TOP10: Hity lat 80. w industrialnych coverach

zestawienia Autor: Danny Neroese maj 07, 2016 komentarze 2

Jakiś czas temu zaświtała mi w głowie pewna myśl – a gdyby zrobić taką minilistę dziewięciu coverów utworów popularnych w latach 80.? Zaraz by ktoś powiedział „Hej! Takich list było już setki!”. Dlatego więc postanowiłem trochę dodać takiej składance oryginalności. Tym czynnikiem wyjątkowości jest fakt, że pojawią się tutaj wykonawcy związani ze sceną dark independent. Nie zabraknie też tutaj przedstawicieli industrialu, czy też jego gitarowych odmian. Problematyczny może być fakt, że właśnie w tamtym okresie „ejtisowa” muzyka praktycznie co chwilę pojawiała się z czymś nowym, co szybko było rozchwytywane przez ludzi. No ale jakoś temu podołamy!

Orgy – Blue Monday (New Order)

Zaskakujące jest to, że patrząc na wszystkie strony zliczające popularność utworów danego wykonawcy, to właśnie ten cover utrzymuje się zazwyczaj na pierwszym miejscu wszelkich statystyk. Pierwotna wersja autorstwa New Order pochodziła z 1983 roku – Orgy scoverował ją piętnaście lat później na swym debiucie. Jego wizja tego utworu jest cięższa – mocne gitary z podpiętym efektem fuzz przeplatają się z wyraźną perkusją oraz charakterystyczną dla oryginału melodią gitary z flangerem (takim efektem gitarowym). Brzmi to bardziej rockowo, ale nie uwłacza pierwowzorowi.

Apoptygma Berzerk – Cambodia (Kim Wilde)

Gdybym chciał, mógłbym zrobić całkowicie osobną składankę coverów dokonanych przez Apoptygmę Berzerk. Prawda jest taka, że prawie na każdym albumie musiał się znaleźć jakiś utwór z przeszłości zaaranżowany przez nich. Wybrałem jednakże ten najbardziej znany, z którego chyba każdy ich kojarzy. Mowa tu oczywiście o kawałku „Cambodia” z płyty „You And Me Against The World”, w oryginale śpiewanym przez Brytyjkę Kim Wilde. Podczas gdy pierwotna wersja to klasyczny synthpop z 1981 roku, tak wersja APOP to czysty synth rock, z dość ciężkimi gitarami, naturalną perkusją i charakterystyczną elektroniką. Co ciekawe – nadal udało im się zachować taneczny wydźwięk oryginału.

Black Light Discipline – Self Control (Raf/Laura Branigan)

No nie powiecie mi, że nigdy Wam się nie zdarzyło nucić tego kawałka, gdy tylko zasłyszeliście go w radiu czy gdziekolwiek indziej. Zapewne część z Was zdziwił ten „Raf” w nawiasie – nie, to nie skrót od Royal Air Force. Raf był włoskim piosenkarzem nurtu italo disco, który w 1984 roku wydał utwór… „Self Control”. W tym samym roku Laura postanowiła go zaśpiewać na swój sposób i wydać jako wiodący singiel jej trzeciego albumu o tej samej nazwie. Cover goni cover i coverem pogania. Jeszcze bardziej się zdziwiłem, gdy fińska grupa industrial metalowa Black Light Discipline nagrała swoją wersję. Jak ona brzmi? Wiadomo – metalowo! Ale i też wszechobecna elektronika oraz zachowanie tanecznego rytmu sprawiło, że słucha się tego nad wyraz przyjemnie. Mógłbym się jedynie przyczepić do dodatkowego damskiego wokalu, no ale nie można mieć wszystkiego.

Clan Of Xymox – A Forest (The Cure)

Jak wygląda teraz Robert Smith z The Cure? Polecam poszukać w internetach. Obecny image tego kultowego w pewnych kręgach człowieka już dawno stracił na świeżości, jednakże jego muzyka nadal się dobrze trzyma. Nic więc dziwnego, że kolejna z legend gotyku – czyli Clan Of Xymox – zaszalała i wzięła go na warsztat. Jak więc brzmi ten już 36-letni utwór w wersji CoX? Klimat jest zachowany – co jak co, ale goci się rozumieją w tej kwestii. Dodana jest wyraźniejsza elektronika, zaś perkusja ma więcej ciała, dzięki czemu nie brzmi już jak uderzanie pałeczką w plastikowe pudełka.

A Perfect Circle – People Are People (Depeche Mode)

Gdy taka kapela jak A Perfect Circle bierze się za przeróbkę jednego z hitów Depeche Mode, to wiadomo jedno – nie wiesz, czego się spodziewać. Wydany pierwotnie w 1984 roku klasyk „depeszów” to elektroniczny utwór stworzony na parkiety. Cóż więc miał z nim zrobić Maynard James Keenan i spółka? Cóż – wersja APC to przypadek, gdy albo się ją kocha, albo nienawidzi. Wyobraźcie sobie utwór, w którym jedyne co zostaje takie samo, to tekst, zaś reszta jest całkowicie pozmieniana. Tak linia melodyczna jak i cały charakter utworu. Czy był to dobry pomysł? Przekonajcie się sami.

Mindless Self Indulgence – Personal Jesus (Depeche Mode)

To całkowity przypadek, że depesze znaleźli się na tej liście dwukrotnie. Po prostu przypomniałem sobie o tym coverze. W sumie sam oryginał ledwo ledwo załapał się na listę, bo wystarczyłoby pół roku, aby należał już do nowej dekady. Czy komuś trzeba go przedstawiać? Nie wydaje mi się. Charakterystyczna gitara Martina Gore’a i wokal Dave’a Gahana to wizytówki tej kompozycji. Zdziwiłem się niemało, kiedy trafiła do mnie informacja, że „majndlesom” zachciało się scoverować ten klasyk. Jeżeli teraz poszukaliście w internecie informacji o MSI i przesłuchaliście ich muzykę, to zapewne podzieliście moje odczucia. Jak więc to wyszło w praktyce? No cóż… nie mam zdania. Dobrze że mają swoją wizję, ale jest jakaś nad wyraz chaotyczna (nawet jak na nich), no i tylko dwie minuty? Trochę za mało jak dla mnie.

To/Die/For – It’s A Sin (Pet Shop Boys)

Pet Shop Boys! Któż ich nie kojarzy? Do dzisiaj są chętnie puszczani w popularnych stacjach radiowych, zaraz obok Desireless czy Queen. Cechą charakterystyczną tego duetu jest z pewnością wokal – barwa głosu Neila Tennanta jest tak rozpoznawalna i nie do podrobienia, że nawet Chińczycy mieliby z tym problem, gdyby chcieli stworzyć sobie swoje Pet Shop Boys. Finowie z To/Die/For wiedzą o tym i chwała niebiosom, że zrobili to na swój sposób. Ich gotycko-metalowa wersja z dodatkiem elektroniki brzmi inaczej, ale to nie znaczy że gorzej. Jeżeli więc jesteście gotami zakochanymi w latach 80. – ten cover jest dla Was stworzony.

Deathstars – White Wedding (Billy Idol)

„Pieśń Lodu i Ognia” ma swoje czerwone zaślubiny, a muzyka popularna – białe, autorstwa Billy’ego Idola. Nie ma bata, z takim pseudonimem scenicznym ten chłopaczyna był wręcz skazany na sukces. Ciekawe czy podejrzewał, że aż taki? Dla Szwedów z Deathstars najwyraźniej jest jednym z idoli, gdyż nagrali w swojej wersji jeden z jego flagowych utworów. Jest ciężej, mroczniej, bardziej elektronicznie, z chórkami i niskim głosem Whiplashera. Co ciekawe – potańczyć nadal można!

Terminal Choice – Don’t Go (Yazoo)

Kopałem, kopałem, aż w końcu się dokopałem. Zakochałem się w oryginale, gdy usłyszałem go w filmie „Tango & Cash”. Utwór został nagrany i skomponowany przez Yazoo – czyli duet Alison Moyet i Vince’a Clarke’a. Kawałek sam w sobie jest prosty ja konstrukcja cepa, jednakże charakterystyczny kobiecy wokal oraz elektronika takiego mistrza jak Clarke dała razem świetny efekt, skutkiem czego „Don’t Go” wpada w ucho po kilku chwilach. Jeżeli natomiast nie kojarzycie Terminal Choice, to już tłumaczę – to jeden z projektów podocznych Chrisa Pohla, czyli człowieka stojącego za „guilty pleasure”, jakim jest Blutengel. Nasz uwielbiany przez kindergotki książę wampirów zdecydował, że trzeba zmienić stylistykę oryginału i nadać jej industrialnego i metalowego pazura, wskutek czego powstał ten cover. Posłuchać można, no ale… jakoś bez polotu jest.

Bonus: Fear Factory & Gary Numan – Cars

Długo się zastanawiałem, co zrobić z tym numerem, ponieważ nigdzie on nie pasuje. Brzmieniowo to oryginał, tylko tak jakby nagrany za pomocą nowocześniejszej technologi. Tyle że przez inną kapelę, więc to cover. No ale udziela się w nim jego autor i pierwszy wykonawca… czyli to tak trochę nie cover.

A jakie Wy macie ulubione covery ejtisowych przebojów?

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

Danny Neroese

Nie przepada za mówieniem o sobie. Ekscentryk i samotnik. Ceni swój wyjątkowy gust muzyczny.

komentarze 2

  1. Asmonix pisze:

    A playlista na spotify? 🙁

    1. Danny Neroese pisze:

      W sumie…to nie wpadłem na to :V

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *