Johnny Hollow – Dirty Hands

00s, płyty Autor: rajmund mar 17, 2014 komentarze 3

Nie byłoby Johnny’ego Hollowa, gdyby nie Vincent Marcone, kanadyjski artysta, którego możecie kojarzyć chociażby z okładek Jakalope czy The Birthday Massacre. Zanim jednak Marcone stał się rozpoznawalnym ilustratorem, wpadł u progu XXI wieku na pomysł zrobienia naprawdę pokręconej strony, na której będzie prezentował swoją sztukę. Strona nazywała się MyPetSkeleton (istnieje do dziś – tyle że już w zupełnie innej formie) i wypełniona była schizowymi grafikami, zagadkami oraz – a jakże – dźwiękami. Do stworzenia tych ostatnich zaprosił znajomą wokalistkę, Janine White. Ta akurat pracowała w studiu z niejaką Kitty Thompson i w takich okolicznościach zrodził się pomysł na wspólny projekt muzyczny.

Reakcja internautów na pierwsze udostępnione utwory Johnny’ego Hollowa była bardzo pozytywna, także trio postanowiło kuć żelazo póki gorące i już 2003 roku wydało wyprodukowany własnym sumptem debiutancki krążek. „Johnny Hollow” to płyta niezwykła, pełna nieoczywistej, mrocznej atmosfery i artystycznego podejścia, w którym ani śladu komercyjnego wyrachowania. „Dirty Hands” to dzieło jeszcze bardziej dopracowane, a przy tym o wiele różnorodniejsze. Ciężko zakwalifikować muzykę Marcone’a i spółki do jakiejś konkretnej szufladki. Powiedziałbym, że to gotycki triphop, niestroniący od elektroniki, ale jednocześnie pełen organicznych dźwięków chociażby wiolonczeli (żywej, nie z sampla). Dzięki takiemu połączeniu zespół wyróżnia się na tle wynalazków pokroju Rasputiny czy Emilie Autumn, prezentując prawdziwie wiktoriańską klasę, żeby nie powiedzieć: gotycki steampunk.

Najwspanialszym zaproszeniem do świata Pana Hollowa będzie „Alchemy” (powyżej zilustrowane krótkometrażówką „The Facts in the Case of Mister Hollow” w reżyserii Rodrigo Gudino i samego Vincenta Marcone’a). Johnny Hollow już na debiucie zaprezentował serię urokliwych instrumentalnych interludiów, ale żadne nie umywa się do tej kompozycji. To nie jest tylko zwykłe intro, to dramatycznie rozwijająca się przygoda, gonitwa za białym królikiem na drugą stronę lustra. Niestety, taki instrumental jest tu tylko jeden, ale nakreśloną atmosferę udanie kontynuuje pięknie zaśpiewany przez Janine „Stranger”. Tak mogłaby brzmieć płyta Massive Attack nagrana w XIX wieku. Kolejną perełką jest „Die for Love”, który z początku zdaje się być przeciwieństwem brzmień z epoki pary i rewolucji przemysłowej: monotonny beat, przestrzenne klawisze… I dla odmiany melodeklamacja Marcone’a. Po dwóch minutach (i kolejnym pięknym połączeniu wiolonczeli z nowoczesnymi efektami) utwór przecina jednak złowrogie, smyczkowe piłowanie i głos zabiera zimna Janine White. Fantastyczny zwrot akcji, jak i sama piosenka.

Większość materiału na „Dirty Hands” to Janine, wiolonczela i klasycznie brzmiące klawisze. Czasem bardziej teatralnie, nieco w stronę The Dresden Dolls, jak w „Worse Things” i „Alibi”, czasem bardziej poetycko („Nova Heart”). Nie brakuje w tym zestawie przystępniejszych piosenek. „Superhero” ma całkiem wyraźną melodię uwypukloną nienachalną elektroniką i można go spokojnie uznać za coś przebojowego. „Boogey Man” ma już bardziej zagęszczoną atmosferę, ale industrialny refren spokojnie sprawdziłby się na imprezie w gotyckim klubie. „This Hollow World” doczekał się nawet teledysku, a jego wzmocnione chórkiem zakończenie zostaje w głowie na dłużej. Głos Janine jest piękny, ale szkoda, że nie słyszymy częściej Vincenta – idealnie pasuje do roli wiktoriańskiego dżentelmena-narratora. Większą rolę pełni jeszcze tylko w mrocznym „Human Lullaby” i wieńczącym całość „Aegis”.

Jeśli macie dość gotyku pełnego wampirów i werteryzmów, lubicie wiktoriańskie klimaty albo po prostu szukacie muzyki, którą można by było otagować jako „steampunk”, nie pozostaje mi nic innego, jak polecić Johnny’ego Hollowa. To projekt oryginalny, drobiazgowo dopracowany pod względem oprawy artystycznej i zdecydowanie przydałby mu się większy rozgłos. Że tak zacytuję końcówkę „Aegis”:

Each noise has a story to tell
Each sound has a whisper
Close your eyes and listen

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

rajmund

Lokalny Ojciec Dyrektor. Współpracował m.in. z portalami CD-Action, Stopklatka i Antyradio. Po godzinach pisze opowiadania cyberpunkowe i weird fiction. Zafascynowany chaotycznym życiem szczurów.

komentarze 3

  1. gioko pisze:

    Widziałam starą stronkę mypetskeleton. To były czasy.

    1. rajmund pisze:

      Lubiłaś My Pet Skeleton, zanim stał się popularny.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *