The Algorithm – Octopus4

2014, płyty Autor: Danny Neroese cze 19, 2014 komentarze 4

Na  początek taka mała zagadka: co mają ze sobą wspólnego informatyka, Will Smith, Francja, Zelda i wirus komputerowy? I nie, nie mam tutaj na myśli scenariusza do nowego Matriksa czy innego filmu science fiction goszczącego na ekranach kin. Nie mówię również o świeżej grze komputerowej, która jest viralem i rozprzestrzenia się tak szybko, jak choroby weneryczne w Afryce. Odpowiedź, cóż takiego (a raczej kto) spaja te zagadnienia w dość oryginalny i wyjątkowy sposób, znajdziecie w tym tekście. I jestem wręcz przekonany, że muzyka tego artysty świetnie wpasowuje się w konwencję niniejszej strony, bo sam po usłyszeniu go pierwszy raz pomyślałem „Wow, czegoś takiego jeszcze nie słyszałem!”. Panowie, panie i reszta – oto The Algorithm!

Wszystko zaczęło się w roku 2009, kiedy to po opuszczeniu kapeli Dying Breath francuski gitarzysta Rémi Gallego postanowił stworzyć własną, mathcore’ową kapelę. Plany miał dość poważne, starał się nawet znaleźć potencjalnych członków zespołu. Mogło to się udać, jednakże los bywa przewrotny i nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. Kierowany wpływami swego brata DJ-a, Rémi postanowił nauczyć się syntezy i produkcji dźwięku, jak również obsługi odpowiedniego oprogramowania. Z pomocą gitary spełnił swoją świeżą wizję i wydał pod nazwą The Algorithm. Określenie to nie jest wcale przypadkowe – to odniesienie to skomplikowanej i wręcz matematycznie przemyślanej struktury utworów, które mimo swojej oryginalności są całkowicie dopracowane. Czuć na każdym kroku, że królowa nauk przepełnia muzykę Francuza.

Ale wracając do historii projektu: po wydaniu dem „The Doppler Effect” i „CRITICAL.ERROR”, Gallego postanowił zarobić trochę na życie, dając koncerty live. Zwrotem w jego karierze okazał się rok 2012, kiedy to stał się członkiem wytwórni Basick Records, zaś Internet obiegł klip nagrany do singla „Tr0jans”. Od tego momentu datuje się wzrost popularności Francuza – na tyle duży, że wydany w 2012 roku album „The Polymorphic Code” odniósł już spory sukces.

Następcą tamtego wydawnictwa jest omawiany dziś „Octopus4”. No dobrze, dobrze, ale co w końcu gra Rémi? To jest najtrudniejsze pytanie, gdyż w swej twórczości łączy bardzo wiele różnorodnej muzyki: od dubstepu i drum and bass, po trance, mathcore i metal progresywny. Tak, tak, dobrze przeczytaliście. Myślicie „przecież to niemożliwe!”, ale jednak. Ten niepozorny blondyn z Tuluzy zaryzykował i stworzył coś naprawdę oryginalnego, czego nikt się nie spodziewał. Wprowadził świeże spojrzenie na ten rodzaj muzyki, zaś niektórym niedowiarkom otworzył oczy i poszerzył gust muzyczny. Wszystko w jego muzyce jest zgrane i pasuje do siebie – naturalnie brzmiąca perkusja, wybijająca metalowe rytmy, charakterystyczne gitary, brzmiące niczym karabin maszynowy (których na tym albumie jest mniej, ale są świetnie wpasowane w kontekst i brzmienie) czy też świetna elektronika, która momentami brzmi po prostu fantastycznie!

Również wszechstronność Francuza jest zaskakująca. Niesamowite jest to, jak potrafi czerpać i odnajdywać się w różnych rodzajach i gatunkach. Chcecie  ambientu? Posłuchajcie „Void”. Może wolicie coś w stylu chiptune? Więc polecam „_ MOS”. A może pragniecie solidnego, metalowego wiercenia, które przyprawi Was o ciarki na plecach? Ostatni utwór, tytułowy „Octopus4”, z pewnością Wam je zagwarantuje. Wspominałem, że jest to album koncepcyjny (dla nie obytych w temacie:  album, który został w całości stworzony z jakąś myślą przewodnią, np. opowiada spójną historię)? A o czym? Według Rémiego „Octopus4” opowiada historię wirusa, który zaraża ludzi i zamienia ich w Willa Smitha (stąd też nazwa jednego z utworów). Bardzo oryginalnie, nieprawdaż? Można by rzec, iż właśnie te słowa, pomysł na taką „historię”, oddają duszę tego wydania. Ten eksperymentalizm i brak jakichkolwiek ograniczeń, dotyczących tego, na co można sobie pozwolić, nadaje temu albumowi status wyjątkowego. Naprawdę wyjątkowego.

Nie wiem, co takiego jest w tej Francji, że powstają tam tak specyficzne projekty muzyczne, jak właśnie The Algorithm czy omawiane przeze mnie wcześniej Chrysalide. Czy to echo spożywanych od wieków butelek wina, czy też bezpośredni wpływ epok literackich, które w większości przypadków miały swoje źródła w krainie bagietek? Nie wiem, zaprawdę powiadam Wam, nie wiem. Jedno jednak wiem na pewno: Rémi jeszcze nie raz nas zaskoczy, gdyż jego kreatywność i pomysłowość nie znają granic. Nie zdziwiłbym się, gdyby następny album przywitał nas intrem tybetańskiego śpiewu gardłowego, zaś motywem przewodnim byłyby czasy prehistoryczne. Możemy nabijać się z ich podejścia do walki, możemy nazywać ich żabojadami i śmiać się z ich przyzwyczajeń czy też „pięknego” języka, ale jednego jestem pewien: muzyka, która wychodzi z rąk Francuzów jeszcze nie raz nas oczaruje.

PS I wiem co mówię, znam jeszcze jednego przedstawiciela Francji, którego twórczość nadaje się na tę stronę (możliwe, że o niej wkrótce przeczytacie).

PS2 W tekście wspomniałem o Zeldzie, już spieszę z wyjaśnieniem dlaczego: podczas jednego z koncertów z TesseracT’em Gallego wszedł na scenę przebrany za… Linka.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

Danny Neroese

Nie przepada za mówieniem o sobie. Ekscentryk i samotnik. Ceni swój wyjątkowy gust muzyczny.

komentarze 4

  1. Zeal Deadwing via Facebook pisze:
    1. Yayo pisze:

      Witaj, ostatnimi czasy w blogosferze pojawił się całkiem nowy i świeży blog o tematyce muzycznej! Wkrótce będzie on pełen recenzji i innych ciekawych rzeczy. Masz ochotę czasem na niego zajrzeć? Jeśli tak to śmiało pisz, a dodam Cię do Affilates i wspólnie będziemy informować się o nowościach! Już niedługo pierwsza recenzja.

      Czekam na Ciebie na http://muzyczne-opinie.blogspot.com/

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *