Schwarz Stein – New Vogue Children

00s, płyty Autor: Danny Neroese paź 10, 2015 1 komentarz

Ostatnio Rajmund narzekał na scenę industrial i dark independent w Polsce, a raczej jej nikłą obecność. Coś tam, gdzieś tam się powoli i mozolnie przebija, ale do jakości czy ilości, z której słyną Niemcy, USA czy niektóre z krajów skandynawskich, dużo nam brakuje. O ile w muzyce metalowej Państwo Polskie jest znane dość dobrze, szanowane jeszcze bardziej, o tyle w industrialach i jemu podobnych już nie jest tak wesoło. Ale na pocieszenie dodam, że nie tylko w naszym kraju jest taka posucha. Tak się właśnie na (nie)szczęście składa, że również Japonia ma z tym niemały problem. Na ich wyspach króluje visual kei i muzyka klasyczna, a reszta, która się w te nurty nie wpisuje, nie ma zbyt dużych szans na przebicie się. Owszem, pojawiają się jakieś wyjątki, które tylko potwierdzają tę regułę. Jednym z tychże jest duet Schwarz Stein.

Niemiecka nazwa – standard. Zaprawdę, powiadam wam, nie wiem, dlaczego Japończycy tak bardzo uwielbiają język niemiecki. Przeglądałem wielokrotnie teksty ich kapel i w ich warstwie lirycznej często – obok języka angielskiego – pojawiają się niemieckie słowa. Czy to fascynacja Rammsteinem? A może echa sojuszu z czasów II wojny światowej? Tego się prawdopodobnie nie dowiemy. Niemniej jednak – Czarny Kamień powstał w 2001 z inicjatywy dwóch Japończyków, którzy ukrywają się pod pseudonimami Hora (odpowiedzialny za programowanie i klawisze) i Kaya (wokalista). Może być w to ciężko uwierzyć, więc podkreślę: obaj są mężczyznami. W dodatku dwa razy kończyli już swą działalność: w 2004, a potem w 2011 roku. Mimo to zdążyli wydać trzy albumy, kilka EP-ek i singli. „New Vogue Children” to ich debiutancki krążek z 2003 roku.

O co w ogóle chodzi w ich muzyce? Według wszechobecnych na internetach tagów i kategorii, Schwarz Stein tworzą połączenie muzyki darkwave, industrial i electro-goth. Mówiąc w skrócie: taki japoński Blutengel, tylko bardziej kiczowaty pod względem image’u. To jednakże zostawmy na uboczu, a zajmijmy się tym, co najważniejsze. Jak dobrze już się domyślacie, w gruncie rzeczy to muzyka taneczna, nie oczekujcie tutaj więc zbyt dużo. Nie jest wcale aż tak źle, lecz pobiadolić muszę. Momentami brzmienie jest jakby plastikowe i przesadnie sztuczne. Ta niespójność pomiędzy danymi elementami kompozycji w niektórych chwilach jest za bardzo wyraźna, co niestety wpływa negatywnie na odbiór tejże muzyki. Kolejną sprawą, która mnie męczy, jest wokal. Bogowie, jak ja nie cierpię tej maniery! Nie wiem, oni to robią specjalnie czy co? Sam nawet nie wiem, jak to określić – operowe przeciąganie? To tak kłuje w uszy, aż się odechciewa słuchać. Na całe szczęście zdarzają się też momenty bez tego rodzaju wokaliz, i tutaj już jest lepiej. Dosłuchałem się nawet udziału głosu Hory tu i tam. Ten już natomiast brzmi lepiej. Pora na elektronikę – jak wcześniej wspomniałem, momentami brzmi plastikowo, ale sama w sobie nie jest zła. Czuć, że Hora pod tym względem nie próżnował i starał się wytworzyć gotyckie brzmienie. Duża w tym również zasługa melodii – początek „Queen of Decadence” brzmi niczym wyciągnięty z „Toccaty” na organach Bacha, zaś „Rise to Heaven” (polecam przesłuchać wersję z 2014 – według mnie o niebo lepsza) całkiem fajnie brzmi z tym pianinem. Plusik mały również za beaty i dynamikę – nie jest ona agresywna. Czuć obecność syntetycznej perkusji, ale jest ona na tyle stonowana, iż zanadto się nie wybija.

Zaraz obok Prurienta, ten właśnie album był jednym z moich „do zrobienia”. I mimo że słuchałem go wielokrotnie, jakoś nie byłem w stanie zabrać się do niego pod względem napisania tekstu. Co się zaś tyczy „New Vogue Children” – jest to całkiem przystępna propozycja, jeżeli gustujesz w azjatyckiej estetyce. Nie wznosi się na jakieś wyżyny, ale jest w miarę słuchalnym wydawnictwem, którego urozmaiceniem jest język japoński, zamiast angielskiego czy niemieckiego. To całkiem miła odskocznia od sceny europejskiej i amerykańskiej.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

Danny Neroese

Nie przepada za mówieniem o sobie. Ekscentryk i samotnik. Ceni swój wyjątkowy gust muzyczny.

1 komentarz

  1. Słuchało się kiedyś tego dziwadła <3

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *