nie wróci. Nie będzie więcej pielgrzymek po ciasnych schodach z czarnej sali na białą i z powrotem, nie będzie śpiewania „Barki” w trakcie Bingo z Charlotte ani oglądania srogich gotów, którzy po właśnie zagranym koncercie bawią się przy Backstreet Boysach (spokojnie, Wasz sekret jest ze mną bezpieczny!).
Dla mnie było to miejsce o wyjątkowym znaczeniu, w którym spędziłem niezapomniane chwile z najbliższymi mi osobami, widziałem mnóstwo wspaniałych koncertów, przebalowałem niejedną noc przy „Love Like Blood” Killing Joke czy „One Hundred Years” The Cure i zapewne nie jestem w tych doświadczeniach odosobniony. Dlatego chciałbym podzielić się z Wami kilkoma z takich najważniejszych wspomnień. Niech to będzie mój hołd dla klubu Pogłos i wszystkich ludzi, którzy go współtworzyli. Z całego serca: dziękuję Wam.
Drab Majesty, 2 czerwca 2017
W maju 2017 roku znalazłem się na małym życiowym zakręcie, ale jednocześnie odkryłem trochę nowej muzyki, która znów mnie zachwyciła, a także zyskałem pretekst do reaktywacji tego bloga. Najważniejszy album, jaki wtedy poznałem, to „The Demonstration” Drab Majesty, który na nowo pokazał mi, jak to jest się zajarać jakimś zespołem – ale tak w pełni. Tak się szczęśliwie złożyło, że chwilę później Deb i Mona grali koncert w Warszawie, a ja dzięki temu po raz pierwszy trafiłem do Pogłosu (tym bardziej zdziwiony, że na Burakowskiej nie ma już CDQ). Drabów widziałem jeszcze później parokrotnie, ale to ten pierwszy występ w Pogłosie wspominam najcieplej.
The KVB, 6 kwietnia 2018
Czasem niestety zdarza się tak, że pewne wydarzenia się na siebie nakładają i nie ma jak tego pogodzić. Tak miałem w przypadku tego brytyjskiego duetu, na którego występie nawet nie byłem w stanie się porządnie wybawić przy tych kilku pierwszych kawałkach, bo już stresowałem się tym, czy zdążę dojechać na drugi koniec miasta do Hydrozagadki, w której tego samego wieczora grało Youth Code. Oczywiście się spóźniłem, ale z perspektywy czasu mam dwa fajne wspomnienia w cenie jednego.
Matt Elliott, 16 maja 2018
To prawdopodobnie jedyny koncert, który spędziłem w Pogłosie siedząc z boku sceny, a nie stojąc gdzieś w pierwszych rzędach. Szkopuł w tym, że centralnie nad tym miejscem w trakcie występu paliły się światła, które burzyły misternie kreowany przez Brytyjczyka klimat. Na szczęście były po prostu podłączone do kontaktu obok siedzeń, więc… Pamiętam, że po koncercie ktoś z obsługi Pogłosu szybkim krokiem ruszył w tamtym kierunku, mówiąc, że coś się stało ze światłami. No cóż, to chyba ostatnia szansa, by się przyznać, że tym „czymś” byłem ja.
HTRK, 13 września 2019
…zaraz, jakim cudem nie było nic nigdy na tym blogu o HTRK? No to przynajmniej w ten sposób nadrobię. Ten australijski zespół odegrał bardzo ważną rolę w moim życiu i nigdy nawet jakoś szczególnie nie marzyłem, że będzie mi dane zobaczyć go na żywo. Pogłos, jak to często miał w zwyczaju, to nieświadome marzenie spełnił, ściągając ich przy okazji promocji albumu „Venus in Leo” i zapewniając mi magiczny, niezapomniany wieczór.
Lust for Youth, 24 września 2019
Miałem kilka lat temu dość potężną fazę na twórczość tego duńskiego duetu, ale tak naprawdę to nie on będzie najważniejszy w tym wspomnieniu. Przed Lust for Youth wystąpił bowiem warszawski Decadent Fun Club – zespół, którego nazwa non-stop obijała mi się gdzieś o uszy, ale nigdy wcześniej nie trafiłem na jego koncert. Cóż, lepiej późno niż wcale. Od razu zrobili na mnie piorunujące wrażenie utworem „Tango”, od którego lubili wówczas zaczynać występy. Gdy w pewnym momencie zagrali cover kawałka „Killer” Seala, wiedziałem już, że będę ich wiernym fanem. I faktycznie, później tylko regularnie chodziłem na ich koncerty (a w Pogłosie widziałem ich jeszcze chociażby na urodzinach Undertone).
Baśnia, 20 października 2019
Ale Decadent Fun Club nie jest jedynym ważnym dla mnie polskim projektem, który zobaczyłem na żywo po raz pierwszy w Pogłosie. Różnica jest taka, że twórczość Baśni już znałem doskonale, gdy wybierałem się na jej występ na Burakowską. Dziś tym bardziej się z tego cieszę, ponieważ był to jeden z zaledwie trzech koncertów tego projektu, które miałem okazję zobaczyć, a na więcej się już niestety nie zanosi. I szczerze powiedziawszy, nawet już nie pamiętam, kto był wtedy pełnoprawną „gwiazdą wieczoru”…
Twin Tribes, 6 października 2021
Jedna z największych tragedii miłośnika koncertów polega na tym, że reszta świata – z rzeczywistością zawodową na czele – wcale nie chce respektować jego ulubionej formy spędzania czasu. I tak gdy okazuje się, że jakiś fajny zespół gra w środku tygodnia, trzeba stanąć przed dylematem: czy chcesz iść i dobrze się bawić (i bardzo prawdopodobne, że mieć fajne wspomnienia na długo), czy jednak wstać normalnie i nadawać się do życia następnego dnia (co z perspektywy czasu nie ma większego znaczenia). Pewnie domyślacie się, jakiego wyboru na ogół dokonuję. Ale takie koncerty, jak tego teksańskiego duetu o meksykańskim rodowodzie, tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że warto. To było prawdopodobnie najbliższe, co mogłem przeżyć, do zobaczenia na żywo wczesnego The Sisters of Mercy.
Riki, 17 maja 2022
W 2022 roku Pogłos miał na koncie dość obszerną historię spełniania moich koncertowych marzeń, ale to wciąż było jedno z tych najważniejszych. Riki kupiła mnie od pierwszego przesłuchania jej debiutanckiej płyty i choć „Gold” też uwielbiam, to cieszę się, że w Warszawie skupiła się na tym pierwszym albumie. Dzięki temu mogłem poczuć się jak w prawdziwie ejtisowym, zadymionym klubie i nawet nie brakowało mi jakiegokolwiek zespołowego uzupełnienia jej brzmienia. Wciąż mnie intrygują też te nieznane kawałki, które wtedy zagrała!
Les Tétines Noires, 21 maja 2022
A czasami jest po prostu tak, że Twój najlepszy ziomek przyjeżdża do miasta po dłuższej przerwie i pyta: „ej, idziemy do Pogłosu wieczorem? jakiś Old Skull jest”. A Ty doskonale wiesz, że Old Skull nigdy nie odstawia lipy i nawet gdy jakaś dziwaczna francuska nazwa absolutnie nic Ci nie mówi, no to przecież nie odmówisz. I potem okazuje się, że skończyłeś cały obsypany pierzem na czymś takim…
Cool Kids of Death, 18 września 2022
Pamiętam, gdy zaczynałem coraz regularniej oglądać polskie MTV, a wtedy co chwila leciał na nim charakterystyczny teledysk do piosenki o butelkach i kamieniach. Później kupiłem sobie kasetę „Cool Kids of Death 2”, jarałem się płytą „2006”, unosiłem brew przy stylistycznej wolcie na „Afterparty”… Czemu więc nigdy nie trafiłem na koncert Krzysztofa Ostrowskiego i spółki? Naprawdę nie wiem, a po rozwiązaniu Cool Kids of Death pogodziłem się z faktem, że już nigdy tego nie nadrobię. I myślę, że to doskonała klamra także dla roli Pogłosu w moim życiu. Bo nagle okazało się, że na chwilę przed zamknięciem tego klubu Coolkidsi w nim wystąpią, zupełnie jak na początku kariery, dla ściśniętej publiki, która wykupiła wszystkie bilety w mgnieniu oka. Niemożliwe po raz kolejny stało się faktem.
Dlatego wciąż tak trudno mi żegnać Pogłos raz na zawsze i w końcu uwierzyć, że to już naprawdę koniec. Bo jeśli ktoś mnie kiedykolwiek przekonał do tego, że umie czynić cuda, to właśnie ekipa tego klubu.
Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Brak komentarzy