NIGHTRUN87 – STARSHIPS

2016, płyty, polak potrafi Autor: rajmund lut 06, 2016 1 komentarz

Jeśli zgodnie z Twoją hierarchią wartości jak ucieczka, to tylko z Nowego Jorku, a jedyny liczący się gliniarz to ten z Beverly Hills, to pewnie słuchasz już synthwave’u. Ale jeśli myślałeś, że taka muzyka powstaje tylko w ojczyźnie Crocketta i Tubbsa, oto niespodzianka rodem z Sopotu.

Zdobądź płytę „Starships” Nightrun87! Odwiedź nasz profil na Facebooku, żeby poznać szczegóły.

Nightrun87 to żaden kalifornijski stracony chłopiec, który nagle zawitał nad Zatokę Gdańską, lecz równie polski synthwave’owiec w Sopocie, co amerykański wilkołak w Londynie. Gość zwrócił już naszą uwagę swoim zeszłorocznym albumem, którym udowodnił, że potrafi kreować ejtisowe powroty do przyszłości takie, że mucha nie siada. Jego nowy album zatytułowany futurystycznie „STARSHIPS” tylko potwierdza, że to istny mroczny anioł tamtej epoki, potrafiący przywołać ducha lat osiemdziesiątych, przy którym nikt normalny nie zadzwoni po pogromców.

Największą zmianą, jak rzuca się od razu w uszy, są wokale. Już otwierający płytę „I Like You” stanowi damsko-męski dialog złodzieja z łowcą, sprawnie opowiadający od razu wpadającą w ucho, ejtisową legendę. Słysząc Williama Malcolma i jego partnerkę, mam od razu przed oczami retro wrażliwca w pilotkach jak z „Cobry” i legendarną chłopczycę tamtych czasów, Billie Jean. Tytułowy „Starships” nie byłby może idealnym soundtrackiem do kosmicznej wędrówki zagrożonej gniewem Khana, ale idealnie bym go widział jako podkład do nocnej przejażdżki przez cyberpunkowe miasto rodem z „Akiry” czy „Łowcy androidów”. Jednak najbardziej czepliwa kompozycja spośród tych wokalnych, to zdecydowanie „Video Games”. Aż się prosi o jakąś dziewczynę z komputera, która rozegra z nami ten wirtualny, krwawy sport.

Bardziej wyciszony, nostalgiczny klimat czuć w „Night Drive” – prawdziwym wściekłym byku po godzinach, zmierzającym do osiedla Cudownej mili. Jego wymarzoną kontynuację stanowi „The Revenge Of Carpenter”, budujący niepokojący nastrój rzeczywiście godny twórcy „Coś” i „Oni żyją”. Analogowe syntezatory zabierają nas na przejażdżkę przez mroczne klimaty, aby pod koniec rozkręcić się nawet w rejony bliższe spokojniejszych kompozycji Carpenter Bruta. Do tego po tym utworze idealnie zapętla się cały album, tworząc z niego swoistą niekończącą się historię.

Kiedy już jednak ochłoniemy po kawałkach wokalnych, zwrócimy uwagę, że „STARSHIPS” stoi mimo wszystko instrumentalami, tak jak „Top Gun” Tomem Cruise’em. „The Workout” ze sprawnością godną akrobacji powietrznych Mavericka prowadzi nas przez labirynt nietykalnych syntezatorów kojarzących się z twórczością GUNSHIP. „Liberator” to oczywiście odniesienie do najsłynniejszego przeboju filmowego Nico, czyli Stevena Seagala. Nie ma tu co prawda żadnych agresywniejszych partii, jednak terkoczący klawisz w tle cały czas przypomina, że Terminator gdzieś się na nas czai.

„Sequence I” rozpoczyna ograny już przez innych artystów (m.in. Trevora Somethinga), ale co poradzić: idealnie pasujący do synthwave’owej stylistyki motyw przekładania kasety. Kiedy już wczujemy się w tę romantyczną melodię, William Malcolm znów nam przełoży antyczny nośnik i tym samym przeniesie do „Sequence II”. Tu już słychać ewidentny wpływ Księżyca, w melancholijnym i jakby rozmazanym syntezatorowym echu.

Podsumowując, „Starships” to praktycznie tylko prawidłowe zagrania, które stawiają Nightrun87 w czołówce krajowego synthwave’u – i to wcale nie dlatego, że scena ta wciąż przypomina pustkowia rodem z przygód Mad Maxa. Limitowaną edycję fizyczną można spokojnie stawiać na półce między Timecop1983 a Dead Astronauts.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

rajmund

Lokalny Ojciec Dyrektor. Współpracował m.in. z portalami CD-Action, Stopklatka i Antyradio. Po godzinach pisze opowiadania cyberpunkowe i weird fiction. Zafascynowany chaotycznym życiem szczurów.

1 komentarz

  1. kurnaznowuzapomnialemnicka pisze:

    Aż takiej pustyni to chyba nie ma, ale ciężko odróżnić od siebie poszczególnych wykonawców, bo każdy nazywa się Unitra

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *