.com/kill – .com/kill

2013, płyty Autor: Danny Neroese paź 29, 2015 1 komentarz

Kojarzycie może Hellraisera? No na pewno. Wierzę w was, moi czytelnicy, i nie zawiedźcie mnie. W którejś tam części [konkretnie w ósmej – dop. rajmund] tego jakże świetnego horroru (ale pamiętajcie – tylko pierwsza część jest warta uwagi, ew. druga [nieprawda, piątka i szóstka to zupełnie nowe, świeże podejście – dop. rajmund]) pojawiła się idea www.hellworld.com – internetowej gry, która to miała być tylko wstępem do tego, co chciał zrobić z jej uczestnikami Pinhead. Co było dalej? Przekonacie się może sami. Zostańmy przy idei strony internetowej, która jest powiązana z „rdzeniem” tematu. W przypadku dzisiaj wam przedstawianym pomysł ten został wykorzystany potrójnie – w nazwie kapeli, albumu i utworu na tymże. Można by rzec – hattrick.

.com/kill – równie dobrze mogłoby to pasować do wspomnianej wcześniej fikcyjnej witryny internetowej, jednakże w żadnym stopniu nie jest z nią ta nazwa związana. Jeżeli natomiast kojarzycie – no, nie bójmy się użyć tego określenia – kultowe już Diary of Dreams, to mogliście o tym projekcie gdzieś się przypadkiem dowiedzieć. Skąd? Choćby stąd, że tworzony on jest przez mastermind DoD, czyli Adriana Hatesa i jego towarzysza, którego godność ukrywana jest pod pseudonimem Gaun:A. W 2013 roku wzięli się spięli, zrobili kilka fotek, na których wyglądają jak dwóch kloszardów z berlińskich ulic dzielnic niebezpiecznych, potem się umyli, weszli do studia i zaczęli nagrywać. W międzyczasie córka jednego z nich postanowiła pobawić się w psychopatkę i pokazała im, co zrobiła swemu kochanemu pluszowemu misiowi, Guntherowi. Chłopakom się to spodobało i zatrudnili ją na pełen etat jako grafika. Oczywiście, to żart, ale nie mogłem się powstrzymać. Niemniej jednak, zaciekawiło mnie to, iż DoD-owcy określają swój projekt jako „dark noise”, czy coś takiego, zaś reszta, jako dark electro. Jestem pies na mroczną elektronikę – to mnie zachęciło. No i sama renoma wyrobiona latami przez Diary of Dreams coś znaczy, prawda? Prawda…?

Bardzo, ale to bardzo chciałbym wam powiedzieć, że .com/kill trzyma tak równy poziom, do jakiego ogólnie przyzwyczaił nas Pamiętnik Snów. Bardzo chciałbym wam rzec „chłopcy i dziewczęta, bierzcie to, bo towar to zacny”. Uwierzcie mi, pragnę tego. No ale życie jest brutalne, full of zasadzkas and kopas w dupas, a ja się niestety dałem nabrać. Może nie aż tak bardzo, ale w jakiś sposób poczułem, że to nie fair. To, co prezentuje .com/kill, nie ma w sobie nawet grama muzyki noise. Choćby z tego powodu, że zawiera w sobie melodię i nie ma hałasu. No właśnie, melodia. W Diary of Dreams ona była zawsze, jakoś harmonizowała, tworząc ten magiczny i mroczny nastrój opuszczonego hotelu z wampirami. Tutaj jest co najwyżej klimat miejskich kanałów. Serio. Wszystkie melodie są jednostajne, bez jakiegoś wyraźnego pomysłu, który sprawiłby, że album zapisałby się w jakikolwiek sposób w pamięci. Ni to radosne, ni to mroczne, ot, takie bez wyrazu. Elektronika sama w sobie zła nie jest, bo na dość wysokim poziomie. Niektóre pomysły są całkiem niezłe, ale przepadają na tle większości. Beaty są mocne jak wybuch dynamitu, i tutaj gratulacje. Podobają mi się również basy, takie z minimalnym przesterem, dość wyraźne i sterylne. Tu i tam pojawia się jakaś gitarka, ale raczej w tle i nawet człowieka za bardzo nie rusza. Wokal Adriana jest taki, że się go kocha albo nienawidzi – ten zimny, płytki i szorstki głos wokalizujący tak w angielskim, jak i w niemieckim języku, jest prawie taki sam jak w Diary of Dreams. Ja wiem, nie należy pod tym względem wymagać za dużo, bo to kwestie biologiczne, ale no kurcze, może jakaś odmiana?

.com/kill nie zaliczył zbyt udanego debiutu. Fakt, nie oczekiwałem dużo, ale i tak się zawiodłem. Liczyłem na to, iż album wbije mi się do głowy i nie będzie chciał jej opuścić przez minimum jakiś tydzień, a prawda była taka, że odpaliłem go raz jakieś pół roku temu i dopiero wczoraj sobie o nim przypomniałem. Dopiero wczoraj! Dajecie wiarę? Bo ja nie. Po prostu się rozczarowałem. No fakt, brzmi to całkiem nieźle i pod względem produkcyjnym nie ma się za bardzo do czego przyczepić, no ale… panowie, tak się nie robi.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

Danny Neroese

Nie przepada za mówieniem o sobie. Ekscentryk i samotnik. Ceni swój wyjątkowy gust muzyczny.

1 komentarz

  1. sensi seeds pisze:

    A mi się tam podoba!

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *