Formacya Nieżywych Schabuf – Wiązanka melodii młodzieżowych

80s, płyty, polak potrafi Autor: rajmund sty 13, 2014 komentarzy 5

Formacja Nieżywych Schabuff: bardzo dziwny zespół, który zdobył wielką popularność w latach dziewięćdziesiątych (supportowali nawet Michaela Jacksona na warszawskim koncercie!) za sprawą dość banalnej piosenki o lecie, a także coveru „Da da da” niemieckiej grupy Trio. U początków kariery mieli jednak przebój o wiele mniej banalny: „Klub wesołego szampana”. Jak ktoś nie kojarzy tytułu, z pewnością skojarzy absurdalny tekst: „A gdybym miał cię zjeść / To co byś powiedziała? / A ugryźć gdybym chciał / Czy coś byś przeciw miała? – Chciałabym, chciała”. Oryginalna melodia, odpowiedzi śpiewane przez Małgorzatę Pieńkowską, do tego „płacząca” partia skrzypiec i nagły ryk tłumu szaleńców. Coś takiego mogło powstać (i osiągnąć mainstreamowy sukces) tylko w latach osiemdziesiątych. I tym tropem trafiamy do pierwszej płyty Formacji, która udowadnia, że był to niegdyś całkiem nietuzinkowy zespół.

Trzeba bowiem od razu postawić grubą kreskę i oddzielić: Formacya Nieżywych Schabuf z „Wiązanki melodii młodzieżowych” to zupełnie inny zespół, niż Formacja Nieżywych Schabuff z płyt późniejszych (podział tym prostszy, że na pierwszej płycie nazwa zespołu pisana była przez jedno „f”, a nawet ze staropolskim „y” zamiast „j”). W początkowym okresie działalności grupy liderem, wokalistą i autorem większości tekstów („Klub wesołego szampana” akurat napisał Wojciech Płocharski) był Jacek Pałucha. Znany z późniejszych przebojów Olek Klepacz pełnił jedynie rolę klawiszowca.

Wizja zespołu obu panom się dość różniła, co zresztą doprowadziło do odejścia Pałuchy na chwilę przed wydaniem debiutanckiej płyty. „Wiązanka melodii młodzieżowych” to nie jest żaden zbiór przebojów na lato. Gdyby ta płyta powstała w bardziej cywilizowanym zakątku świata, wydałoby ją Wax Trax! (albo przynajmniej Mute), remiksy zrobiłby jakiś Foetus (albo Alan Wilder), a w „Klubie wesołego szampana” stękałaby Lydia Lunch.

W awangardowy, kabaretowo-surrealistyczny klimat całości wprowadza już „Swobodny dżordż”:

Tam po lewo studnia stoi
Pośród gruszy i orzechów
Tam hoduję tłustą świnię
Tam nakłonię cię do grzechu
Wilki wyją do księżyca
W studni płynie złota woda
Ty się cofasz, wahasz, ale
Złotej wody ci nie szkoda

Już czujecie różnicę? A to dopiero początek. Sielska melodia skrzypiec przechodzi płynnie w baśniową melodię „Kosmicznego zabijaki”. Wszystko bardzo pięknie, póki żeńsko-męski dwugłos opowiada o dzieciach, lepiących z gliny ptaka. Niestety, niespodziewanie pojawia się tytułowy kosmiczny zabijaka (czemu towarzyszy odpowiednio dramatyczna zmiana w muzyce) i wszystkich zjada. „A co było dalej z nimi, tego się domyśli nawet niespecjalnie rozgarnięty muł” – jak informuje ekspresyjny zaśpiew Pałuchy. Potem jeszcze wraca pierwsza zwrotka, tym razem zaśpiewana w towarzystwie kogoś, brzmiącego zupełnie jak ulubieniec dzieci (i znany wokalista metalowy), Kulfon. Niespełna dwie minuty, a jaka schiza.

Do takich dziwactw można dopisać „Radość młodego nicponia”, która z dość jednostajnej klawiszowej wyliczanki przemienia się w prawdziwy hymn na cześć LSD (w tekście jest mowa o bydle rogatym, prowadzącym tramwaje, słoniach, które zabrały muchom gitary, a wszystkiemu przygrywa do taktu murzyńska kapela, więc jakieś kwasy ewidentnie były w użyciu). No i jest jeszcze „Najgłupsza piosenka świata (Kibel)”, czyli ponura pieśń w stylu zimnych lat osiemdziesiątych z industrialnym beatem i „muszymi” przeszkadzajkami. Oraz zupełnie nieprzystającym tekstem o tym, jak to kibel roznosi zarazki i wylęgają się w nim muchy.

Ale są też bardziej konwencjonalne, nowofalowe piosenki. „Kiedy zamykam oczy” z sennymi klawiszami i sugestywnym refrenem: „Pewnej nocy tak się stanie, sztuka zdechnie – smród zostanie”. „Palę faję”, czyli drugi największy przebój z tej wiązanki kompozycji. Przebojowa melodia, syntezatorowe przestrzenie i budzące się w nich wielogłosy – nie przeszkadza nawet tekst o dłubaniu w nosie i żuciu gumy. Syntezatory i klawisze w ogóle pełnią na tej płycie bardzo ważną rolę, o czym przekonuje chociażby arpeggiowe „Centrum wynalazków”.

Jeśli jakiś kawałek jest tu muzycznie mniej ciekawy, to chyba tylko niemiecko-angielsko-polski hymn „Lubię grać muzykę”, choć też wpasowuje się w obraną na płycie stylistykę. Na szczęście szybko się o nim zapomina w obliczu zamykającej krążek perełki. Prawie ośmiominutowy „Zangaro” to oniryczno-plemienna kompozycja z echami brzmień typowych dla wytwórni 4AD i niejako podsumowująca brzmienie całej „Wiązanki melodii młodzieżowych”. Panowie nie chcieli już nawet rozpraszać tekstami – przez cały utwór powtarzają tylko co jakiś czas „Welcome to Zangaro”. Nawet by i pasowało jako tło do „Psów wojny” i sceny odprawy celnej po przyjeździe Christophera Walkena do Zangaro.

No cóż, nie chcę cytować tekstu „Kiedy zamykam oczy”, ale wszyscy wiemy, co się stało z późniejszą Formacją Nieżywych Schabuff. Na szczęście została nam chociaż jedna płyta po najciekawszym okresie w jej dorobku. „Wiązanka melodii młodzieżowych” to krążek ze wszech miar intrygujący, pełen ładnych melodii, oryginalnych aranżacji i absurdalnych, humorystycznych tekstów. Dzieło jedyne w swoim rodzaju.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

rajmund

Lokalny Ojciec Dyrektor. Współpracował m.in. z portalami CD-Action, Stopklatka i Antyradio. Po godzinach pisze opowiadania cyberpunkowe i weird fiction. Zafascynowany chaotycznym życiem szczurów.

komentarzy 5

  1. kajman pisze:

    Lepiej bym tego nie napisał. Jedna z najciekawszych polskich płyt ever, gdzie do niekoniecznie poważnych textów dołączona jest absolutnie poważna i rewelacyjna muzyka. Niestety później i jedno i drugie w tym zespole zdecydowanie się zepsuło. Na tej płycie są jednak doskonałe kompozycje, z których na pewno najciekawsze jest Welcome to Zangaro (tutaj pozwolę się nieco nie zgodzić, gdyż text, a przede wszystkim jego sposób zaśpiewania jest jednym z najważniejszych elementów utworu, rzekłbym nawet, że momentem kulminacyjnym). Pozostałe utwory są albo bardzo dobre albo znakomite (i tu wspomniałbym o jednym z moich ulubionych, a nie wymienionym powyżej Z nożem na ptaki).
    I jeszcze takie dwie uwagi. Sporym przebojem z tej płyty był też Swobodny Dżordż (pierwszy grany z niej utwór), a Palę faję zdobyło większą popularność dopiero w wersji Faja’89, nagranej już w nowym składzie.

  2. rajmund pisze:

    Racja, dzięki za uzupełnienie 🙂

  3. zdrawko zdrawkow pisze:

    …byl tez utwor „Jugolo” (przynajmniej tak zatytulowano go w radiu), ktorego na plycie nie ma…
    …bylem na jednym z ostatnich koncertow Formacji jeszcze z Palucha (pozna jesien’88) i widac bylo, ze grubas zza klawiszow juz przejmowal role dominatora, robil z siebie bardzo nieswiezego schaba puszacego sie niczym Samantha Fox, az sie sam dziwilem, co to za klawisz niesmaczny, przeciez nie on tu pierwsze skrzypce grac powinien, juz wkrotce mogl to robic do woli, odrzucic na bok klawisze wraz zreszta z frontmanem-poeta, ktory go troche zaslanial i pokazac swiatu: swoje sadlo, nijakosc i kompletna pustke tworcza we lbie, mial za to taka chec dominacji i pokazania, ze wlasnie nie reprezentuje soba niczego, ze ten zespol musial sie tak stoczyc, jesli ten nijaki grubas przejal go w swoje szpony, zero samokrytycyzmu i bezczelnosc z jaka wtargnal na salony muzyki rozrywkowej niczym swinia do chlewu…

  4. Marlena pisze:

    Słyszałam chyba w jakimś radiowym wywiadzie, że pierwszy lider FNS pożyczył te pomysły od innego wykonawcy (płyta Cyfry, kapela Przyjaciele – m.in. na Tidal i Spotify), a potem od niego pożyczyli je Edek Klepacz & co.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *