Various Artists – Manhunter OST

80s, płyty, soundtracki Autor: Jon Krazov kwi 30, 2015 1 komentarz

Lata osiemdziesiąte przyniosły wiele filmów, które przez potomnych traktowane są jako reprezentatywne dla tej epoki. Przesadnie kolorowe i trochę kiczowate — czasami dopiero z perspektywy czasu, czasami nie — ale zawsze traktowane są z pewną dozą przymrużenia oka. Jest w tej grupie jeden wyjątek. Pomimo iż zrobiony całkiem serio, to nie popadł w pompę i późniejszą śmieszność.

(Proszę nie ufać powyższemu trailerowi! Powstawał z myślą o widowni charakteryzującej się inną wrażliwością).

Mowa o fimie „Manhunter” Michaela Manna, który ujrzał światło dzienne w 1986 roku. Jest to najmniej znana ekranizacja „Czerwonego smoka” Thomasa Harrisa, pierwszej książki o Hannibalu Lecterze. (Producent Dino de Laurentiis zdecydował się na zmianę tytułu, by film nie był kojarzony z „Rokiem smoka” z roku wcześniej, który okazał się spektakularną klapą). Zawsze powtarzam, że jeśli chodzi o uchwycenie epoki, „Manhunter” równie dobrze może być traktowany jak film dokumentalny. Wszystko dzięki bardzo skrupulatnemu podejściu Michaela Manna do produkcji filmów — jeżeli na przykład którakolwiek z postaci chociażby trzyma broń w filmie, wysyłana jest na obóz szkoleniowy, żeby potem w filmie nie było bzdur. I tak z wszystkimi aspektami. Nas najbardziej interesuje, że wszystko w tym filmie już z daleka krzyczy LATA OSIEMDZIESIĄTE: ubrania, scenografia, praca kamery, dialogi, samochody, fryzury oraz — i dlatego tu jesteśmy — muzyka.

Soundtrack pierwotnie został wydany w małym nakładzie i jedynie na płycie winylowej oraz kasecie magnetofonowej. Z tego powodu prawie przepadł. Pomógł mu kultowy status, jakiego film dorobił się po latach (pewnie byłoby o wiele trudniej bez Hannibala Lectera). W międzyczasie longplay straszył we wszystkich bazach danych wielkim napisem OUT OF PRINT. W takich warunkach zmuszony byłem w 2002 roku poskładać płytę ręcznie z pojedynczych piosenek. Na szczęście wszystkie były w odmętach Sieci. W 2010 roku album doczekał się oficjalnego wydania CD; w sukurs przyszły również sklepy z empetrójkami. Wystrzeliły korki od szampanów, w odtwarzaczach cicho zaszumiały srebrne krążki, a wszyscy skropili się wodą kolońską z łódką na opakowaniu (prezent na święta). Obecnie nie ma najmniejszych problemów z nabyciem płyty.

Twórca filmu zdecydował się na kilka autorskich kompozycji oraz kilka gotowych piosenek, z których najbardziej znaną będzie pewnie — docięta do sceny, w której się pojawia — „In-A-Gadda-Da-Vida” Iron Butterfly. Poza tym trafili się wykonawcy relatywnie nieznani. To, w mojej opinii, stanowi o sile tego albumu — dostajemy uchwyconą esencję lat osiemdziesiątych, ale nie składankę największych przebojów z epoki. Dostajemy to, co najlepsze w latach 80. Jest i klimatycznie (The Reds, Shriekback), i z pazurem (The Prime Movers), i nawet popowo (Red 7), a wszystko to współgra ze sobą wręcz organicznie.

Płyta zaczyna się od „Strong As I Am” The Prime Movers, które ma lekko etniczny początek (piszczałka w stylu fletni Pana), ale szybko przechodzi w rockowy kawałek. Następnie mamy dwa utwory chyba najbardziej nieznanego zespołu w historii muzyki (może poza Mephisto Walz) — Shriekback. Pierwszy to instrumentalny „Coelcanth”, drugi zaś to uznawany przez wielu za najlepszy kawałek tego zespołu „This Big Hush” (i niech się „Nemesis” schowa). Powoli budowany klimat i pełen gier słownych tekst (this darkness is what I hearwe wake alone in the blackness) dają w efekcie jeden z moich ulubionych utworów w ogóle. Top 10 wszech czasów. Następnie „Graham’s Theme” Michaela Rubiniego, który jak by się nie zapierał, to nie przekona nikogo, że nie jest motywem filmowym. Przyjemny podkład, wyraźna perkusja i gitarowe popisy w dalszej części tworzą ciekawy koktajl. Jest takie powiedzenie, że najlepsza muzyka filmowa to taka, której nie słychać i podobnie jest tutaj: po chwili utwór staje się częścią tła, potem przestaje się go słyszeć, aż „nagle” się kończy. Na potrzeby tego tekstu musiałem sięgnąć po specjalne techniki koncentracyjne, jakie wypracowałem na drodze medytacji zen, żeby zachować skupienie do końca. Następny jest trzeci utwór Shriekback, „Evaporation”, również instrumentalny i podobnie jak swój poprzednik niknący gdzieś po drodze. Ciekawa jest za to następna piosenka: „Heartbeat” zespołu Red 7. Był to krótkotrwały projekt Mike’a Rutherforda, członka Genesis oraz Mike + The Mechanics. Wydali dwa albumy i wszelki słuch byłby po nich niechybnie zaginął, gdyby nie piosenka końcowa z „Manhuntera”. Zespół rockowy, ale piosenka jak najbardziej popowa (w pozytywnym znaczeniu). Trzy kolejne miejsca na płycie zajmują napisane na potrzeby filmu ilustracje muzyczne zespołu The Reds. Najbardziej wciągającą jest „Leeds’ House”, gdzie napięcie rośnie bez ustanku dzięki gęstniejącej ścianie dźwięku. Całość wieńczy wspomniana wcześniej „In-A-Gadda-Da-Vida” Iron Butterfly, czyli gościnny występ z 1968 roku (to jedyny utwór spoza lat 80.).

Wielka szkoda, że na płycie nie znalazły się obecne w filmie „Freeze” Klausa Schulze’a oraz „Seiun + Hikari No Sono” Kitaro (jeżeli cokolwiek wyszło New Age, to była to muzyka). Zwłaszcza ten drugi cechuje się niesamowitym klimatem, który rozwija się powoli niczym kwiat na wiosnę. Gdzieś w tle nawet słychać ten młodzieńczy zachwyt Pink Floyd, który pchnął artystę do zajęcia się samemu muzyką.

Proponowanie tej płyty fanom szeroko pojętych ejtisów byłoby wożeniem drzewa do lasu, zwrócę się więc do pozostałych. Jeżeli jeszcze nie mieliście niewątpliwej przyjemności delektowania się ścieżką dźwiękową do „Czerwonego smoka” z lat 80., to czym prędzej to nadróbcie. Neon w krzykliwym kolorze na ścianie nie jest obowiązkowy, choć na pewno wprowadzi odpowiedni klimat. A potem zachęcam do obejrzenia filmu. Smaczkiem jest jedyna kreacja Hannibala Lectera (tutaj: Lecktora) starsza niż lecteromania.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

Jon Krazov

Wielki amator 80s revival movement. Z zasady nie uznaję podziału na gatunki — muzyka jest jedna. Ponadto jestem doomologiem klasycznym i sporadycznie pisuję o filmach.

1 komentarz

  1. Ojciec Fernando pisze:

    Soundtrack może i stał dostępny, ale cena nieco wybija zęby – jakby to był import z Japonii.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *