Shpongle – Museum of Consciousness

2013, płyty Autor: Misty Day cze 26, 2014 komentarze 3

Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, jak żonglować molekułami? A może śniłeś o dniu, w którym nareszcie zaznasz boskiego objawienia? Możliwe, że chciałbyś obejrzeć niebiańskie akwarium, w którym pływają mózgi oraz krainę, gdzie meduzy wspinają się na szczyty gór… A w międzyczasie pobudzałbyś organy odpowiadające za emocjonalne myślenie. Mało? Zapraszam na zwiedzanie muzeum Twojej własnej świadomości.

Shpongle – ikona muzyki elektronicznej, prekursorzy nowych, zwariowanych brzmień, a przede wszystkim twórcy psybientu, nurtu łączącego egzotyczno-psychodeliczne brzmienia ze wszystkich stron świata z surowym, elektronicznym podejściem do muzyki trance’owo-ambientowej. Początki Shpongle sięgają roku 1990, kiedy to Raja Ram (1200 Micrograms, The Infinity Project), posiadający aborygeńskie korzenie Australijczyk, nawiązał współpracę ze swoim wieloletnim przyjacielem i legendą brytyjskiego psytrance’u, Simonem Posfordem (założyciel wytwórni Twisted Records aktywnie rozbudowujący swój progresywny projekt Younger Brother; znany też jako Hallucinogen). Wspólne doświadczenia obu panów, związane z łączeniem nowoczesnych brzmień elektronicznych i tradycyjnych instrumentów plemiennych, w 1996 roku dały efekt w postaci długogrającego debiutu „Are You Shpongled?”.

Jedną z największych inspiracji dla Shpongle są środki psychodeliczne oraz wypowiedzi ludzi będących pod ich wpływem – najlepszym przykładem może być piosenka „A New Way to Say 'Hooray” z płyty “Tales of the Inexpressible”, w której Terence McKenn opisuje nam skutki działania najsilniejszej substancji halucynogennej na świecie, czyli DMT (ciekawostka: każdy z nas produkuje ją w mózgu w części zwanej szyszynką). Raja powiedział kiedyś, że słowo “shpongle” oznacza termin określający budowanie pozytywnych emocji, przeplatanej z euforycznymi stanami. Z kolei Simon, spytany o opisanie muzyki projektu, odpowiedział krótko i treściwie: “To coś, czego nigdy przedtem nie słyszałeś”… Dlatego też zapraszam do zapoznania się z najnowszym dziełem tego fascynującego duetu.

Jako wierna fanka Shpongli przyznam szczerze: po pierwszym odsłuchu miałam mieszane uczucia. Dziwne, bo mamy tu przecież wszystkie znane nam dotąd zagrywki z poprzednich płyt: Raja znowu gra na swoim flecie, Simon bawi się dźwiękami, okazjonalnie brzdąkając w struny gitary, a Michele Adamson (wokalistka i kompozytorka stale współpracująca z zespołem od płyty “Tales of the Inexpressible”) raczy nas swym pięknym, kojącym głosem. Wszystko jest odpowiednio dziwne i bardzo „shponglowe”, a jednak nie byłam w stanie zauważyć niczego interesującego, bo ogarniała mnie… Nuda. Czułam się jak na beznamiętnej wycieczce, jakby na siłę prowadzona za rękę. Każda sala była pozbawiona jakichkolwiek atrakcji, a pod koniec byłam już bardzo zmęczona, jednocześnie czując ulgę, że to już koniec. Wiadomo, zwiedzanie muzeum z przewodnikiem bywa nużące. Powróciłam jednak do jego wnętrza sama, z otwartym umysłem i spokojem ducha, nastawiona na eksplorację swojej świadomości, nie przejmując się godzinami zwiedzania. Warto było.

“Brain in a Fishtank”, czyli pierwszy singiel z płyty, zaprasza nas melodią skradzioną ze starej pozytywki: czeka na nas zwiedzanie bardzo wyjątkowego miejsca, pełnego cudów i dziwów, gdzie zaczyna się taniec śmierci, a wszystko rozpada się tylko po to, by niczym mityczny feniks powstać na nowo. Utwór zachęca do otworzenia trzeciego oka, dostrzeżenia tego, czego nie uświadczysz spod zamkniętych powiek. To zapowiedź fantastycznej wyprawy, w której odwiedzisz najskrytsze zakamarki własnego umysłu (o której informuje nas delikatny wokal Michele). Po siedmiu minutach rozkosznej, elektronicznej ekstazy zapoznajemy się z “How the Jellyfish Jumped Up the Mountain” –  drugim utworem, który cudownie łączy finezję Rajowego fletu poprzecznego z subtelnymi skrzypcami, elektroniczną zabawą Simona oraz stylizowanym na hindusko-arabskie brzmienia wokalem Michele. Utwór może przywodzić na myśl genialną “Insomnię” Faithless, jednak po kilku minutach wszystkie podobieństwa zanikają. To w końcu Shpongle, które jest niepodobne do niczego.

“Juggling Molecules” od początku zaprasza eterycznym brzmieniem. Po jakimś czasie wita nas charakterystyczny dla Shpongle, psychodeliczny bełkot Hariego Om Sharana oraz stopniowe dawkowanie nałożonych na siebie dźwięków. Za chwilę pojawia się rozkosznie brzmiąca gitara, przywołująca wspomnienie kultowego “Dorset Perception” z płyty “Tales of the Inexpressible”.

Następną salą, którą przyszło nam zwiedzać, była „The Aquatic Garden of Extra-Celestial Delights” – moja zdecydowana faworytka pośród wszystkich dostępnych tu komnat. Utwór wprowadza nas cichym, wibrującym tonem. To wypełnione nieziemską (dosłownie) aurą śnienie, kolejne wspaniałe gitarowe wstawki, cudowne dźwięki fletu oraz hipnotyzujący głos Michele: najpierw przeciągły, chwile później przeplatany z niesamowitym arabskim akcentem wokalu Hariego, prowadzący do mantrowego tekstu:

I’m on the borders between delights
I feel my heart streams blood down on us
Blood’s always, still, behind it all
The softest cushion for our fall

Our topple, our tumble, our spiral from grace
We’re held together, yet out of place
Beyond the veil lies a frequency
Suggesting a wisp of sweet ecstasy

Po tej przepięknej wstawce Shpongle raczy nas tym, co najlepsze, czyli charakterystycznymi zniekształceniami wokalu. Wszystko brzmi eterycznie, a doznania słuchowe przyprawiają o gęsią skórkę. Uczucia katharsis dopełnia cudowna, hang-drumowa wstawka oraz ładne, wyciszone zakończenie.

“Further Adventures in Shpongleland” stanowi mroczniejszą kontynuację radosnego “Ineffable Mysteries from Shpongleland” – utworu z poprzedniej płyty o tym samym tytule. Wprowadza nas pulsującym, równomiernym brzmieniem, które bogato się rozwija w środkowej części utworu. To po prostu najlepszy przykład na to, jak genialnie współpracuje ze sobą duet Raja i Simon. Jak zwykle towarzyszą nam wsamplowane wypowiedzi ludzi, będących w stanie narkotycznego transu, a bas Posforda hipnotyzuje.

“The Epiphany of Mrs. Kugla” jest utworem, który najbardziej zaskoczył mnie na płycie. Właśnie za to kochamy Shpongle – nigdy do końca nie wiesz, czego możesz się spodziewać. Rozpoczyna się niczym początek soundtracku: kusi grą na instrumentach skrzypcowych, przeplatanych delikatnymi, subtelnymi wręcz, elektronicznymi dźwiękami. Tutaj warto wyjaśnić genezę tytułu piosenki. Kugla była gospodynią domową rodziny Ramów, która miała w zwyczaju dodawać niebotyczne ilości oleju do potraw. Pewnego wieczoru Raja zdecydował się ugotować obiad w domu Simona i mimo że był przepyszny, dało się odczuć mocny wpływ Pani Kugli na jego umiejętności kulinarne. Od tamtego momentu Simon żartobliwie nazywa go po prostu “Mrs. Kugla”.

“Tickling the Amygdala” to utwór zamykający tę wyjątkową płytę.  Brzmieniem bardzo podobny do “God Particle” z EP-ki o tym samym tytule. Zdecydowanie mamy tutaj najpiękniej prowadzony flet, a samo zakończenie jest bardzo zaskakujące… Więcej nie zdradzę. Tego po prostu trzeba posłuchać.

“Museum of Consciousness” to bardzo dobry album. Nie ma na nim tego szaleństwa i eksperymentów, co na wydanym 3 lata wcześniej “Ineffable Mysteries from Shpongleland”, jest jednak bardzo zgrabną, spójną całością, jak chociażby “Nothing Lasts but Nothing is Lost” z 2005 roku. Płyta jest mieszanką ciekawych brzmień, muzycznych eksperymentów i zakręconych wokali. To jest w Shpongle najlepsze: ich krążki opierają się na tych samych podstawach, ale każdy album brzmi inaczej, opowiada odrębną historię. Drugiego takiego projektu po prostu nie ma: zaczynając od pokręconych tytułów utworów, a na dzikiej mieszance dźwięków kończąc. Zachęcam do rozpoczęcia tej wyjątkowej podróży – być może dowiesz się czegoś nowego o sobie, zatopisz się w obcowaniu z odmiennymi stanami świadomości, a ekspansja własnego umysłu zaobfituje nowymi doznaniami i doświadczeniami. Tylko pamiętaj: grzech nie skorzystać z dobrych słuchawek, by w pełni docenić bogactwo dźwięków. Serdecznie polecam.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

Misty Day

Znawczyni szeroko pojętego hipsterstwa artystycznego, elektronicznych eksperymentów oraz wszystkiego, co dziwne. Marząca o chatce na estońskich bagnach niepoprawna marzycielka. W międzyczasie lubi oddawać się skomplikowanym konwersacjom ze swoim krukiem Howardem.

komentarze 3

  1. Zeal Deadwing via Facebook pisze:

    Lajkami? Myślałem, że kotami :<

  2. Danny Neroese via Facebook pisze:

    Psajtrensy zawsze na propsie.

  3. Agata Ka via Facebook pisze:

    turiruri <3

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *