Dope Stars Inc. – TeraPunk

2015, płyty Autor: rajmund lut 26, 2015 komentarze 3

Dokładnie rok temu prezentowałem Wam „Ultrawired” – magnum opus włoskiego industrialu autorstwa kierowanej przez Victora Love’a grupy Dope Stars Inc. Cyberpunkowi buntownicy kazali nam czekać na nowy materiał aż cztery lata – to jak dotąd najdłuższa przerwa między ich wydawnictwami. Opłacało się?

„Ultrawired” było wyjątkową płytą już ze względu na metodę jej dystrybucji. Dope Starsi uniezależnili się od swojej dotychczasowej wytwórni i poprzedni krążek wydali na… The Pirate Bay – był promowany na stronie głównej jednej z najpopularniejszych stron w Internetach, a artyści sami zachęcali do ściągania go i promowania wśród znajomych. Takie wybryki parę lat temu były na ewoluującym w stronę cyfrową rynku muzycznym całkiem częste. Swoje płyty wrzucali za darmo do Internetu Trent Reznor,, Gorillaz czy Death Grips. Na ogół jednak po jednym, góra dwóch eksperymentach tego typu artyści wracali do sprawdzonych metod i kolejny materiał wydawali już normalną drogą za pośrednictwem wytwórni płytowych.

Dope Stars Inc. również poszli na pewien kompromis: „TeraPunk” można w tej chwili ściągnąć za darmo z oficjalnego SoundClouda zespołu (być może ta opcja zniknie po premierze fizycznego wydania), ale już na początku marca płyta ukaże się na CD i winylu za pośrednictwem Subsound Records (Distortion Productions w USA). Brakuje tu tego ideologicznego wymiaru jak w przypadku „Ultrawired”, gdzie wraz z plikami mp3 dostawaliśmy m.in. „Deklarację Niepodległości Cyberprzestrzeni”, z drugiej strony dostajemy kolejną płytę za darmo, nie ma się więc co czepiać.

„TeraPunk” to jak dotąd najkrótszy album Włochów: ledwie 39 minut muzyki.

W połączeniu z tytułem daje to już pewne wyobrażenie o formie tego krążka. Tym razem Victor Love zakrzyknął do swoich cyberpunkowych kolegów „Tera (będzie) Punk!” i skupili się na tym elemencie swojej twórczości. Dlatego też to płyta krótka, bezpośrednia, dająca od razu po mordzie. Bez tylu urozmaiceń, co na poprzedniej, bez sampli z filmów i z ograniczoną ilością dźwięków rodem z Atari – przede wszystkim gitarowa młóca i agresywna elektronika w punkowym tempie. Jeśli ceniliście Dope Stars Inc. przede wszystkim za kawałki w stylu „Better Not to Joke”, teraz dostaliście ich całą kolekcję.

Już pierwsze cztery utwory to atak zmasowanej energii, który obudzi do życia nawet zmarłego. Czasem z oldskulową, klawiszową solówką („Many Thanks”) albo zaśpiewem stworzonym na stadiony („Don’t Wanna Know”), innym razem w bardziej tanecznym wydaniu z rejonów EBM-u i futurepopu („Take It”) – albo może bardziej futurepunku? Taką etykietkę przykleiłbym szczególnie „Do It Yourself”, które brzmi, jakby ktoś rzeczywiście wskrzesił The Ramones w nowym, cybernetycznym wydaniu.

Chwila przebojowego zwolnienia z nutą futurystycznego new (neu)romantic w „Along With You”, ale już w „You Have No Chance” uderza nas znowu agresywny wokal Victora i industrialny pałer. „Dressed Inside Your Fear” to przykład „przesterowanej elektroniki”, za którą najbardziej lubię ten zespół, a taneczny „Spider Claw” zapada w pamięć dzięki kolejnemu wielkiemu refrenowi. Gdyby „TeraPunk” trwał dłużej, pewnie pod koniec trochę by już nudził, jednak dzięki tak zwięzłej formie czujemy się cały czas równomiernie ładowani energią.

Ciężko mi tu nawet wyróżnić jakieś ulubione utwory

Wszystkie stoją na równym poziomie i zamiast zapętlać coś konkretnego, od razu chce się po prostu zapuścić cały krążek jeszcze raz. Może o taki tytuł mógłby zawalczyć „The Believer”, a może to tylko kwestia jego znacznej odmienności od reszty materiału. Kawałek brzmi jak The Cure na turbo dopalaczu i przywodzi na myśl „Gigahearts”. Doskonałe zwieńczenie bardzo dobrej płyty.

Nie ma wątpliwości: warto było czekać na „TeraPunk”. Nie podejmuję się oceniania tego krążka w kontekście reszty dyskografii Włochów, bo dopiero on uświadomił mi, jak jest ona zróżnicowana. Choć ciężko pomylić Dope Stars Inc. z innym zespołem, każdy album prezentuje się inaczej i stanowi świeże podejście do sprawdzonych patentów: czy to klasycznego industrial rocka („Neuromance”), czy przebojowego gotyku („Gigahearts”), czy energetycznego techno punku jak teraz. „TeraPunk” to skompresowany w czterdziestominutowej kapsułce terabajt energii. Jeśli szukaliście płyty na poranne rozbudzenie czy jakieś treningi – sprawdzi się na medal. No, to teraz chłopaki wpadajcie na koncert do Polski!

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

rajmund

Lokalny Ojciec Dyrektor. Współpracował m.in. z portalami CD-Action, Stopklatka i Antyradio. Po godzinach pisze opowiadania cyberpunkowe i weird fiction. Zafascynowany chaotycznym życiem szczurów.

komentarze 3

  1. Danny Nirołs via Facebook pisze:

    Porzucili ideę ,,Long Live Pirates”. Smuteczek.,

  2. „Ojej! Nie ma takiej strony.” ;(

  3. Zeal Deadwing via Facebook pisze:

    Nie wiem czemu ale odnoszę wrażenie iż „Many Thanks” wzorował się na tym genialnym utworze https://www.youtube.com/watch?v=uAOoiIkFQq4 (co nie zmienia fucktu, że jest spoko)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *