Mastodon – Once More 'Round The Sun

2014, płyty Autor: Misty Day paź 02, 2014 komentarze 2

Już jakiś czas temu zaprzedałam swoją duszę muzyce elektronicznej. A jednak istnieje kilka kapel grających wściekle i gitarowo, do których zawsze lubię i chcę powracać. Mastodon jest jedną z nich. Ich „Crack the Skye” wciąż znajduje się na mojej liście najlepszych płyt ever. Ten zespół zawsze urzekał mnie niesamowitą atmosferą swoich nagrań. Nieważne, jaką płytę ich autorstwa bym wybrała: każda nadaje się na spacer po lesie lub nad morzem, koniecznie w samotności (może oprócz agresywnego „Remission”, za którym jakoś specjalnie nie przepadam). Mastodon rozkochał mnie bogactwem dźwięków, długimi zagrywkami instrumentalnymi, nieoczekiwanymi zmianami tempa. W wielu wyśmienitych kawałkach, np. w „The Wolf Is Loose” z płyty „Blood Mountain”, można mieć wrażenie, że nie słucha się jednego utworu, a czterech różnych. Ciężko to opisać, ale jeżeli ktoś Mastodona słuchał, to wie, o co mi chodzi. To w końcu tzw. „sludge metal”: ma być ciężko i kontrastowo. Do tej pory uważam, że to, co Brann Dailor wyczynia na perkusji jest mistrzostwem (na koncertach równocześnie gra i śpiewa, za co należy się jeszcze większy szacun), a przed każdą osobą, która potrafi odtworzyć jakikolwiek kawałek Mastodona na perce, długo biję pokłony i brawa. Jeżeli jesteśmy już przy Brannie: cały zespół składa się z sympatycznych świrów, których nie da się nie lubić (polecam obejrzeć ich film dokumentalny z trasy, do znalezienia w całości na YouTubie). Przez to jeszcze lepiej słucha mi się ich płyt, bo wiem, jak starannie tworzą muzykę i dobierają dźwięki; jak bardzo kochają to, co robią. A przy okazji mają masę dobrej zabawy. Każda płyta posiada przepiękną okładkę, która idealnie określa jej zawartość, co idzie w parze z jedną, spójną historią: „Leviathan” jest drapieżny i morski, „Crack the Skye”, pełen smutku, nostalgii i przebogatych gitar. Każdy album posiada konkretnego powera i stopniowo tę atmosferę obniża, wieńcząc pracę jakimś pięknym utworem na koniec (genialne „The Sparrow” na płycie „The Hunter”). Będąc przy „The Hunter” warto zaznaczyć, że różni się ona od swoich poprzedniczek: jest lżejsza i odrobinę melodyjna. Wszystko jednak jest staranne i zbalansowane. Potwierdza to moje wcześniejsze słowa o tym, że każdy ich krążek jest jedyny w swoim rodzaju. Mastodon stara się rozwijać, nie stać wciąż w tym samym miejscu, by nie wpaść w pułapkę tych samych brzmień i zagrywek. I dotąd udawało im się to znakomicie. Dlaczego tak wyliczam te wszystkie zalety? Ponieważ Panowie popełnili „Once More 'Round the Sun”.

Okładka najnowszego dzieła zespołu aż bije po oczach (osobiście bardzo mi się podoba). Odzwierciedla tę płytę aż za dobrze: ale to zrozumiałam dopiero po kilkukrotnym odsłuchaniu (a raczej przebrnięciu). Pamiętam, kiedy do sieci trafił nowy singiel, „High Road”. Bardzo spodobał mi się ten utwór, zaciekawił mnie kierunek, którym chłopaki z Atlanty postanowili podążyć. Niby jak piosenka z „The Hunter”, a jednak brzmiąca jakoś inaczej. Poczułam się zaintrygowana i nie mogłam się już doczekać daty premiery. Atmosfera nakręcana była z rozmachem, do sieci wrzucane były filmiki obrazujące powstawanie płyty, grupa udzielała wywiadów. Teraz, gdy kilka dni temu obejrzałam ich występ u Kimmela, wiem, że przede wszystkim band nastawiony był na zdecydowane poszerzenie swej grupy odbiorców. I bardzo dobrze, każdy artysta chce i lubi docierać do większej liczby słuchaczy. Szkoda tylko, że tak bardzo skoncentrowali się na tym aspekcie, że całkowicie zapomnieli o swoich starszych fanach. Czemu wspominam to wszystko pisząc o okładce? Jest kolorowa, mnóstwo na niej szczegółów. I taka jest ta płyta: pstrokata, czegoś w niej za dużo, a jednocześnie czegoś brak. Nie będę kłamać: nie potrafię policzyć, ile razy próbowałam przebić się przez „Once More 'Round the Sun”. Za każdym razem kończyło się to tak samo: w połowie płyty zdejmowałam słuchawki i byłam wkurzona. Nie zapomnę, gdy na nocnej zmianie w pracy, nie chcąc usnąć, postanowiłam załączyć coś energetycznego i padło właśnie na tę płytę. Oczy zamykały mi się jeszcze gorzej… Z początku była to męczarnia, później już tylko głupi upór… W końcu udało mi się przesłuchać całość.

Już singlowe “High Road” rozbudziło mój apetyt, gdyż kawałek jest bardzo smaczny. Ciekawie prezentuje się numer otwierający płytę, “Tread Lightly”: interesująca i metaliczna gitara, echa “The Hunter”. Barwnie, zamaszyście. Na uwagę z pewnością zasługuje drapieżne “Chimes At Midnight”, w którym słyszę trochę starego grania rodem z “Blood Mountain”. Jest to najlepsza kompozycja na “Once More 'Round the Sun”: klimatyczna i stylowa. “Asleep In The Deep” to zdecydowanie najładniej prowadzony wokal, nostalgiczny refren i bardzo przyjemna, rytmiczna perkusja. “Ember City” również może zaczarować,  mimo bardzo melodycznego wokalu. No właśnie, być może ta porażająca melodyczność tak bardzo mi przeszkadza. Kiedy usłyszałam “The Motherload” po raz pierwszy, uderzył mnie ten straszliwie radośnie brzmiący refren. No instrumentalnie niby Mastodon, ale ten wokal… To był pierwszy moment, który bardzo zniechęcił mnie do tej płyty. Sytuacja powtarza się w kompozycji tytułowej, a dokładniej w zwrotkach. Szkoda, bo kawałek ma mocne tło instrumentalne i ciekawy, wpadający w ucho refren. Jednak najbardziej złoszczę się na “Aunt Lisa”: utwór jest z początku całkiem okej, póki nie pojawia się to nieszczęsne skandowanie “Hey, ho – let’s fucking go!”. Poważnie? Kawałek z potencjałem. Szkoda, że tak strasznie popsutym przez nadmierny chaos. Reszta utworów nie wyróżnia się niczym specjalnym: to po prostu utrzymane w klimacie płyty piosenki. Ubolewam nad tym, jak zespół wieńczy swoje dzieło. Wiem, że Mastodon potrafi to robić, a “Diamond In The Witch House” jest monotonne i niczym nie zaskakuje (a pokładałam tak wiele nadziei w tym tytule…).

Być może narzekam trochę bez sensu, bo można tu znaleźć naprawdę klimatyczne piosenki. A jednak: prawdopodobnie nie dostałoby się tej płycie aż tak, gdyby nie fakt, że nagrał ją właśnie Mastodon. Tak właściwie nie mam pojęcia, co o niej sądzić. Uważam, że jest przeciętna. Ale z drugiej strony kilka kawałków sprawia, że mimowolnie tupie mi noga i zaczynam myśleć „hej, w sumie nie jest to AŻ TAK złe”. „Once More 'Round the Sun” jest dla mnie zagadką, niewiadomą. Wiem, że zebrała ona w większości pozytywne recenzje i że sporo osób będzie się tą płytą zachwycać, ale do mnie ona po prostu nie przemawia. Mastodon niesamowicie rozpieścił mnie jako słuchacza, oferując i podsuwając dzieła naprawdę wybitne, a najnowszy krążek po prostu mnie rozczarował. Jest poprawny: i być może w tym tkwi problem. Wszystko jest tutaj poprawne, brakuje brudnych zagrań, tak wszechobecnych na poprzednich płytach. Tylko przy “Chimes At Midnight” poczułam jakieś dreszcze na plecach. Tak naprawdę ani jeden utwór nie posiada takiej mocy jak chociażby “Seabeast” czy “Blood and Thunder” (“Leviathan”); nie czaruje i nie zachwyca jak „Sleeping Giant” (“Blood Mountain”). Żaden kawałek, nie wzbudził we mnie takich emocji, jakie wywołała płyta “Crack The Skye” z przepięknym “The Czar” na czele. Szkoda, że nie mogę tu odnaleźć melancholijnej melodii równej “Stargasm” lub “The Sparrow” (“The Hunter”). Oczywiście słychać, że zespół naprawdę się starał: czuć tu ogrom pracy włożonej w album. Być może jestem zbyt wybredna, żeby ten wkład docenić. “Once More 'Round The Sun” wielkiej rewolucji w metalowo/rockowym świecie nie zrobi, a jednak odnajdzie spore grono, być może nowych, fanów. Jeżeli jesteś zwolennikiem starego brzmienia tego zespołu, możesz przejść obok tworu obojętnie, ewentualnie posłuchać jako ciekawostkę. Jeśli nigdy nie zetknąłeś się z Mastodonem, być może spodoba Ci się to, co usłyszysz. Sporo portali okrzyknęło płytę metalowym krążkiem roku. Ja tymczasem pójdę na spacer z “Blood Mountain”.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

Misty Day

Znawczyni szeroko pojętego hipsterstwa artystycznego, elektronicznych eksperymentów oraz wszystkiego, co dziwne. Marząca o chatce na estońskich bagnach niepoprawna marzycielka. W międzyczasie lubi oddawać się skomplikowanym konwersacjom ze swoim krukiem Howardem.

komentarze 2

  1. Arek Sroka via Facebook pisze:

    Brakuje mi takich numerów https://www.youtube.com/watch?v=M8RvJ8N_MS8

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *