Noidz – The Great Escape

00s, płyty Autor: Danny Neroese gru 12, 2015 Brak komentarzy

Znowu mam problem, bo nie wiem jak Was nakierować na sedno sprawy. Podobno początki są zawsze najtrudniejsze. Wyobraźcie sobie więc, jak ciężko jest mi znaleźć odpowiednie powiązanie tego wstępu z Portugalią. Jako że jest to blog muzyczny, to tekst nie będzie o jej topografii, lecz o pewnym kosmicznym odkryciu.

Na początku powitajmy Portugalię w gronie krajów, których muzyczni przedstawiciele przewinęli się przez jeszczenie.pl. Tak się miło złożyło, że w poszukiwaniu kolejnych tematów na teksty to właśnie ten mały kraj przypomniał mi o Noidz. Od razu wiedziałem, że się tutaj nadają. No tak, pewnie niektórzy z was zapytają: „ale czym oni sobie na to zasłużyli?”. Cóż, na to składa się kilka faktów. Fakt numer jeden – kraj, fakt numer – image, fakt numer trzy – muzyka jaką grają. Zacznę więc od tego ostatniego. To, co reprezentują sobą muzycznie, można określić jako połączenie muzyki rockowej, metalowej, psytrance’u i industrialu. Jak na Portugalię to i tak egzotyczna mieszanka. Wszystko to jest owiane aurą tajemniczości. Członkowie zespołu kreują się na… kosmitów (przez przebrania nikt nie wie, kim tak naprawdę są). To samo dotyczy tematyki ich albumów i prawie że wszystkiego, co powiązane z projektem. Nawet ich pseudonimy brzmią odpowiednio „kosmicznie” – Zdion (czyli Noidz od końca), Lunatikka, Zork, Monkka czy Dr. Zee. Mało?

Według wszelkich danych na Internecie, początki Noidz sięgają 2007 roku. Rok później kapela zadebiutowała albumem „The Great Escape”. To właśnie to wydawnictwo będzie tematem dzisiejszego tekstu. Myślałem również o „2.0.1.3” (to ich drugie „dziecko”, rok wydania łatwo zgadnąć), lecz czym prędzej ten pomysł porzuciłem z prostego powodu – część utworów to po prostu lekko podkręcone kawałki z poprzedniego krążka. Pozostaje pytanie: czy warto się tym w ogóle zainteresować? Czy brać to na poważnie? Traktować jako coś wartościowego?

Odpowiedź na wszystkie pytania wyżej wymienione brzmi: tak, warto. Chcę Was najpierw ostrzec – jeżeli oczekujecie czegoś kontemplacyjnego, zmuszającego do myślenia i psychicznego zanurzenia się w twórczość, to przy słuchaniu Noidz możecie odstawić te oczekiwania na bok. Muzyka tych Portugalczyków jest w gruncie rzeczy bardzo taneczna. Charakterystyczny rytm jest utrzymywany przez prawie cały czas. Czuć tutaj ewidentną inspirację psytrance, gdyż perkusja brzmi bardzo „psy”. Wiecie o czym mówię – ten wysoki, charakterystyczny dźwięk stopy z pewnością Wam przypomni o tym rodzaju muzyki. Album składa się z dziesięciu instrumentalnych utworów. Mimo tanecznej otoczki są one dość różnorodne. Otwierający krążek „Close Encounter” jest jednym z tych bardziej chwytliwych utworów – syntetyczna linia melodyczna i gitarowe riffy momentalnie zostają w pamięci. Miłe urozmaicenie stanowi… thrashmetalowa wstawka! „Alienoidz Theme” natomiast brzmi odpowiednio „kosmicznie” i zamyka go miłe, ciepłe granie na gitarze akustycznej. Następne w kolejce są „The Great Escape” – świetny kawałek do dynamicznych gier, a w „Blast Waves” możemy wychwycić sampla z filmu „Underworld”.

Piąty w kolei jest jeden z mych trzech ulubieńców, czyli „XXM Light Years”. Ten utwór jest wyczuwalnie szybszy. Rozpoczyna go chórek i zmodyfikowany amen break, następnie rośnie, rośnie, i po prostu niszczy świetnym refrenem! Trzeba przyznać – główny riff się chłopakom (i dziewczynie) udał. „Sonic Boom” świetnie nadaje się do jakiegoś filmu akcji – założę się, że ten kawałek powstał przy oglądaniu „Aniołków Charliego” albo czegoś podobnego. Wracając do charakterystycznych riffów – „Space Zone” i „We Have Arrived” też zostają w pamięci. „Decoding The Code” to raczej przeciętniak. Taki zlepek większości pomysłów z całego albumu, co niestety przełożyło się na jego nijakość. I tutaj mały prztyczek w nos Noidzom – elektronika w obrębie krążka jest bardzo podobna, rzekłbym że identyczna. Ja wiem, trzeba ją utrzymać w danej konwencji, ale nie popadajmy w schematyzm. Ostatnim, zamykającym kawałkiem jest „Roots Sounds From The Earth”, czyli mój trzeci ulubieniec. Zaczyna się niepozornie – ot jakieś jęczenie, coś cymbałkopodobnego ustala melodię, aby potem stopniowo się rozwijać i stworzyć kolejny charakterystyczny refren… dudami! Tak w każdym razie brzmi instrument, na którym wygrywany jest główny motyw.

Jeżeli nudzi się wam w chłodne, przedzimowe wieczory, a nie macie zamiaru dołować się jakimś doom metalem czy czymś podobnym, to bierzcie Noidz! Zapewniam Was, że momentalnie poczujecie przypływ energii i małej euforii, która Was rozrusza i poprawi humor. Taki trochę muzyczny alkohol.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

Danny Neroese

Nie przepada za mówieniem o sobie. Ekscentryk i samotnik. Ceni swój wyjątkowy gust muzyczny.

Brak komentarzy

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *