Telepathe – Destroyer

2015, płyty Autor: rajmund paź 01, 2015 Brak komentarzy

Pisząc o drugim krążku amerykańskiego duetu Telepathe mam małe deja vu – mając wciąż w pamięci świetny tegoroczny album HEALTH. Telepathe również kazali czekać na swoje nowe dzieło sześć lat. O nich też już zdążyłem przez ten czas zapomnieć (mimo że w międzyczasie podjarali mnie świetnym kawałkiem w remiksie Trenta Reznora i Atticusa Rossa). Wreszcie, „Destroyer” to dość podobnie skonstruowana płyta z podobnymi problemami.

A wszystko, zdaje się, przez to, że materiał przeleżał sześć lat w szufladzie.

Bo ponoć był już gotowy w 2012 roku (na co wskazywałyby premiery singli), a kwestię wydania opóźniły zawirowania z wytwórnią. I podobnie jak ze „STONEFIST” HEALTH, tak i tutaj największe wrażenie robi zdecydowanie „Destroyer”. Nawet w tej albumowej wersji, bez charakterystycznego pianina Reznora i oldskulowej elektroniki Rossa. Dramaturgia rośnie w nawet bardziej naturalny sposób, a powtarzany krzyk Destroyer, destroyer, destroyer niezmiennie robi tu za bardzo nośny refren.

Jeśli jednak wolelibyśmy usłyszeć Busy Gagnes i Melissę Livaudis w bardziej romantycznych klimatach, z odsieczą przychodzi „Drown Around Me”. Syntezatorowa jazda wzdłuż wyrazistej sekcji rytmicznej po futurystycznej autostradzie. Bardziej nastrojowo jest już tylko w nieco trącącym Siouxsie and the Banshees „Nights Spell”. Refren I’m under, I’m under, I’m under / You got me, you got me, you got me zapada w pamięć prawie tak jak „Destroyer” i plasujący się tuż za nim „Slow Learner”. Słowa Shy-y-y-y I am around you, shy-y-y-y I am around you brzmią jak wyjęte z najchwytliwszego ejtisowego hiciora. Patent powtarzania tych samych linijek w tym przypadku zdaje egzamin.

To cały czas ta lepsza połowa krążka.

Po głębszym researchu wychodzi na jaw, czemu tak ewidentnie odstaje od pozostałych. Otóż wszystkie te najlepsze piosenki („Destroyer”, „Slow Learner”, „Drown Around Me”) zostały wyprodukowane przez Lewisa Pesacova i Dave’a Siteka (współodpowiedzialnego już za debiutancki krążek Telepathe) – i to się od razu rzuca w uszy. Dopracowane brzmienie i po prostu lepsze melodie tych kawałków sprawiają, że to, co dostajemy po (zupełnie zbędnym) instrumentalnym przerywniku „Hyper Ho”, brzmi w porównaniu do nich jak kolekcja jakichś odrzutów. Nawet zamykający krążek „Fuck You Up” nie robi wrażenia. Tytuł najlepszego synthpopowego utworu naszpikowanego fuckami przez wokalistkę sprzątnęła już ostatnio Rose Berlin wspomagana przez Deana Garcię (Curve, pamiętacie) w SPC ECO.

Tak że nowe Telepathe to bardzo fajne pół płyty (szczególnie dla lubujących się w takim synthpopie z damskim wokalem) i kompletnie nieangażujące pół płyty.

Wystarczy, żeby załapać się na playlistę „Best of 2015” (i to nawet kilkoma piosenkami), ale wielka szkoda, że nie doszlifowano tej drugiej części. Zwłaszcza że przecież ten materiał przeleżał w szufladzie przez trzy lata. Czemu nie poświęcono tego czasu chociażby na gonienie producentów, by zajęli się też pozostałymi piosenkami?

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

rajmund

Lokalny Ojciec Dyrektor. Współpracował m.in. z portalami CD-Action, Stopklatka i Antyradio. Po godzinach pisze opowiadania cyberpunkowe i weird fiction. Zafascynowany chaotycznym życiem szczurów.

Brak komentarzy

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *