Econoline Crush – The Devil You Know

90s, płyty Autor: rajmund kwi 21, 2014 komentarze 3

Parę lat temu 16volt reklamowali się jako „najlepszy industrialny zespół, jakiego jeszcze nie słyszałeś”. Umieścili cały swój dorobek do pobrania za darmo w Internecie, nagrali kilka niezłych płyt i dziś już każdy szanujący się miłośnik rocka industrialnego doskonale wie o ich istnieniu. Kogo więc można by podmienić na stanowisku tego pasującego jak ulał do mojego bloga hasła reklamowego? Jednym z kandydatów mogłoby być Econoline Crush, choć zaznaczmy sobie od razu, że to zespół o wiele lekkostrawniejszy, wręcz skrojony pod playlisty alternatywnych stacji radiowych. Jednak dla stęsknionych za brzmieniami lat dziewięćdziesiątych będzie jak ulał.

Od Gravity Kills, Stabbing Westward czy Machines of Loving Grace różni Econoline Crush przede wszystkim to, że są z Kanady. W praktyce czyni to niewielką różnicę, bo wcale nie bliżej im przez to do lokalnej legendy, Skinny Puppy. Może mieli po prostu większe parcie na listy przebojów, żeby dogonić kolegów ze Stanów? Choć z początku się na to nie zanosiło: na debiutanckiej EP-ce „Purge” z 1994 roku coverali „Pssyche” Killing Joke. Wydany dwa lata później pełnowymiarowy „Affliction” nagrali dla Nettwerk (przez wiele lat wytwórnia Wychudzonego Szczeniaka), a za elektronikę odpowiedzialny był Rhys Fulber (przede wszystkim Front Line Assembly, lecz także niezliczone projekty poboczne). Jednak jeśli mam polecić jeden krążek chłopaków z Vancouver, zdecydowanie wybiorę najbardziej dopracowany „The Devil You Know”.

Ta płyta miała być złotym strzałem, czymś, co przyniesie im pierwsze miejsca na listach w USA i z lokalnej kanadyjskiej gwiazdki wyniesie ich do jankeskiej ekstraklasy. Poniekąd się udało. Econoline’owie pojechali w trasy u boku KISS, Foo Fighters czy Green Day. Ich utwory były grane w popularnych serialach jak „Melrose Place” czy „Psi Factor”. „The Devil You Know” dostało nawet platynową płytę, ale wciąż tylko za kanadyjski rynek. Z tego lokalnego getta nigdy się już nie wybili, o czym najlepiej świadczy fakt, że nikt o nich dziś nie pamięta.

A szkoda, bo ich największy hit to „instareplay”:

Złośliwi zaklasyfikowaliby Econoline Crush do zespołów jednego przeboju, ale wbrew pozorom na „The Devil You Know” jest jeszcze sporo sympatycznych utworów. Sprzyjająca mainstreamowej publice produkcja Sylvii Massy (która z jednej strony była odpowiedzialna za pierwsze nagrania Toola i ostatni album Machines of Loving Grace, z drugiej: współpracowała z Red Hot Chili Peppers czy Prince’em), wpadające w ucho kompozycje w duchu alternatywy lat dziewięćdziesiątych… Do tego krążka po prostu chce się wracać.

Do siekającego perkusją i elektronicznymi wtrętami „Surefire”, który od razu wbija się do głowy. Do niepokojącego rzężeniem i przetworzonym krzykiem wokalisty „Hollowman”. Do bliskiego „Save Yourself” Stabbing Westward kawałka tytułowego z nieoczekiwanie melodyjnym refrenem. A pomiędzy tym eksperymentalny „Deeper” (jeden z nielicznych momentów, gdzie gitary odgrywają mniejszą rolę) oraz kolejne przeboje: bujający „Sparkle and Shine” z niespodziewaną solówką czy „All That You Are”, który pod względem hitowego potencjału niewiele ustępuje „Home”. Zespół zresztą twierdził parę lat temu, że ten hitowy potencjał podpatrzyli u nich lokalni koledzy.

Nickelback miał splagiatować go w swoim „Figured You Out” – porównajcie sobie sami.

Oprócz niezbyt odkrywczych, ale miłych dla ucha piosenek i fachowych aranżacji, które nawet po paru odsłuchach zdradzają coś nowego, również na polu tekstowym Econoline Crush idealnie wpasowują się w stylistykę rocka industrialnego. Począwszy od „Surefire”: o tym, jak ciężko usatysfakcjonować kobietę i zabawy frazą „never enough” w refrenie, przez „emo wyznania” w kawałku tytułowym, gdzie wszystko się poplątało, ideały zostały sprzedane, a niewinność pozostała już tylko w snach, aż po „Haven’t Gone Away”, gdzie od pierwszych linijek podmiot liryczny stwierdza, że został poczęty przez przypadek, a jego żywot to walka skazana na przegraną. Rodzynkiem w tym towarzystwie jest „Deeper” napisany ponoć z myślą o koledze chorującym na AIDS. Natomiast wieńczący płytę „Razorblades and Bandaides” to już klasyczny przykład poezji porozstaniowej:

You’d think that you’d notice
How I’ve simply chosen to fade
One fleeting moment
I would have hoped I could stay
If I kissed you would you push my face away?
If I told you how I feel would you have
Listened anyway?
I miss you, more than words could ever say
I miss you, every single empty day
Did you think this would be easy my friend?
Did you think it’s come to this our bitter end?
Killed the magic, sucked the life out
Buried me under the blame
Follow me down to this our bitter end

Co się stało potem z Econoline Crush?

Cóż, nawet pod tym względem kontynuowali industrialny schemat. Nagrali desperacką próbę osiągnięcia upragnionego sukcesu poza Kanadą: fatalną „Brand New History”. Nie sposób im jednak odmówić samokrytyki, bo sami postanowili się po tym potworku rozwiązać. Wrócili dopiero w 2008 roku z krążkiem „Ignite” – tym razem próbą powrotu do czasów „The Devil You Know”. Ale przecież w XXI wieku to się nie mogło udać (choć w odróżnieniu do „Brand New History” tej płyty jeszcze da się słuchać). Arcydzieła nigdy w końcu nie stworzyli, ale myślę, że każdy wychowany na nowocześnie brzmiących, najntisowych klimatach doceni „The Devil You Know”.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

rajmund

Lokalny Ojciec Dyrektor. Współpracował m.in. z portalami CD-Action, Stopklatka i Antyradio. Po godzinach pisze opowiadania cyberpunkowe i weird fiction. Zafascynowany chaotycznym życiem szczurów.

komentarze 3

  1. Zeal Deadwing via Facebook pisze:

    Trzeba było wcześniej mówić że to kanadyjski zespół… wcześniej bym się za nich zabrał 😛

  2. A coś w tym stylu, tylko instrumentalnie?

  3. Ciężko jest, ale próbuję – sprawdź priva 😉

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *