DHM – Dehumanizacja?

00s, płyty, polak potrafi Autor: rajmund paź 13, 2014 Brak komentarzy

Cold wave, new wave, post punk… Polska scena zawsze stała mocną reprezentacją w tych szufladkach. Wystarczy wspomnieć Siekierę, Made in Poland czy 1984, że o takich mainstreamach jak Republika i Aya RL nie wspomnę. To wszystko jednak dość zamierzchłe czasy – dziś opowiem o czymś nieco świeższym. Puławska grupa DHM zabłysnęła na mapie zimnej krainy u progu XXI wieku dwiema płytami: „Disco Heine Medina” i „Dehumanizacja?”. Na warsztat wezmę tę drugą, z 2005 roku.

Trzeba jednak od razu zaznaczyć, że choć oficjalna działalność wydawnicza zespołu rozpoczęła się dopiero w 2003 roku, to panowie z DHM mieli już wtedy za sobą barwną historię, sięgającą jeszcze połowy lat osiemdziesiątych i festiwali jarocińskich. Taka atmosfera uderza w tym materiale od pierwszych dźwięków: transowe, mocne gitary a’la Killing Joke, oddalony wokal z pogranicza melodeklamacji, czasem to wszystko podlane zimnym, wczesnokjurowym klawiszem… To, co najbardziej odróżnia „Dehumanizację?” od „Disco Heine Medina”, to produkcja: tym razem kompletnie analogowa, bez użycia komputerów. Wbrew tytułowi, płyta jest przez to bardziej „ludzka”, a i same piosenki tak jakby równiejsze.

Choć wyróżniają się od razu dwa utwory.

„Czy masz coś czego się trzymasz?” otwiera gitara, której nie powstydziłby się Geordie Walker. Do tego transowe bębnienie i linia wokalna – robiąca największe wrażenie, gdy Sanchez posępnie powtarza tytułowe pytanie czy masz coś, czego się trzymasz?. Pod koniec zresztą utwór z mistrzowsko budowanego, grobowego nastroju uderza pełnią szaleństwa. Już tylko dla tego kawałka warto się z DHM zapoznać. Od zupełnie innej strony zachwyca „Nie jestem kontrolowany”, utrzymany w stylistyce polskich nowofalowych przebojów lat osiemdziesiątych. Tu już nie ma tak sugestywnego nastroju, ale wciąż jest niepokojąco: zwłaszcza w refrenie mam złe sny.

Wiecie już więc mniej więcej, czego się tu spodziewać.

Postpunkowych jazd („Papier/popiół?”), killingjoke’owych mantr („Jestem gdzie jestem”), tylko czasem zwalniających („Senny”), cały czas jednak utrzymujących niewesoły klimat. DHM podtrzymali tradycję prezentowania starego materiału w nowej odsłonie i podobnie jak na pierwszej płycie na „Dehumanizacji?” nagrali na nowo dwa stare kawałki. W „Ty wiesz” i „Wybuchu” ważniejszą rolę odgrywają klawisze, które zwłaszcza w tej pierwszej kompozycji tworzą urokliwy, melancholijny nastrój. „Wybuch” z kolei brzmi niczym odrzut z „Outside the Gate” załogi Jaza Colemana (a w zasadzie wtedy już tylko Colemana). Dodajcie sobie do tego wszystkiego intrygujące teksty Sancheza, który otwarcie przyznawał w wywiadach, że poza muzyką i literaturą nie ma żadnych zainteresowań, a swoje poezje publikował m.in. w „Nowej Okolicy Poetów” i „Akcencie”:

jestem jak pies obok ciebie
w dodatku widzę czarno-biało
czarne charaktery
wokół tej bieli która cię zaciera
miłość jest drżącą liną („Na linie”)

mój cień jest dziś szybszy ode mnie
oko biegnie do ciebie i ślepnie
to co konieczne wydaje się być niepotrzebnie
a parszywe to co zwykle święte
jestem senny
zmęczony marszem („Senny”)

Niestety, kolejnych płyt DHM się nie doczekaliśmy – ale panowie wciąż koncertują i nawet prezentują nowy materiał. Polecam śledzić ich Facebooka. A „Dehumanizację?” polecam wszystkim, którym brakuje takiego zimnofalowego, postpunkowego grania, zwłaszcza że krążek można wciąż bez większych problemów kupić.

Dobrego grania w tych klimatach nigdy za wiele.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

rajmund

Lokalny Ojciec Dyrektor. Współpracował m.in. z portalami CD-Action, Stopklatka i Antyradio. Po godzinach pisze opowiadania cyberpunkowe i weird fiction. Zafascynowany chaotycznym życiem szczurów.

Brak komentarzy

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *