Perturbator – wywiad

wywiady Autor: rajmund wrz 13, 2014 komentarze 3

english

Zdj. Johan Barbarà. Jeśli jeszcze nie słyszałeś Perturbatora, przeczytaj najpierw recenzje płyt „I am the Night” i „Dangerous Days”.

Na wstępie muszę Ci powiedzieć, że masz całkiem niezłe grono fanów w Polsce. Moja recenzja Twojego „I am the Night” jest jednym z najczęściej czytanych artykułów na tym blogu.

Och, szczerze mówiąc, nie spodziewałem się. Dzięki, Polsko, jesteście niesamowici!

No dobra… To jaki jest Twój ulubiony film z lat 80. i dlaczego jest to „Blade Runner”?

Cóż, „Blade Runner” to jeden z tych filmów, które mogę oglądać po pięć razy pod rząd i tylko uświadamia mi to, za co je tak kocham. To niesamowicie piękny film z wielką dbałością o detale, nieziemskim soundtrackiem i niezapomnianym klimatem. Wszystko w tym filmie idealnie do siebie pasuje, za każdym razem, gdy go oglądam, przeżywam go na nowo. W zasadzie ciężko mi to wyjaśnić.

Po Twoich płytach łatwo wywnioskować, że kochasz wszystkie te mroczne, brudne, futurystyczne wizje, które roztaczał Ridley Scott czy Paul Verhoeven. A jak Ci się widzi ten sterylny minimalizm i Apple’owe iGadżety z nowych filmów?

Niezbyt to do mnie przemawia, ale to tylko moje upodobania. Znajduję wiele piękna w tych ciemnych, klimatycznych wizjach przyszłości z filmów typu „Blader Runner”, „Akira” albo „Ucieczka z Nowego Jorku”, ale nie dostrzegam go w czymś, co z założenia ma być „idealne”. Nie chodzi tylko o filmy, wydaje mi się, że im dalej będziemy brnęli w ten „minimalistyczny” kierunek naszego otoczenia, tym więcej zatracimy ludzkich aspektów. Tych małych niedoskonałości, które dla przykładu czynią coś czymś wyjątkowym. Technologie, uczucia, sztuka, wszystko, co dotyczy życia, jest bardzo złożone – a ja korzystam z tej złożoności.

Wyczytałem gdzieś, że przed Perturbatorem byłeś gitarzystą zespołu death metalowego. Co do diabła…?

(śmiech) Tak, nazywał się I The Omniscient, brzmiał bardziej jak prog metal niż prawdziwy death metal. Mieliśmy wtedy wszyscy po jakieś siedemnaście lat. Bez problemu znajdziesz w sieci naszą pierwszą i jedyną EP-kę. Daj znać, czy daje radę.

Nie do końca moje klimaty, ale jest w porządku. Nasza bardziej metalowa recenzentka, psyche_violet, była pod wrażeniem okładki, perkusji i profesjonalnego brzmienia (biorąc pod uwagę, że to tylko EP-ka).

Cieszę się!

Twoje kawałki nie mogą się równać z czymkolwiek innym na tej, nazwijmy ją, retro wave’owej scenie. Są tak pokomplikowane, wielowarstwowe, czasem wręcz epickie – jak tytułowy zamykacz „Dangerous Days”. Jak długo nad nimi pracujesz? Czy zdarza Ci się, że dłubiesz nad jakimś utworem, robisz sobie przerwę na jakiś inny, a potem wracasz do tego poprzedniego z nowymi pomysłami…?

Człowieku, dokładnie tak to powstaje. Krótko mówiąc, odkładam kawałki na jakiś czas, a następnie wracam do nich, gdy czuję, że jestem w odpowiednim nastroju. Natchnienie najczęściej przychodzi niespodziewanie, więc kiedy chcę uchwycić jakiś pomysł czy uczucie, muszę zrobić to szybko, zanim zaniknie. Jestem dla siebie dość surowy, jeśli chodzi o proces pisania, istnieje cała masa kawałków Perturbatora, które usuwam każdego tygodnia albo których nigdy nie kończę, bo nie czuję, żeby były wystarczająco dobre.

Na „Dangerous Days” praktycznie nie ma już sampli z filmów, które były znakiem rozpoznawczym „I am the Night”. Czemu?

Z dwóch powodów. Po pierwsze dużo się naczytałem o problemach z prawami autorskimi przy używaniu sampli z filmów. Niektóre z tych prawnych rzeczy są naprawdę kurewsko straszne, bez kitu. Drugi powód jest taki, że zdecydowałem, iż to odpowiednia chwila, aby uczynić „uniwersum Perturbatora” czymś samodzielnym, a nie tylko opierając się na nawiązaniach do popkultury.

Na jakiej zasadzie dobierasz takie sample? Masz jakieś ulubione filmy z chwytliwymi tekstami, które tylko czekają na użycie w Twojej muzyce, czy wpadasz na takie pomysły w trakcie pracy nad muzyką i nagle przychodzi Ci do głowy „O, ten cytat z „Sieci” pasuje jak ulał!”? (bo oczywiście pasuje)

Na ogół po prostu oglądam jakiś film, pojawia się jakaś wypowiedź i reaguję na nią myślą „To by było w sam raz na mój następny krążek”. Ale jestem ostatnio potwornie wybredny z tymi samplami. Więc przede wszystkim zależy od samego sampla, czy będzie stanowił dopełnienie muzyki i pasował do ogólnego efektu, jaki chcę osiągnąć.

Pora na męski temat… Jak Ci się udaje z tymi wszystkimi kobietami?! Isabella Goloversic, Greta Link – pasują idealnie do Twojej muzyki. Ich wokale są tak nastrojowe i zmysłowe. Jak Ty je znajdujesz? Czy komponujesz już konkretnie z myślą o jakiejś wokalistce?

Jeśli chodzi o wokalistki, pracuję wyłącznie z tymi, które znam i cenię. Głównie dlatego, że lubię pokładać całą wiarę w ich umiejętnościach i pomysłach. Isabella, Greta Link, Le Cassette – wszystkie są potwornie utalentowane i – na szczęście dla mnie – są moimi dobrymi przyjaciółkami. W większości przypadków robię utwory specjalnie dla nich. Dla przykładu „Hard Wired” od samego początku planowałem jako „Naked Tongues part 2”. Ciężko by mi było uzyskać taką chemię z wokalistkami, z którymi współpracuje się po usłyszeniu dema czy coś w tym stylu. Na ogół to daje nieprzekonujące rezultaty.

Rozważałeś kiedyś, czy nie iść drogą Mike’a Oldfielda, jak na jego krążku „Crises”, i nie zrobić całej płyty wypełnionej piosenkami z wokalem, jak „Naked Tongues”, „Desire” czy „Minuit”?

Tak, zdecydowanie, coś takiego chodzi mi po głowie od dłuższego czasu. Jedynym minusem takiego projektu jest czas – wokalne kawałki zabierają go bardzo dużo. A cierpliwość nie należy do moich silnych stron (śmiech). Poza tym musiałbym znaleźć jakieś inne wokalistki, poza moimi faworytkami, żeby było ciekawie i różnorodnie.

Zdaje się, że nieźle dogadujesz się z Dead Astronauts. Ich EP-ka to kolejny krążek, który katowałem tego lata – zremiksowałeś na niej wszystkie utwory, a oni wystąpili na Twoim ostatnim albumie. Muszę powiedzieć, że moment, w którym wchodzi wokal Hayley razem z tymi nieziemskimi syntezatorami… Wiesz, słucham na okrągło takich żeńskich electro-projektów, ale nie pamiętam, kiedy ostatnio trafiłem na coś tak perfekcyjnie dopasowanego.

(śmiech) No tak, cóż, co mogę dodać? Dead Astronauts są niesamowici. Zawsze uwielbiałem takie duety wokalne jak oni i ciężko mi w tej chwili podać lepszy przykład czegoś takiego. Mają też ten specyficzny styl komponowania a’la new wave / cold wave, który uwielbiam. Wspaniale mi się z nimi pracowało nad „Minuit” i zrobiłbym to ponownie w każdej chwili!

Z tego, co wiem, „Dangerous Days” to Twój pierwszy album, który ukazuje się fizycznie. Ciężka sprawa, wiem, ale jak wygląda sytuacja na rynku dla takiej muzyki jak Twoja? Są jakieś wyspecjalizowane labele, zajmujące się tym tzw. „retro wavem” – tak jak nie wiem, witch house ma swoje Phantasma Disques, jest też Tri Angle i tak dalej – czy też Bandcamp i Soundcloud to jedyna nadzieja dla ejtisowych nerdów? W ogóle czy cyfrowa dystrybucja jest wystarczająco ejtisowa?

Jest co najmniej kilka wpływowych labeli, które powoli interesują się taką muzyką, co jest oczywiście świetne, bo daje nam zupełnie nowe możliwości. Mimo to podejrzewam, że trochę czasu upłynie, zanim takie rzeczy dotrą do mainstreamowego poziomu. Prawdopodobnie dlatego, że większość ludzi ciągle ma nas za tanie podróby Kavinsky’ego. Ale tak naprawdę to pieprzyć to, nie zależy mi. Po stokroć wolałbym zostać w moim obecnym położeniu niż robić lachę w zamian za kanał na VEVO.

Zastanawiałeś się kiedyś nad graniem koncertów? Podejrzewam, że byłoby to jedno z tych przedstawień z serii „jakiś koleś z MacBookiem”… Co byś zrobił, żeby uczynić je bardziej ekscytującymi?

W październiku robię swój pierwszy set DJ-ski na festiwalu Euroblast. Ale myślę też o koncertach, więc tak, na pewno wkrótce będą występy Perturbatora. Uczynienie ich interesującymi to właśnie jeden z głównych problemów. Moje zajęcie to muzyka, nie jestem showmanem. Pomyślałem więc, że skupię się na jakichś szalonych wizualizacjach i żywej perkusji… No ale tak. To wszystko sporo kosztuje. Więc zapewne moje pierwsze koncerty będą dość nudne. Zobaczymy. Jeśli ludzie i tak będą cieszyć się muzyką…

Nie zapomnisz o Polsce, prawda?

Oczywiście, że nie! Ustawimy się na piwo i poszwendamy po bieszczadzkich kościołach.

Niedawno zdradziłeś, że udzielasz się przy filmie Adama Wingarda „The Guest”. O co chodzi? Zrobiłeś do niego świeżą muzykę czy raczej pojawi się tam coś, co już dobrze znamy?

Tak, mój pierwszy krok do świata filmowych soundtracków. „The Guest” opowiada o Davidzie – żołnierzu, który wprasza się w życie rodziny swojego zmarłego przyjaciela. Okazuje się, że David nie jest wcale takim uroczym facetem, jakim się wydaje, no i cóż, wszystko zaczyna się pierdolić. Adam Wingard sam mówił, że inspirował się przy tym filmie klasycznym „Halloween” i „Terminatorem”. Usłyszysz w nim jeden z moich już wydanych wcześniej kawałków, „Vengeance”.

W moim peanie na cześć „I am the Night” stwierdziłem, że gdyby Nicolas Winding Refn chciał kiedyś robić cyberpunkową wersję „Drive”, Twój „Desire” powinien znaleźć się w czołówce w miejsce „Nightcall” Kavinsky’ego. Jak się zapatrujesz na ścieżki dźwiękowe? Są jakieś szanse, że usłyszymy Cię kiedyś w roli kompozytora takowej?

Jeśli będzie to jakiś film, który do mnie pasuje, to jasne. Jestem gotów w każdej chwili. Ścieżka dźwiękowa to w zasadzie było coś, o czym myślałem, zaczynając jako Perturbator. Lecz w dzisiejszych czasach ciężko znaleźć ludzi, którzy byliby zainteresowani soundtrackiem tylko na syntezatorach, mimo że filmy w stylu „Za czarną tęczą”, „The Guest” czy „Drive” dowodzą, że coś takiego może wciąż idealnie pasować do dzisiejszych standardów.

Słyszałem jak ktoś ćwierkał – pewnie gołąb Rutgera Hauera – że coś się dzieje pomiędzy Tobą, ludźmi z CD Projekt RED a ich nadchodzącą grą „Cyberpunk 2077”. To dalej aktualne? Bo wiesz… Nikt inny by mi nie pasował do tej produkcji jak Ty.

Jedyne, co mi powiedzieli, to że jeszcze nie podjęli decyzji odnośnie soundtracku i że odezwą się do mnie, jeśli będą czegoś potrzebować. To wszystko, co wiem w tej chwili.

Skoro już przy grach jesteśmy… Grasz w jakieś nowe tytuły, indyki albo AAA, czy tylko ejtisowa klasyka?

Wszystko po trochu, lubię każdy rodzaj gier. Na przykład gdy nie pracuję nad muzyką, gram w GTA V albo Contrę 3, zależnie od nastroju. (śmiech) Mam jednak słabość do Falloutów, Metal Gear Solidów i Silent Hillów.

Mój blog nazywa się „Jeszcze tego nie słyszałeś”. Masz jakiegoś artystę, o którym jeszcze nie słyszeliśmy, a powinniśmy w tej chwili wszystko rzucić i lecieć go posłuchać?

Sprawdź francuski duet syntezatorowy The Hunt 😉

Wielkie dzięki i wszystkiego najlepszego z kolejnymi projektami!

1000100111101

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

rajmund

Lokalny Ojciec Dyrektor. Współpracował m.in. z portalami CD-Action, Stopklatka i Antyradio. Po godzinach pisze opowiadania cyberpunkowe i weird fiction. Zafascynowany chaotycznym życiem szczurów.

komentarze 3

  1. Wojciech Leszczyński via Facebook pisze:

    Teraz nic, tylko czekać aż Kent wpadnie do Polski 😀 DANGER pokochał nasz kraj, why not Perturbator? 😀

  2. Edek pisze:

    Swietny wywiad Kenta mam nadzieje ze wpadnie do Polski !!!!:)))czekamy na inne wywiady moze Noir Deco .:)))yeahhhh DARK FUTURE..!!!!!!

  3. Jasiek pisze:

    Trafiłem tu przez Last.fm i w sumie nie żałuje.

    Chyba, że reszta bloga okaże się być mniej ciekawa, ale to za chwilę zweryfikuje 😀

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *