Ashbury Heights – Morning Star In A Black Car

00s, płyty Autor: rajmund sty 06, 2014 Brak komentarzy

Szwedzi mają talent do melodii w genach. Widać to po skrajnych przypadkach jak Abba, Roxette i Ace of Base. Ale również jak zerknie się w bardziej alternatywne rejony: Statemachine, Lowe, Covenant czy nawet The Knife (przynajmniej dopóki nie oszaleli z „Shaking the Habitual”). Do tej wyliczanki można by dodać chociażby Ashbury Heights, synthpopowy projekt Andersa Hagströma. Powołany do życia w 2005 roku szybko zyskał fanów na alternatywnej scenie i zapracował na etykietkę „nadziei szwedzkiego synthpopu”. Nie bez powodu, mnie kupiliby już swoim uroczym manifestem z sieci społecznościowych:

Czujemy, że synthpop został potraktowany bardzo nie fair na początku lat dziewięćdziesiątych. Próbujemy odpowiedzieć sobie na pytanie: „W jaki sposób wyewoluowałby ten gatunek, gdyby nie stracił na popularności przez lata dziewięćdziesiąte i cieszył się uznaniem aż do dziś?” (…) Nie jesteśmy grupą spod znaku ejtisowej nostalgii, choć oczywiście uwielbiamy tych ogranych zgredów jak wszyscy. Ale nie chcemy ich kopiować. Próbujemy posunąć dalej ich unikalne brzmienie. (…) Naszym celem jest kontynuowanie drogi tam, gdzie skończyły lata osiemdziesiąte. Rozwijanie naszego brzmienia z takim samym zamiłowaniem do eksperymentów i nowoczesności, jak robiły to zespoły pokroju Kraftwerk, New Order i Depeche Mode. Tak samo jak oni nie będziemy się oglądać wstecz, lecz patrzeć zawsze przed siebie.

Piękne słowa i rzeczywiście można znaleźć ich odzwierciedlenie w twórczości Hagströma. Długo zastanawiałem się, które dzieło Ashbury Heights wziąć na warsztat w ramach tego bloga. Bo mógłbym pisać nawet o pierwszej demówce, „Angora Overdrive”. Już tam znalazły się tak czepialskie kawałki jak „Decent Cancer” czy „Corsair” – nagrany zresztą potem na nowo na pełnowymiarowym debiucie, „Three Cheers for the Newlydeads”. I to pewnie właśnie tę płytę nakazywałaby przedstawić przyzwoitość. Anders i Yasmine Uhlin (pierwsza wokalistka związana z Ashbury Heights) zaprezentowali tam już dojrzalsze brzmienie i bardziej rozbudowane aranżacje. Również sam materiał zyskał na zróżnicowaniu, o czym świadczyły takie perełki jak stylowa ballada „Derrick is a Strange Machine” i zabójczo przebojowy, electro-industrialny „Cry Havoc”.

Ostatecznie jednak zdecydowałem się na kolejną pozycję w ich dyskografii, EP-kę „Morning Star in a Black Car”. Mimo że to tak naprawdę tylko pięć nowych utworów i cztery remiksy, to dopiero tutaj Szwedzi wytoczyli swoje najcięższe działa i pokazali najbardziej dopracowane kompozycje.

O ich pewności siebie przekonuje singlowy „Spiders” – nie bez powodu zilustrowany pierwszym w ich karierze teledyskiem. Anders mógłby spokojnie być kosmicznym synem Gary’ego Numana, a Yasmine tym razem wzbogaca nie tylko brzmieniową wartość utworu. Swoją drogą, kto wie, może gdyby nieco spasowali ze swoim odważnym, gotycko-piercingowo-półnagim image’em, udałoby się z takim kawałkiem wybić z wciąż dość alternatywnej niszy. Bo sama piosenka to właśnie piękny przykład tego, o czym mowa w manifeście zespołu. Nienachalna, ejtisowa melodyka, eksperymentalna aranżacja i odrobina przykuwającej uwagę słuchacza magii, której najczęściej brakuje we współczesnych, synthpopowych przepisach (zwłaszcza tych made in Germany).

Pozostałe kawałki na „Morning Star in a Black Car” to strzały równie celne. Na podobnych patentach zbudowany jest „Die by Numbers”, choć to już bardziej taneczny utwór, oparty na odważniejszym beacie. Yasmine dostała w nim nawet solową partię wokalną, a zaśpiewany razem z Andersem refren „Wash your hands in a new generation’s blood / Wash your hands now / Wash your hands now”… No cóż, w Polsce może się kojarzyć z najsławniejszym, telenowelowym Ryszardem. Jeszcze odważniej zakręca „World Coming Down”, gdzie automat perkusyjny już bezwstydnie łoi, a Anders włącza swoją androidową manierę wokalną.

Na – nomen omen – wyżyny Ashbury Heights wspinają się jednak dopiero w „Smile”. Nie bez powodu typuje się go często na ich najlepszy utwór. Tutaj dla odmiany lider czaruje swoją niższą barwą głosu, śpiewając gdzieś z oddali, że „When you smile / The sun resides / In your eyes / It’s all too bright for me”. Tutaj duet ostatecznie dowodzi, że ma nie tylko ejtisowe ucho i talent do melodii, ale też prawdziwie noworomantyczną duszę. Hagström to bardzo utalentowany wokalista i kompozytor z przebłyskiem geniuszu, ale niestety trochę mu tutaj zabrakło w roli producenta. „Smile” dowodzi też bowiem, że jak na charakter prezentowanej tu muzyki, „Morning Star in a Black Car” ma miejscami zbyt surowe brzmienie. Akurat nad nim można było jeszcze posiedzieć.

O ile pierwsza część EP-ki (aż chciałoby się rzec: strona A winyla) byłaby w idealnym świecie zakatowana przez radia, z których Ashbury Heights atakowałoby na wszystkie strony, tak już część remiksowa to typowa ławka rezerwowych na gotyckie parkiety. W zremiksowanym przez Marsheaux „Smile” przestrzenną melodię przehandlowano na rozdrgany syntezator i „klaskany” beat. Warto jednak zwrócić uwagę, o ile lepiej brzmią w niej wokale.

„Die By Numbers” w wersji Agonoize ma więcej z klimatu charakterystycznej dla niemieckich aggrotechowców łupanki dla gotów (nawet dograli swoje własne krzyki) niż nowoczesnego podejścia do synthpopu lat osiemdziesiątych. Alternatywna wersja „Spiders” (autorstwa UnterArt) nawet może się podobać, ukazując bardziej wyraziste oblicze tej piosenki. Dla odmiany wykopany z poprzedniej płyty „Stormbringer” (tutaj w wersji „Aerial Mix”), dostał tylko trochę klawiszowej przestrzeni. Odrobinę złagodziło to jego taneczną bezwzględność. W takiej wersji rzeczywiście lepiej pasuje do opisywanego zestawu.

„Morning Star in a Black Car” było ostatnim dziełem Ashbury Heights z Yasmine Uhlin w składzie. Wokalistka zostawiła Andersa, by założyć własny projekt, Javelynn. Jej miejsce zajęła Kari Berg, którą zresztą można było zobaczyć w Polsce, gdy duet supprotował Clan of Xymox na warszawskim koncercie w 2009 roku. To był dopiero jej drugi występ na żywo pod tym szyldem. Niestety, po wydaniu w następnym roku „Take Cair Paramour” Ashbury Heights byli zmuszeni zawiesić działalność ze względu na konflikt z wytwórnią. Na szczęście już sobie wszystko poukładali i aktualnie Hagström przygotowuje kolejny materiał z nową wokalistką, Teą Time. Do premiery powinniście zdążyć nadrobić wcześniejszą dyskografię Ashbury Heights – do czego gorąco namawiam.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

rajmund

Lokalny Ojciec Dyrektor. Współpracował m.in. z portalami CD-Action, Stopklatka i Antyradio. Po godzinach pisze opowiadania cyberpunkowe i weird fiction. Zafascynowany chaotycznym życiem szczurów.

Brak komentarzy

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *