The Cooper Temple Clause – Kick Up the Fire, and Let the Flames Break Loose

00s, płyty Autor: rajmund lis 17, 2014 komentarze 4

Pamiętacie, jak niedawno pisałem o Mansun? The Cooper Temple Clause to w sumie podobna kapela. Tak jak Mansuni w czasach powszechnych zachwytów nad britpopem zaproponowali jego szaloną, progresywną odmianę, tak Cooperzy zrobili coś podobnego w czasach rozkwitu new rock revolution. Obie kapele wydały po trzy albumy, w obu przypadkach drugi – wydany już rok po debiucie – był zdecydowanie najlepszy, a trzeci miał być zwrotem w bardziej komercyjne rejony, który ostatecznie okazał się tylko gwoździem do trumny.

Tak jak „Six” w chwili swojej premiery było nierozumiane i do dziś nie zyskało należytego szacunku, tak i „Kick Up the Fire, and Let the Flames Break Loose” nie jest jakąś szczególnie wyeksponowaną płytą roku 2003 w dzisiejszych zestawieniach tamtych czasów. Aż dziwne, bo pamiętam, że MTV2 katowało na okrągło teledyski do „Blind Pilots” i „Promises Promises”. Nawet nasz rodzimy Teraz Rock uznał ten krążek za płytę miesiąca, a Anna Gacek dała mu pięć gwiazdek – mimo że nie dało się go wtedy nijak zdobyć w naszym kraju. Ależ to były czasy…

Znowu więc mamy do czynienia z ambitnymi muzykami, których gniotły modne etykietki.

Sami przylepili sobie dość przydługą – zaczerpniętą z wiersza współczesnego angielskiego poety, Philipa Larkina. Do energii typowej dla nowej fali wyspiarskiego rocka z początku XXI wieku dodali elektronikę – stąd w inspiracjach miejsce dla DJ-a Shadowa czy innego Massive Attack. Przychylność mediów i publiczności zaskarbili sobie już jednak wcześniejszą płytą, jeszcze bez takich wpływów, a single z „Kick Up the Fire, and Let the Flames Break Loose” doskonale wpasowywały się w ówczesne mody. „Promises Promises” od razu urzeka riffem i wykrzyczanym refrenem – takie głośniejsze i mocniejsze Black Rebel Motorcycle Club.

W 2003 roku każdy marzył o takim singlu. Cooperzy mieli drugi: „Blind Pilots”. Zwrotka już spokojniejsza, ale refren znów pełen czadu i emocji, które zdają się na żywo rozdzierać wokalistę. Do tego pamiętny teledysk, w którym zagrał nieznany wówczas jeszcze Michael Fassbender. Ale nie będę spoilował, popatrzcie sami. Nawet na wymierającym polu wideoklipów The Cooper Temple Clause mieli coś ciekawego do zaproponowania. Trzecim (a chronologicznie: pierwszym) singlem z tego krążka było „A.I.M.”. Znowu kawał rockowego grania, choć tym razem z elektronicznym beatem i bez siły wyrazu pozostałych dwóch.

To jedna strona „Kick Up the Fire, and Let the Flames Break Loose”.

Drugą stanowią utwory klimatyczne, melancholijne, bądź po prostu przeraźliwie smutne. Klimatyczny jest otwieracz „The Same Mistakes” z mroczną, ambientową atmosferą i postrockową gitarą, która rozkręca się na dobre dopiero na sam koniec. Ben Gautrey pokazuje, że może zaśpiewać też czysto i melodyjnie, co udowadnia w „New Toys”. Tu z kolei jest melancholijnie: napięcie narasta w trakcie pozytywkowej zwrotki, by uderzyć z pełną mocą, podbudowaną dodatkowymi efektami, w przejmującym refrenie.

No i dochodzimy do przeraźliwego smutku – „Talking to a Brick Wall”. To już odważniejsza kompozycja, wychodząca poza piosenkowy schemat omówionych dotychczas: egzotyczne dźwięki, eksperymentalna elektronika, „podwójna” linia wokalna. Wulkan emocji wybucha znowu w refrenie z depresyjnym tekstem:

I’m not quite how i should be
been finding tricks to hard
I’m thinking something must be broken
cuz it wasn’t like this before
now everyone is ugly
and everyone is stoned
small things about you excite me
but then i’d hate to spoil the tone

all my little somethings just ran out of luck
secret dates with strangers
dirty words and fighting talk
i’m so scared just kill me
time and time again
i can’t live with compromise
so maybe we can talk as friends
if at first you don’t succeed try again for me

Zarzuca się tej płycie często, że reszta utworów to już ewidentne zapychacze.

Cóż, nawet gdyby tak było, poziom powyższych już gwarantuje „Kick Up the Fire, and Let the Flames Break Loose” kwalifikację do grona krążków, których nie można pominąć. Ale wcale się nie zgadzam, może i „Into My Arms” brzmi jak kiepski odrzut Archive, ale sprawdza się jako rozładowanie emocji między „Talking to a Brick Wall” a „Blind Pilots”. No i ta elektroniczna masakra na koniec idealnie burzy sielankowy nastrój. Także niepozorny „Music Box” rozkręca się w solidną industrialną młóckę.

Tak naprawdę jedyny kawałek, którego rzeczywiście w tym zestawie nie trawię, to psychodeliczny, mdły „In Your Prime” – ale przecież to tylko dwie minuty. A zaraz po nich dostajemy idealne zwieńczenie w postaci rozbudowanego „Written Apology”, które doskonale podsumowuje wszystkie odjazdy, emocje i eksperymenty, którymi ten album jest przepełniony. Wielka szkoda, że panowie nie mieli już okazji stworzyć więcej takich dzieł. Do tego poziomu zbliża się już tylko „All I See is You” – jedyny sensowny kawałek na „Make This Your Own”.

Szkoda zespołu.

Tom Bellamy udziela się teraz w Losers (dziękuję za cynk naszemu Czytelnikowi) – mają swoje momenty, kocha ich Gary Numan, ale to już nie to samo. Ben Gautrey śpiewa w Type Two Error – pokazali nam dopiero dwa kawałki, ale też zapowiada się na zupełnie inną ligę brzmieniową. Na powrót Cooperów się nie zanosi, ale może to i lepiej, jeśli mieliby znowu męczyć coś takiego jak ich ostatni krążek. Pamięć po „Kick Up the Fire, and Let the Flames Break Loose” pozostanie. No i mogą mówić, że Fassbender grał w ich klipie, zanim stał się mainstreamowy – how cool is that?

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

rajmund

Lokalny Ojciec Dyrektor. Współpracował m.in. z portalami CD-Action, Stopklatka i Antyradio. Po godzinach pisze opowiadania cyberpunkowe i weird fiction. Zafascynowany chaotycznym życiem szczurów.

komentarze 4

  1. Mo'Nica pisze:

    Długo bym mogła pisać o mojej miłości do Cooperów… A słyszałeś może Pure Reason Revolution? Współproducentem ich ostatniej płyty był Tom 😉 Świetny zespół, niedoceniony, już nieistniejący niestety… A dEUS? Soulwax? Elliott Smith? The Pineapple Thief z genialnymi I will Light Up Your Eyes oraz Who Will Light Up Your Eyes… Z tego co pamiętam, to w Trójkowym Minimaxie obie piosenki były puszczane jako jedna, 14-sto minutowa. Magia 😉

    1. rajmund pisze:

      Dzięki za cynk, o ostatniej płycie Pure Reason Revolution nie wiedziałem 🙂 dEUS i Soulwax pewnie któregoś dnia się pojawią na blogu. A jak lubisz nietypowy progrock, to polecam Mansun!

  2. Mo'Nica pisze:

    Słucham TCTC od jakiś 12 lat i miałabym nie znać Mansun? 🙂 Z kumpelami katowałyśmy w liceum Stripper Vicar xD

    1. rajmund pisze:

      No to pięknie 😀

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *